Tajna inwazja, czyli kolejny już serial od Marvel Cinematic Uuniverse, od początku miało złą passę. Paskudnie i pokracznie wygenerowane intro, nudny pilot i ogólna nijakość bijąca z ekranu nie zachęcały, by poświęcić czas na obejrzenie wszystkich kolejno wydawanych sześciu odcinków. I wiecie co? Też dałbym sobie spokój po pierwszym epizodzie, wygrała jednak moja naiwność na to, że później będzie lepiej i jakieś takie ludzkie przywiązanie do tych postaci i tego świata.
Kevin Feige, czyli gość trzymający w ryzach całe MCU, przejmuje taktykę od Gwiezdnych Wojen, próbując ukształtować bardziej dorosłą historię szpiegowską jako dodatek do popularnych filmów przyjaznych całym rodzinom, które trafiają do milionów widzów w każdym wieku. Andor (2022-) działał jako rozrywka dla dorosłych, nie zwracając się bezpośrednio do młodszej publiczności. Dlatego też Tajna inwazja jest zdecydowanie bardziej ponura, powolna i nawet brutalna, niż kolorowe, pełne humoru przygody Ant-Mana czy Thora. Ale czy to dobry powód, by poświęcać jej czas?
Serial opiera się na ogromnym crossoverze Marvel Comics w 2008 roku, w którym Avengers i spółka odkryli, że zmieniająca kształt rasa kosmitów zwana Skrullami porwała i zastąpiła wielu superbohaterów, w tym Hanka Pyma, Spider-Woman, Black Bolta i Elektrę. Pomysł ten rozlał się na karty niemal każdego ówczesnego tytułu Marvela, dotykając każdej znanej postaci. Wedle fanów historii obrazkowych, daleko mu do najlepszego, wielkiego wydarzenia z tamtej epoki, ale pomysł zastąpienia bohaterów był na papierze (heh) wyjątkowo interesujący.
Jednak telewizyjna wersja Tajnej inwazji to projekt na znacznie mniejszą skalę. Nie krzyżuje się z żadną inną aktualną serią ani filmem, choć poszerza wiedzę o tym, jak Skrullowie i Nick Fury (Samuel L. Jackson) po raz pierwszy spotkali się w Kapitan Marvel (2019). I jeśli będzie to spoiler, to przepraszam, ale na przestrzeni wszystkich odcinków niedane nam zobaczyć żadnego superbohatera. Don Cheadle gra drugoplanową rolę, ale nigdzie nie widać jego zbroi War Machine, gdyż Rhodey na razie pracuje jako doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa. Skrullowie próbują przejąć Ziemię, infiltrują władzę, podszywając się pod polityków i przywódców wojskowych, a nie członków Avengers.
Narracja praktycznie całego serialu zadaje nam palące pytanie: „A gdyby najbliżsi nam, ci, którym ufaliśmy przez całe życie, byli kimś zupełnie innym?”. Co oczywiście odnosi się nie tylko do zwodniczej natury i metod Skrullów, ale do relacji dobrego Skrulla Tanosa (Ben Mendelsohn) z jego córką G’iah (Emilia Clarke), która pracuje z głównym terrorystą Gravikiem (Kingsley Ben-Adir). I znów się powtórzę, na papierze brzmi to całkiem spoko, tylko że kiedy oglądamy to wszystko na ekranie, odpycha nas swoją płytkością i idącą z nią w parze nudną. Dawno nie widziałem tak nużącego serialu! A nie zapominajmy jednak, że nie mówimy tutaj o jakimś hipsterskim dramacie, a kinie komiksowym.
Nawet Jackson, który w końcu dostaje główną rolę, a wszystkie reflektory skierowane są tutaj na niego, wydaje się postacią niesmacznie wręcz płaską, a na przestrzeni całej historii, przechodzi drogę podobną do tej, którą każdy z nas pokonuje, idąc nocą do toalety. Gdybym był aktorem wcielającym się w Nicka Fury, to byłoby mi chyba smutno, że tak ważną dla całego uniwersum postać, potraktowano w taki sposób. A już finał okazuje się okrutnym żartem, napluciem w twarz wszystkim fanom! Zdradzę tylko, że w Tajnej inwazji cofnęliśmy się do momentu, kiedy to kino superbohaterskie opierało się tylko na jednym – komputerowo wygenerowanym mordobiciu.
Suchy humor Mendelsohna jako Talosa był jedną z najbardziej atrakcyjnych rzeczy w Kapitan Marvel. Tutaj przez większość czasu jest on śmiertelnie poważny, próbując nie tylko uratować nową ojczyznę, ale także ponownie połączyć się z córką, która przeszła na ciemną stronę. G’iah i Gravik są nudni, Maria Hill ledwo występuje w serialu, a jedyną osobą, która naprawdę dobrze się bawi, jest, nic dziwnego, Olivia Colman. Zaryzykowałbym nawet twierdzeniem, że jest ona jedynym, aktorskim przebłyskiem w całym serialu, który potrafi przytrzymać na nim nasz wzrok. Smutne to, bo mając całą plejadę aktorów klasy A, takie niewykorzystanie potencjału jest nie lada wyczynem!
Serial ten jest symbolem problemów współczesnego Marvela. Marnuje talent aktorów, których udaje mu się zwabić w swe szpony. To także strata materiału źródłowego. Komiczna fabuła, na podstawie której opiera się serial, jest ukochanym i uznanym thrillerem dla wielu komiksiarzy, ale jego adaptacja została pozbawiona wszelkich intryg i niuansów. A przede wszystkim Inwazja to strata czasu widza i na razie najgorszy serial MCU, jaki dostarczyła nam Myszka Miki. Nie warto.
Oryginalny tytuł: Secret Invasion
Produkcja: USA, 2023
Dystrybucja w Polsce: disneyplus.com
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.