Dom na Przeklętym Wzgórzu (1959)

Nie wierzę w żelazne kanony filmowe, bo każdy ogląda po prostu to, co na ma ochotę. Są jednak filmy, które dla różnych nurtów są na tyle wpływowe, że zwyczajnie warto je znać. Takim właśnie tytułem, moim zdaniem oczywiście, jest klasyczny już Dom na Przeklętym Wzgórzu z 1959 roku. Film nie tyle zasłużony dla gatunku, ile oglądany po latach sprawiający wciąż wiele czystej, gatunkowej frajdy!

Zacznijmy jednak od tego, że całość jest wypadkową dość standardowego pomysłu na horror reżysera Williama Castle skonfrontowanego z przewrotnym planem scenarzysty Robba White’a. Bo pod płaszczem sztampowego filmu o grupie obcych sobie ludzi zamkniętych w jakimś tajemniczym miejscu, twórcy bawią się trochę z oczekiwaniami widza tworząc, raczej coś na miarę twórczości Agathy Christie. Ale jeśli ktoś jakimkolwiek cudem nie wie, o co chodzi w Domu na Przeklętym Wzgórzu, to postaram się nie rzucać spoilerami.

Wielki aktor Vincent Price występuje w roli tajemniczego milionera Fredericka Lorena. Wynajął on dom o bardzo brutalnej oraz mrocznej historii i zaprosił do spędzenia tam nocy pięć osób. Przekupuje każdego z nich obietnicą zarobienia po 10 000 dolarów. Jedyne, co muszą zrobić, to przeżyć noc. Wydaje się to bardzo proste, jednak wedle opowieści samego Lorena, nocą po korytarzach przepastnego domostwa plączą się duchy i upiory polujące na żywych.

Całość stylizowana jest na jakąś pokręconą imprezę z dedykacją dla żony bogacza, Annabelle (Carol Ohmart). Wkrótce jednak goście, którzy rozpierzchli się po korytarzach i pokojach nawiedzonej rezydencji, zostają sterroryzowani kilkoma niewyjaśnionymi wydarzeniami i zaczynają kwestionować, czy dom jest nawiedzony, czy też znajdują się w samym środku jakiejś bardziej złowrogiej intrygi. Wystarczy tylko przetrwać do rana…

Wspomniałem na początku, że oglądanie dziś Domu na Przeklętym Wzgórzu przynosi wciąż sporo frajdy. Bo tak jest! Przede wszystkim film robi wrażenie tym, jak umiejętnie dawkuje napięcie i buduje wszystkie te sceny mające na zadanie wywołać u nas poczucie strachu. Panoramiczne zdjęcia nieco teatralnych pomieszczeń mogą grać na detalu w skali makro, kiedy oko widza wychwytuje gasnące tu i ówdzie świece czy trzaskające na drugim końcu izby drzwi. To, o dziwo, potrafiło u mnie wywołać dreszcz, a kiedy na ekran wjeżdżały niespodziewanie „duchy”, serce zabiło szybciej. Przypominam, że od premiery mija w trakcie pisania tej recenzji 64 lat!

No i nie ma co ukrywać, 80% uroku filmu to wspaniałe lico Vincenta Price’a, aktora, dla którego tytuł ten był kolejnym pomnikiem z marmuru w karierze bycia ikoną kina grozy. Wcielając się we Fredericka Lorena, Vincent pozwala sobie na łamanie czwartej ściany, swym jeżącym włosy głosem zwracając się niejednokrotnie wprost w oko kamery. Reszta obsady oczywiście nie może równać się z główną gwiazdą widowiska, ale jest przynajmniej charakterystyczna, przez co nie tylko zapada w pamięć, ale pomaga orientować się, kto jest kim w trakcie oglądania filmu.

Warto również pochylić się nad fantastycznymi, choć archaicznymi już efektami specjalnymi. Domu na Przeklętym Wzgórzu, trochę w duchu teatru, dominują kukły i animatronika poruszana sprytnie skrytymi linkami sterującymi gdzieś z sufitu. Dlatego też można przyrównać naszych bohaterów do lalek snujących się po jakiejś upiornej wersji domku dla lalek, gdzie w podłogach piwnic ukryte są zapadnie do dołów wypełnionych żrącym kwasem, a za oknami fruwają upiorne postacie tych, którzy pożegnali się z tym padołem.

Dom na Przeklętym Wzgórzu jest tym tytułem, który nie tylko warto znać dla samej wartości historycznej, bo to wciąż film skutecznie działający w ramach swojego gatunku. Może dialogi mogą już nieco trącić banałem, zakończenie jest widoczną inspiracją dla późniejszych seriali typu Scooby Doo: Gdzie jesteś (1969-), a postacie są dość płytko pisane, jednak cholera, to wciąż jeden z najlepszych filmów gatunku, jakie powstały w lat 50.! No i merytorycznie potraktujcie to jako lekcję o Waszym ulubionym gatunku filmowym poprowadzoną przez samego Vincenta Price’a!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *