The Geek (1971)

Facet to świnia. Tak mawiał poeta. I nawet można się z tym zgodzić. Powstaje jednak pytanie, co z innymi hominidami? Czy one też są świniami? Czy pół-człowieka, pół-zwierzę można nawet określić takim mianem. Bo jak świnia może być świnią? Nie wiem, czy podobne pytania zadawali sobie twórcy filmu The Geek, pochodzącego z roku 1971, lecz dzieło ich nawiązuje do tego zagadnienia. Ludzie mają to do siebie, że wszystko potrafią splugawić. Najlepszym tego przykładem jest słynna zasada 36, według której wszystko, co istnieje w popkulturze i w ogóle naszej rzeczywistości posiada swoją pornograficzną wersję.

Prawo to powstało w erze Internetu, ale jak widać, ludzie już od dawna robili podobne rzeczy tylko przy użyciu innego medium. Nie inaczej jest z Bigfootem, czyli mitycznym małpoludem grasującym w lasach Ameryki Północnej. Ktoś kiedyś wpadł na pomysł, by umieścić ową postać w filmie spod znaku XXX. Jak wiadomo, istnieją różne fetysze, więc nie był to zamysł najgorszy. Problem jednak stanowi wykonanie. Jest to obraz typowo amatorski i dzisiaj nie wiadomo nawet, kto dokładnie jest odpowiedzialny za jego powstanie. Całość wygląda jak prywatny film grupy znajomych, co nadaje mu bardzo swojskiego klimatu.

Akcja The Geek rozgrywa się na łonie natury. Oto sześcioro znajomych wybiera się na biwak. Są wśród nich trzy kobiety i trzej mężczyźni. Nie jest jasne, jakie noszą imiona. Dla ułatwienia sam ich ochrzczę przynajmniej żeńską część, gdyż ona odgrywa tu ważniejszą rolę. Nazwijmy je zatem Ildefonsa, Belzebuba i Hermenegilda. Nasza wesoła gromada udaje się na wędrówkę. I należy potraktować to sformułowanie dosłownie. Przez pierwsze bowiem kilka dobrych minut obserwujemy tylko idących ludzi. W sumie później nie jest wcale lepiej. Idą i, idą i nic się nie dzieje. Bez tego chodzenia obraz trwałby pewnie połowę krócej. The Geek to nie tyle film dla dorosłych ile studium chodzenia. W międzyczasie jako kolejna zapchajdziura podziwiać możemy nieostre ujęcia dzikich zwierząt takich jak jelenie czy niedźwiedzie. Początkowo towarzyszy nam narrator, który straszy widza opowieściami o atakach małpoluda. W końcu jednak któraś z postaci się odzywa i od razu przechodzi do rzeczy, dumnie ogłaszając: I wanna make love. Potem mamy krótki i niezbyt efektowny festiwal golizny.

Pokaz ów wygląda rubasznie i przypomina podglądanie jakiejś parki w krzakach. Scenom tym towarzyszy wesoła muzyczka rodem z filmu przyrodniczego co daje w sumie komiczny efekt. Kiedy w końcu na ekranie pojawia się tytułowy Geek, z przykrością obserwujemy, iż on też głównie jedynie chodzi. Jego spacer po polanie ukazany jest w real timie, co pozwala opaść wszelkiemu napięciu. Dochodzi do pierwszego kontaktu stwora z piknikowiczami.

Jest on ukazany w bardzo niezdarny sposób. Ildefonsa zauważa po prostu Wielką Stopę i zaczyna do niej powoli podchodzić. Reszta się temu przygląda. Gdy jest już blisko, kobieta wyciąga rękę do Geeka. On zaczyna ją obwąchiwać, a potem rzuca się na nią i sprowadza do parteru. Następuje wymuszony akt miłosny, chociaż po reakcji Ildefonsy trudno stwierdzić czy jest za czy przeciw. Co ciekawe jej towarzysze znajdują się obok i nic nie robią oprócz przyglądania się całemu zajściu. Nie próbują jej pomóc, tylko czekają. Fajni koledzy. Gdy Geek się oddala, jeden z mężczyzn podchodzi do wykorzystanej Ildefonsy i niewinnie zapytuje: Wszystko ok?.

Empatia to zaiste piękna cecha. Zza krzaków za to wychodzą pozostali dwaj partnerzy z kamerą. Jeden pyta drugiego: Masz to na filmie?, na co uzyskuje odpowiedź: Każdy szczegół. Jak mówi stare powiedzenie, przyjaciół poznaje się w biedzie. Najwidoczniej ci trzej kompani nie byli przyjaciółmi Ildefonsy. Geek natomiast szybko się respawnuje i znów ma ochotę na miłosne harce. Tym razem napastuje Belzebubę. Ona próbuje uciec, ale przewraca się. Dokładnie to sama kładzie się na trawie i udaje, że boli ją noga. Geek wykorzystuje to zdarzenie w wiadomy sposób. I ponownie nikt nie próbuje pomóc kobiecie, mimo że wszyscy znajdują się w pobliżu. Stoją i czekają, aż się dokona. Dopiero po fakcie rzucają się na potwora, lecz on z łatwością odpiera ich ataki. Pokonani ludzie muszę zatem zwinąć manatki i udać się do domu. Stać ich jedynie na zwykłe pogróżki w kierunku małpoluda. The End.

Co może dziwić The Geek nie zapisał się w historii kinematografii złotymi zgłoskami. Nawet w samym nurcie XXX nie jest mile wspominany. Część ludzi jednak o nim pamięta i darzy nawet jakąś formą sympatii. Głównie z uwagi na wartości rozrywkowe jak mniemam. Produkcja uczy nas, że interakcje międzygatunkowe nie są niczym dobrym. Tajemnicą pozostaje także, dlaczego Bigfoot nazywany jest tutaj Geekiem. Słowo to miało wtedy chyba inne znaczenie i określać miało po prostu jakiegoś maniaka. W tym przypadku był to maniak seksualny.

Tradycja została zatem rozpoczęta, a podtrzymują ją takie produkcje jak Ape Canyon z 2002 roku czy Sweet Prudence and the Erotic Adventures of Bigfoot z 2011. The Geek udowadnia, że każdy może kręcić filmy. Nawet, wtedy gdy nie powinien. Śmiało można odradzić każdemu seans tego dzieła. Oferuje ono bowiem ekscytację na zerowym poziomie, nieistniejącą akcję oraz epickie dłużyzny. Jest to pozycja stworzona wręcz dla kinowych masochistów przez ludzi, którzy osiągnęli mistrzowski pułap amatorszczyzny. Innymi słowy, wymarzony wybór na święta.

Oryginalny tytuł: The Geek

Produkcja: USA, 1971

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *