Halloween 2 (1981)

Kiedy jako młody chłopak wchodziłem w świat horroru, seria zapoczątkowana przez Johna Carpentera w 1978 roku i jego Halloween była dla mnie jedną z tych priorytetowych. Oglądając te filmy praktycznie jeden po drugim, nie byłem w stanie jednoznacznie stwierdzić, który podobał mi się najbardziej, oprócz oryginału rzecz jasna. Bezpośredni sequel z 1981 roku był jednak dla mnie przez długi czas na, heh, miejscu drugim.

Pomijając całe to zagmatwane rozgałęzienie się uniwersum, jakie spotkało tę serię, mające premierę w 1981 roku Halloween 2 jest najprostszym do przyswojenia sequelem. Zawsze bardzo podobało mi się zagranie, które scala w jedno zakończenie oryginału z początkiem jego kontynuacji. Akcja dwójki ma bowiem miejsce w tę samą noc, co poprzednik, zaczynając się w zasadzie jeszcze podczas jego finału. Dlatego też double feature tych dwóch tytułów jest jak najbardziej zalecane.

Michael Meyers został postrzelony i przypuszczalnie zabity przez swojego psychiatrę dr. Loomisa (Donald Pleasance), tylko po to, by chwilę później wciąż siać terror w okolicy. Laurie Strode (Jamie Lee Curtis), opiekunka do dziecka, która była jego ostatnią ofiarą, zostaje przewieziona do szpitala Haddonfield Memorial  z powodu ran i szoku, jakiego doznała poprzedniej nocy. W szalonym pośpiechu, by powstrzymać Michaela, Loomis przypadkowo morduje młodego mężczyznę w podobnym kostiumie, wchodząc w konflikt z lokalnymi władzami. Laurie zaczyna mieć dziwne sny o wizycie w kimś w sanatorium, a Loomis zaczyna zdawać sobie sprawę, że nigdy nie była ona przypadkową ofiarą szaleńca.

Pierwotnie Carpenter i jego partnerka, Debra Hill, myśleli o osadzeniu fabuły filmu na wiele lat po wydarzeniach z oryginału. Chcieli, aby Laurie mieszkała w wieżowcu, w którym Michael terroryzował piętro po piętrze, aby się do niej dostać. Jednak twórcy nie byli zbyt chętni do kręcenia sequelu, w przeciwieństwie do producentów, którzy zwęszyli dolara. Na spotkaniach dotyczących scenariusza postanowiono po prostu usadowić film zaraz po oryginalne i przenieść większość akcji do lokalnego szpitala. Co jest poniekąd pozostałością po pierwotnym pomyśle osadzenia akcji w wieżowcu.

Oglądając film dzisiaj, jego blask nieco wygasa, zwłaszcza w porównaniu do oryginału. Widać, że twórcy tym razem dysponowali większym budżetem, więc zamiast mozolnego budowania napięcia znanego z arcydzieła Carpentera, mamy tutaj dosłownie eksplozję wszystkiego tego, czego nie potrzebował oryginał. Samochody wybuchają, ofiar jest znacznie więcej i giną w bardziej efekciarskim stylu. Miast kilku zabitych głównie poza kadrem osób z pierwszego filmu, tutaj otrzymujemy już dzieło mocno usytuowane w prawidłach slashera wykrystalizowanego przez pierwszy Piątek 13-tego (1980).

Nie wiem, czy jestem fanem tego rozwiązania. Z jednej strony trudno było utrzymać minimalistyczny ton oryginału, kręcąc jego kontynuację, zwłaszcza że widownia raczej była już pewna swoich oczekiwań wobec filmu o nieśmiertelnym mordercy w masce. Z drugiej jednak Halloween 2 popada momentami w autoparodię, kiedy to Myers wkracza do wypełnionego ludźmi szpitala, idąc niczym Terminator, po jego korytarzach zostawiając po sobie tylko wymyślnie zadaną śmierć. Tak, nasz morderca w tym filmie topi ludzi we wrzątku, przeszywa skalpelem, miażdży młotkiem, a nawet potrafi z gracją chirurga przeprowadzić śmiertelną transfuzję krwi.

No i film robi tę najgorszą rzecz, jaka mogła spotkać oryginalny film, zaczyna budować jakąś dziwną mitologię stojącą za Myersem. Ten bowiem bazgrze własną krwią napisy na ścianach odnoszące się do staroceltyckiego święta Samhain oraz poluje na Laurie, bo ta okazuje się… jego siostrą. Szczerze nienawidzę tego wątku i bardzo cieszył mnie fakt, że w 2018 roku David Gordon Green umyślnie z niego zrezygnował, nawet wyśmiewając go w jednej ze scen. Michael zawsze był dla mnie czymś nieodgadnionym, a to było w nim najstraszniejsze, tutaj wszystko to zostaje wywalone do kosza za pomocą jednej linijki dialogu wypowiedzianej pośpiesznie przez jedną z zupełnie niepotrzebnie wprowadzonych postaci.

Ale pomijając już fakt, że głupie wątki skutecznie pogrzebały na lata fajność oryginalnego Halloween, jego sequel okazuje się naprawdę kompetentnym slasherem. To już nie jest kino do smakowania, ale raczej czysty eskapizm, idący pod rękę z wieloma innymi mu podobnymi. Z taką tylko różnicą, że ma on ikonicznego mordercę na pierwszym planie i więcej scen z nieodżałowanym Donaldem Pleasancem w roli dr. Loomisa. Tym wszystkim przywarom winne jest oczywiście studio, które w swoim zwyczaju potraktowało postać Myersa jako żniwiarza, który skosi trochę zielonych dolarów, przy okazji zalewając publiczność litrami sztucznej krwi. Niech za zwieńczenie tej recenzji posłuży taki przykład: w oryginalnym filmie krwi praktycznie nie uświadczymy, tutaj bohaterowie wręcz się na niej ślizgają.

Oryginalny tytuł: Halloween 2

Produkcja: USA, 1981

Dystrybucja w Polsce: primevideo.com

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *