Pamfir (2022)

W życiu nie powiedziałbym, że jednym z najlepszych filmów obejrzanych przeze mnie w kinie w roku 2023 będzie ukraiński film gangsterski z elementami zakarpackiej baśni. Ale nasze jestestwo tutaj polega na doświadczeniu, a to często bywa przewrotne i zaskakujące. Zwłaszcza że premiera tego wybitnego dzieła miała miejsce w okresie, w którym Ukraina mierzyła się z bandycką napaścią ze strony Rosji. Użyłem czasu przeszłego z nadzieją, że kiedy w przyszłości ktoś trafi na tę recenzję, ta wojna będzie już echem przeszłości.

Umiejscowiony w regionie Bukowiny na zachodniej Ukrainie, w pobliżu granicy z Rumunią, Pamfir klasyfikuje się jako wschodnioeuropejski realizm magiczny, chociaż sam w sobie nie zawiera niczego fantastycznego. Nieziemski ton wprowadza dziwaczne ujęcie otwierające film, przedstawiające Leonida (Oleksandr Yatsentyuk), znanego jako tytułowy Pamfir, przebranego za demona w rzeźbionej drewnianej masce – kostiumie kojarzonym z noworocznym karnawałem Małanki na zachodniej Ukrainie.

To osobliwe święto, będące temat filmu dokumentalnego tego samego reżysera pod tytułem Krasna Malanka z 2013 roku, odgrywa główną rolę w tej historii, zarówno pod względem narracji, jak i ekstrawaganckiej oprawy wizualnej, od scen w chałupniczym warsztacie po elektryzujące, kulminacyjne hulanki. Ten demoniczny wstęp sugeruje dość wyraźnie, że nasz bohater nie pochodzi wyłącznie z królestwa ludzi. Leonid, którego pseudonim oznacza specyficzny rodzaj kamienia, sam jest siłą natury, walczącą z wrogami jak osaczona bestia, warcząc i chrząkając nawet podczas seksu z ukochaną żoną.

Jednak jeśli obedrzemy całą historię z jej fantastycznych elementów, dostaniemy konkretną, surową historię gangsterską dzieją się na ukraińskiej prowincji. Syn Pamfira, Nazar (Stanislav Potiak), chcąc zatrzymać pracującego za granicą ojca w domu, podpala lokalną kaplicę, w której znajdują się jego papiery. To zmusza naszego bohatera do podjęcia się zajęcia, którego wyrzekł się lata temu, a w którym był prawdziwą legendą – przemytu papierosów za białoruską granicę. Pech chce, że robi to na ziemi lokalnego bossa mafii działającego pod przykrywką leśniczego.

Zrealizowane w szerokim formacie zdjęcia Nikity Kuzmenko dyktują rytm filmu, jego niespokojna kamera jest zawsze w ruchu, jakby unosiła się pośród wszechobecnych, górskich mgieł. Ponieważ wiele scen to długie ujęcia trwające kilka minut, poczucie czającego się wokół niebezpieczeństwa i katastrofy jest namacalne, jakby niewidzialna siła reprezentująca władcę przestępczości tego obszaru cały czas miała oko na Leonida i jego rodzinę. Poczucie niepokoju wzmacniane jest innymi tętnicami filmu, przytłaczającą ścieżką dźwiękową i lokalizacja. Zamknięta przez wiecznie wilgotne, górskie lasy zakarpacka wieś wydaje się miejscem, gdzie w każdej chwili pojawić się mogą prawdziwe bestie, w które ludzie przebierają się podczas karnawału. Jest tutaj nawet jedna, sugerująca mocno scena, że coś pośród drzew rzeczywiście się czai.  

Bo omawiany tutaj film nie traktuje tyle o samym Leonidzie, co o świecie przedstawionym z tak tętniącymi życiem szczegółami, że można sobie wyobrazić, jak reżyser Sukholytkyy-Sobchuk wraca do niego w przyszłości, z Pamfirem lub bez, w swoich kolejnych filmach. Lista ekranowych postaci jest, jak myślę, ironicznie bardzo długa. Są rodzice naszego bohatera, skorumpowany gliniarz, kumpel z podziemia o imieniu „Szczur”, chichoczące bliźniaczki i różni najemnicy wokół Oresta. Ten ostatni to korpulentny, wiecznie uśmiechnięty tyran, który jest wręcz przedmiotem lokalnego kultu jednostki, będąc tym samym substytutem Putina lub Stalina. Wszyscy oni jednak nie mają jakoś wiele czasu na ekranie, a wiele dotyczących ich wątków mimo dramatycznych wydarzeń, nigdy nie otrzymuje puenty. 

Świat filmu, przesiąknięty przemocą i zakorzeniony w archaicznej tradycji, jest do bólu wręcz męski. Pigułki, które Pamfir połyka, aby zwiększyć jego siłę do biegania z paczkami po lesie, dają mu również wieczorną erekcję. Po powrocie do domu na początku filmu uprawia energiczny seks ze swoją żoną Oleną – która następnie robi mu pedicure. Prostoduszna, wierząca Olena odgrywa kluczową rolę w często nieuchwytnym motywie teologicznym filmu, na własnym przykładzie oświadcza, że „Bóg pomaga zamienić ból w paliwo”. Mimo to postać Solomiyi Kyrylovej wydaje się zmarginalizowana w świecie obłąkanego maczyzmu. Ale wszystkie feministki, feminiści i osoby feministyczne mogą śmiało po Pamfir sięgać, bo pomimo wylewającej się z ekranu męskości, nie jest ona jakoś bardzo romantyzowana, wręcz ironicznie wyśmiewana.

John Wick (2014), Midsommar. W biały dzień (2019), Fargo (1996) i serial Miasteczko Twin Peaks (1999-) to pierwsze skojarzenia, jakie przyszły mi na myśl zaraz po wyjściu z kina. Pamfir to opowieść o rozpaczy, o granicach, które odważymy się przekroczyć, dosłownie i w przenośni, by chronić swoich najbliższych. W filmie znajdziemy elementy tradycyjnego westernu w postaci mężczyzny wracającego do domu po pewnym czasie nieobecności i muszącego zmierzyć się z faktem, że zmieniły się zasady. To w pełni satysfakcjonujący debiut, który ukazuje iście wirtuozerskie podejście do kręcenia filmów i chociaż nie może całkowicie uciec od swoich gatunkowych pułapek, wznosi się ponad nie dzięki swoim niezapomnianym postaciom i silnemu nacechowaniu etnograficznemu.

Oryginalny tytuł: Pamfir

Produkcja: Ukraina/Francja/Polska/Chile/Luksemburg, 2022

Dystrybucja w Polsce: gutekfilm.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *