David Gordon Green na tyle skutecznie zamydlił mi oczy swoim sequelem oryginalnego Halloween z 2018 roku, że do niedawna uważałem go za jedynego godnego twórcę na reżyserskim stołku kolejnej reanimacji znanej franczyzy grozy, ze wszech miar kultowego Egzorcysty (1973) Williama Friedkina. Być może nie dałbym sobie za niego odciąć ręki, bo jednak jakiś głos z tyłu głowy mówił mi, że dziś byłbym osobą z niepełnosprawnością. I najgorsze jest, że przeczucie to wcale się nie myliło.
Od razu powiem, że nowy Egzorcysta nie dorasta do poparzonych pięt oryginalnemu filmowi i stawianie go na tym samym poziomie jest zwyczajnie nie na miejscu. Green zaserwował nam bowiem przeciętnej jakości straszak na miarę współczesnych horrorów rzucanych taśmowo w okresie jesieni. Taki wiecie, bez ambicji, by mówić o czymś ważnym na poziomie głębszym niż kino czysto rozrywkowe i zupełnie bez pomysłu na to, jak wyróżnić się spośród całej masy innych mu podobnych.
Początek filmu jest całkiem obiecujący. Historia zaczyna się od młodej pary będącej ofiarami trzęsienia ziemi na haitańskich wakacjach. Trzynaście lat później wdowiec po tragicznie zmarłej, ciężarnej kobiecie, Victor (Leslie Odom Jr.) i jego nastoletnia córka Angela (Lidya Jewett), żyją w nieustannej żałobie w małym miasteczku gdzieś w Georgii. Gdy Angela z koleżanką z klasy Katherine (Olivia O’Neill) wymyka się do lasu, znika na kilka dni, skazując swoich rodziców na paniczne poszukiwania. Dziewczyny w końcu wynurzają się na powierzchnię, nie mając pojęcia o tym, co spotkało je w ciągu ostatnich 72 godzin.
Wkrótce obie dziewczyny zaczynają wykazywać oznaki opętania przez demona. Całe to makabryczne zamieszenie stawia na nogi okoliczne sąsiedztwo, w tym pielęgniarkę Ann (Ann Dowd), która kiedyś miała poważne plany zostania zakonnicą, oraz ściąga do sennego miasteczka 90-letnią Ellen Burstyn powracającą w roli Chris MacNeil, matki małej, udręczonej przez diabła Regan z oryginalnego filmu. Czy zdeterminowanym rodzicom uda się wyrwać swoje pociechy z łap samego Szatana? Tego oczywiście dowiecie się oglądając omawiany tutaj film.
Wstęp ewidentnie nawiązujący do początkowej sekwencji z Iraku w oryginalnym filmie jest, jak już wspomniałem, świetny. Ujęcie na dwa walczące ze sobą psy na haitańskiej ulicy to dość oczywista metafora walki dobra ze złem, parafrazującej popularne powiedzenie „są w Tobie dwa wilki”. I ten jeden z nich pokierował Greena w dobrą stronę, przenosząc cały film do sennego, małego miasteczka jak z taśmy drukującej amerykański krajobraz. Tutaj reżyser może pochwalić się swoją umiejętnością budowania takiej scenerii, co udowodnił już przy kręceniu trzech części Halloween. To zawsze wdzięczna estetyka dla kina grozy, zwłaszcza że jesienna pora zatapia uliczki w mroku, zasypuje suchymi liśćmi i zalewa je błotem.
W tych ciemnych zakamarkach czają się demony. A jak na prawidła sequela przystało, zamiast jednej opętanej przez diabelski byt dziewczynki mamy aż dwie. I tutaj wkracza ten drugi wilk gniazdujący w kreatywnym umyśle Greena, który nakazał mu przerobienie wszystkiego na nudny, odtwórczy i praktycznie pozbawiony napięcia horror dla… w sumie nie wiem dla kogo? Młodsza widownia znudzona będzie jego flegmatycznym tempem, okazjonalne momenty grozy są do bólu przewidywalne, a bohaterowie jacyś tacy niesympatyczni. Starsi entuzjaści kina grozy będą w kontrze, bo dla nich Wyznawca jawić się będzie wręcz jako gwałt na wielkim oryginale, „upopowienie” arcydzieła Friedkina i obdarcie go z jego estymy.
Tak, jak tamten film był poważnym moralitetem traktującym o sensie wiary i problemach psychicznych, tak ten obiecuje wiele rzeczy, ostatecznie dając nam miernej jakości finał pełen paskudnych efektów komputerowych i patetycznej przemowy o tym, czym jest zło. Różnorodna obsada dawała mi nadzieję, że tytułowy rytuał nie będzie tylko recytowaniem katolickich bzdur nad widocznie wypaczonym dzieciakiem, ale stanie się pewnym tyglem kulturowym, potwierdzającym, że fantazmatyczny Szatan nie jest tylko figurą zarezerwowaną dla jednej wiary na świecie. Ta deklaracja również nie zostaje dotrzymana, a ostatnie sceny Wyznawcy okazały się najbardziej „cringe’owymi” momentami w kinowych horrorach ostatnich lat!
Nie wiem, jakby zareagował Friedkin po seansie Egzorcysty A.D. 2023, ale ja na jego miejscu chyba dałbym dożywotni zakaz dotykania swoich filmów przez Davida Gordona Greena. Gdyby nie kultowa franczyza stojąca za projektem, film ten przeszedłby zupełnie bez żadnego echa. W sumie już po wyjściu z kina historia ta zaczęła ulatniać się z mojej głowy, ustępując miejsca czemuś bardziej angażującemu, na przykład przypomnieniu sobie, że trzeba umyć zęby po powrocie z kina. To chyba największa bolączka tego filmu, który jest zupełnie nijaki, miałki niczym zielonkawa papka zwracana przez opętane dziecko. Zdecydowanie lepszym pomysłem będzie sięgnięcie po oryginał i wmówienie sobie, że jego sequele nigdy nie powstały.
Oryginalny tytuł: The Exorcist: Believer
Produkcja: USA, 2023
Dystrybucja w Polsce: uip.com.pl

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.