W Kalifornii jest wiele wsi, w których stoją duże domy z basenami. Mieszka w nich bogata biedota, czyli wyższa klasa średnia. Czasami dzieją się tam prawdziwe dramaty. Najczęściej, gdy puma zejdzie z gór i zje pudelka. Dzieci płaczą po czymś takim przez miesiąc.
W tym krajobrazie mężczyźni pracują od rana do wieczora, a ich udomowione żony dbają o to, aby w barku nie brakowało butelek. Tam właśnie toczy się akcja wydanej w roku 1963 książki Absolwent (oryginalnie The Graduate, autor: Charles Webb). Jest ona ważną częścią amerykańskiej klasyki. Trochę to dziwne. Z literackiego punktu widzenia, Absolwent jest raczej nudny. Da się to jednak wytłumaczyć.
Książka ta zawiera celną i ciekawą opowieść socjologiczną. Dzięki temu czytamy o precyzyjnie poukładanym chaosie w głowie Bena oraz zmarszczkach na żeńskich firankach pani Robinson i jej córki Elaine. Pani Robinson reprezentuje typową housewife z pokolenia, którego córki włożyły kwiaty we włosy. To znaczy, były pierwszym pokoleniem dziewcząt, które łatwo się puszczały. Antybiotyki i tabletki antykoncepcyjne łagodziły bowiem ich strach przed chorobami wenerycznymi i niepożądaną ciążą.
W głowach dziewcząt takich jak Elaine wywoływało to wielkie zamieszanie. A w głowach chłopców takich jak Ben, sytuacja, w której czuli się jak seksualne zabawki, była upokarzająca i często, gdy było już po wszystkim, wychodzili bez pożegnania. Tak czy inaczej, książkę odłożę teraz na półkę i zajmę się multimedialnym arcydziełem, które na jej podstawie powstało.

Film Absolwent wzbogacił socjologiczną treść książki o pełne poezji piosenki i wywołujące emocje obrazy. Wszedł na ekrany w roku 1967. Jego ogromny sukces opiera się w dużym stopniu na bardzo dobrym doborze aktorów. Reżyser Mike Nichols złamał świadomie oczekiwania tych, którzy tę książkę przeczytali. W ich głowach główny bohater, Benjamin Braddlock, zakodowany został jako kalifornijski przystojniaczek. Rola ta powierzona została jednak Dustinowi Hoffmanowi.
To dobry aktor, ale jest niski i ma taką fizjonomię, że identyfikować się z nim mogą również synowie farmerów z Idaho. Strzałem w dziesiątkę było też obsadzenie Anne Bancroft w roli pni Robinson. W kategorii apetycznych pań po czterdziestce Bancroft była wtedy w światowej czołówce. Elaine zagrała Katharine Ross. To ładna dziewczyna. Taka, która ma uniwersalną urodę i (gdy trzeba) potrafi być piękna. Również role drugoplanowe powierzono ludziom, którzy byli je w stanie udźwignąć. Przygotowując podkład muzyczny, sięgnięto na książęcą półkę. Ścieżkę dźwiękową przygotował Dave Grusin (Dawid książę Bagration– Gruziński) na podstawie własnych kompozycji i piosenki duetu Simon and Garfunkel. A wizualnym tłem filmu są samograje, czyli kalifornijskie krajobrazy.
Początek jest jak z romansu w miękkiej okładce. Ben skończył studia na elitarnej uczelni. Gdy studiował, swój czas poświęcał na sport oraz naukę i na myślenie o przyszłości nie miał czasu. Dogoniło go to, gdy wrócił do rodzinnego domu. Wpadł w depresję i nie chciał z nikim rozmawiać. Nie chciał, ale musiał, gdyż na jego powitanie rodzice zorganizowali przyjęcie. Między innymi, przyszedł na nie pan Robinson, czyli przyjaciel (inaczej mówiąc business partner) ojca Bena. Oczywiście ze swoją housewife, czyli panią Robinson. Tego wieczoru, pan Robinson miał jeszcze spotkanie z klientem i musiał szybko wyjść.
Kamera skierował się wtedy na panią Robinson. Gdy była młoda, była bardzo piękna i studiowała sztukę. Biologia zakręciła jej jednak w głowie i któregoś dnia puściła z panem Robinsonem w samochodzie. Zaszła więc i wyszła za niego. Teraz jest już dojrzałą alkoholiczką, ale rozumie, że obowiązkiem szanujących się pań w średnim wieku jest dokształcanie młodych chłopców. Prosi więc Bena, aby odwiózł ją do domu. Na miejsce, zaprasza go na drinka, rozbiera się i mówi, że jest do jego dyspozycji. Ben ucieka do salonu na parterze. Myśli tam intensywnie, ale do sypialni na piętrze nie wraca, gdyż do domu wrócił pan Robinson.
Po powrocie do domu rodziców i po dłuższym namyśle Ben postanawia ruszyć w drogę, aby poznać prawdziwych ludzi. Po kilku tygodniach (gasił pożary lasów, pracował na zmywaku i sypiał z kobietami wątpliwej świeżości) wie już, że „prawdziwych ludzi” trudno jest znaleźć. Wrócił więc do domu i do bycia w depresji. Po pewnym czasie, jak łatwo było przewidzieć, dzwoni do pani Robinson. Spotykają się i zamykają za sobą drzwi hotelowego pokoju, W ten sposób otwierają się drzwi do dalszej części filmu. Wprowadza nas w to piosenka Mrs. Robinson Simon & Garfunkel:
And here’s to you, Mrs. Robinson
To dla ciebie, pani Robinson
Jesus loves you more than you will know
Jezus kocha cię bardziej niż myślisz
Whoa, whoa, whoa
(Dźwięki towarzyszące podnieceniu)
God bless you, please, Mrs. Robinson
Bóg cię błogosławi, proszę, pani Robinson
Heaven holds a place for those who pray
W niebie jest miejsce dla tych co się modlą
Hey, hey, hey
Hey, hey hey
Dziwny to romans. Tradycyjnie, po kilku tygodniach siła reakcji chemicznych w głowach i tam niżej powinna zacząć słabnąć. Dzieje się jednak odwrotnie. Ich spotkania stają się coraz częstsze. Reżyser nie pomaga nam jednak w zrozumieniu tego, co jest grane, gdyż Ben i pani Robinson praktycznie ze sobą nie rozmawiają.

W tej sytuacji, na scenę wraca pan Robinson. On też myślał. Elaine studiuje na Berkeley i ma przyjechać na kilka dni do domu. Pan Robinson namawia Bena, aby się z nią spotkał. Ma to sens, gdyż mezaliansu nie będzie. Na wieść o tym, że Ben i Elaine mają iść na randkę, pani Robinson wpada w histerię. To ważna chwila. Pęka oddzielająca ich cisza. Dzięki temu dowiadujemy się, że pani Robinson chce spotykać się z Benem do końca świata i wie, że jego bliższa znajomość z Elaine może to popsuć. Ben jest już jednak gotowy, aby sprawdzić jakość nabytych umiejętności.
Młodzi spotykają się i jadą do Los Angelos na zwiedzanie nocnych klubów. Randka nie należy do udanych, ale w przestrzeń pomiędzy nimi wtargnęły feromony i bez pytania o zgodę uzgodniły między sobą, że to jest to. Umawiają się na następne spotkania i szybko nadchodzi czas na wykonanie następnego kroku. Otumaniony adrenaliną, Ben bezmyślnie zabiera Elaine do hotelu, w którym spotyka się z panią Robinson. Na miejscu, Elaine orientuje się, że personel zna go zbyt dobre, czyli coś jest nie tak. Ben musi szybko wymyślić jakieś wiarygodne wytłumaczenie. Przyznaje się do tego, że bywał w tym hotelu ze starszą od siebie kobietą. Nastrój pryska. Z rozmowy w drodze do domu wynika jednak, że Elaine to mądra dziewczyna i nie będzie się długo gniewać na chłopaka za to, że chciał się nauczyć tańczyć. Gdy się żegnają, w drzwiach staje pani Robinson i ma w oczach „informację”, że to ona jest tą starszą kobietą.
Na drugi dzień Elaine wraca do LA, a Ben myśli jak wszystko naprawić. Trochę to trwało, ale wymyślił. Postanawia, że się z Elaine ożeni. Mówi o tym rodzicom i jedzie do LA, aby ją odszukać. Nie jest to łatwe. Akademiki nie udzielają bowiem informacji kto w nich mieszka. Sprzedaje swój sportowy samochód, aby mieć na hotel i życie. Po kilku dniach odnajduje Elaine i mówi jej, co zamierza zrobić. Zaczyna się seria dziwnych spotkań. Są one odwrotnością tego, co działo się pomiędzy nim i panią Robinson Wtedy robili i nie mówili. Teraz nie robią, tylko mówią. To znaczy Ben mówi ciągle to samo; Chcę się z tobą ożenić. Słowa; Kocham Cię!, nie padają, ale trudno o bardziej płomienne wyznanie miłości niż deklaracja, że chce się przed Bogiem i ludźmi przysięgać.
W odpowiedzi Elaine głośno rozmawia sama z sobą. Wyraźnie nie wie jak ugasić pożar, który ma w głowie. Widać to szczególnie dobrze w genialnej wyreżyserowanej i zagranej scenie. Idą razem chodnikiem i nic się nie dzieje. Tylko nagle, Elaine wydyma policzki i robi puuufff. Pokazując nam, że wszystko się w niej gotuje i musiała spuścić parę. W tym samym czasie Elaine spotyka się również z Carlem. On też chce się z nią ożenić. Działają więc dwa skierowane w przeciwnych kierunkach wektory. Jeden pcha ją w ramiona Bena, drugi w stronę bycia housewife. Przełom następuje, gdy pan Robinson dowiaduję się, że Ben jest w LA i spotyka się z Elaine. On wierzy w to, w co chce wierzyć; pani Robinson była pijana i Ben to wykorzystał. Wybaczył więc żonie, gdyż rozwód byłby zły dla interesów, które prowadzi.
Po przyjeździe do LA pan Robinson przeprowadza z Elaine i Benem ostrą rozmowę. Rozkazuje im zakończyć tę całą tragifarsę. Udaje mu się to w połowie. Elaine znika, ale Ben nie ma zamiaru się odczepić. Dowiaduje się, kiedy i gdzie odbędzie się ślub Elaine z Carlem. Na miejsce dociera minutę po. Kościół był zamknięty, ale udało mu się wejść na chór. Płacze i krzyczy: Elaine!!! Niezbadane są wyroki losu. Słysząc go i widząc, Elaine robi się wilgotna i szczytuje, krzycząc: Ben!!! Pani Robinson krzyczy wtedy, że jest już za późno. Elaine odpowiada: Dla ciebie. Dla mnie nie. I biegnie do drzwi. Ben zbiega na dół. Ojciec Elaine i inni goście próbują ich zatrzymać, ale Ben porywa stojący koło drzwi krzyż i odgania ich tym krzyżem jak mieczem. Nikt nie wie, co scena ta ma oznaczać. Jedni mówią, że ukrzyżowany Jezus pomaga mu obronić miłość. Inni mówią, że Ben łamie w ten sposób stare konwenanse i wkracza w New Age. Tak czy inaczej, udaje się im uciec. Biegną na przystanek, wskakują do autobusu i ruszają w świat. Śmiejąc się przy tym jak dzieci. A oczami pasażerów patrzy na nich cała Ameryka. Po chwili uśmiechy gasną. Dociera do nich, że nie wiedza gdzie jadą. Towarzyszy temu piosenka The Sound of Silence, czyli Dźwięk ciszy:
Hello darknes, my old friend
Witam ciemność, mojego starego przyjaciela
I’ve come to talk with you again
Przyszedłem aby znów z tobą porozmawiać
Because a vision softly creeping
Ponieważ marzenia przychodzą wolno
Left its seeds while I was sleeping
Zostawiając nasiona gdy śpię
And the vision która została zsiana w mojej głowie
I marzenia które zostały zasiane w mojej głowie
Still renains
Ciągle tam są
Wihin the sound of silence
Zamknięte w dziwięku ciszy
…
And the people bowed and prayed
I ludzie klekają i się modlą
To the neon god they made
Do zrobionego przez siebie bożka z neonów
And thesign flashed out its warning
I reklama wyświetliła ostrzeżenie
I the words that is was forming
W przesówajcych się słowach
Then the sign said, „ The words on the prophets are written on the
subway walls, in tenements halls’
Przeczytaliśmy, „Słowa przepowiedni są napisane na ścianach
tuneli metra, na korytarzach blokowisk”
And whispered in the sound of silence
I wyszeptane w dźwięku ciszy
Taki jest The End, czyli koniec. Puentę musimy wymyślić sami.
Gdzie dojechali?
Może do San Francisco i tam zaćpali się na śmierć.
Może do domu z basenem i tam pili zbyt dużo.
Może …
Jedno jest pewne. Już niedługo sztuczna inteligencja napisze książkę i nakręci film:
„Wnuk absolwenta”.

Najpierw była jazda konno, chodzenie po górach, KOR-owska opozycja, Solidarność i związane z nią kraty w oknie. Następnie była Ameryka: angielski, informatyka, żeglowanie, „literary nonfiction” i „If you’re going to San Francisco …”. A teraz? Muszę jeszcze tylko nauczyć wnuki DOBRZE jeździć konno.
Intrygująca recenzja… dobrze że tak szczegółowa bo filmu nie widziałem już więcej jak ćwierć wieku. Pamiętam muzykę… no i scenę z pończochami … hahahaa… Filmu zapewne nie obejrzę …ale muzykę chętnie sobie przypomnę. Co do puenty … sztuczna inteligencja nawet jeśli scenariusz napisze … to będzie to nie do oglądania … bo cóż ona wie o seksie i roli pończoch na kobiecych nogach … chyba N. Chomski ma rację że na razie to maszyna do plagiatów i zgrabnych kompilacji … że nie ma tu inteligencji bo ani twórcza ani kreatywna nie jest…
Czytam różne recenzje filmowe i na różnych dużych portalach są one moim zdaniem zbyt poważne. Często w napuszony sposób. Tak więc, świadomie pisałem ten tekst w popkulturowym stylu – czyli w sposób „intrygujący”. A jeżeli chodzi o treść książki i filmu to warto pamiętać, że był to czas gdy zaczynała się hippisowska „rewolucja” czyli wiele wątków było praktycznie unikalnych. Wcześniej były one bowiem poruszane w tak zawoalowany sposób, że łatwo je było przeoczyć. Kocówka jest oczywiście pewnego rodzaju żartem. Zgadzam się bowiem z tym co powiedział Chomski. Z tym jednak zastrzeżeniem, że pewnego rodzaju plagiaty (i te lepsze i te gorsze) są dużą częścią popkultury.