Echo (2024)

Mimo że podczas ich premier miałem sporo powodów do narzekania, tak dzisiaj tęsknię za podejściem, jaki mieli twórcy seriali Marvela tworzonych na potrzeby Netflix. Zachłyśnięty wtedy tym campowym stylem, jaki do MCU wprowadził Taika Waititi, byłem na nie z wyniesieniem tego uniwersum do rangi obrazu dla pełnoletnich. I wiecie co? Teraz gdy większość produkcji sygnowanych komiksowym uniwersum mieli się w jedną, pozbawioną formy papę, fajnie wrócić do czegoś bardziej wyrazistego.

Pigułką na tę zgagę miernoty miało być Echo, serial, który do kanonu obecnego Marvela przywrócił produkcje Netflixa i miał być ich bezpośrednią kontynuacją. Dlatego też każdy z pięciu odcinków raczy nas informacją o tym, że jest to dzieło przeznaczone dla osób powyżej 18 roku życia ze względu na ekranową przemoc. Ale jak jest naprawdę? Czy w końcu doczekaliśmy opowieści, która rzeczywiście może otworzyć całkiem nowe drzwi dla bezpiecznej do granic franczyzy?

Ten rozdział poświęcony jest Mayi (Alaqua Cox), zabójczyni na usługach wielkiego bossa Nowego Jorku Kingpina (Vincent D’Onofrio). Poznaliśmy ją już w jednym z poprzednich seriali MCU, Hawkeye (2021), gdzie to dowiedziała się o zdradzie swojego szefa i zaserwowała mu kulkę w głowę. Zanim jednak do tego doszło, jako młoda dziewczyna stanęła w obliczu rodzinnej tragedii i straciła nogę, gdy mieszkała jeszcze w małym mieście w Oklahomie.

Po rozliczeniu się z przestępczą przeszłością w wielkim mieście Mayia wraca do rodzinnego miasteczka. Jednak demony przeszłości ruszają jej tropem, a Kingpin, którego niegdyś nazywała wujkiem i który odpowiada za śmierć jej ojca, żyje i ma się nad wyraz dobrze. To oczywiście skutkuje fabułą w stylu „zabili go, a on dalej żyje”, więc wyszkolona już dziewczyna stanąć musi do walki zarówno o swoje mistyczne dziedzictwo, jak i o życie własne oraz całej rodziny.

Echo fabularnie jest bardzo proste, nie ma tutaj miejsca na jakieś scenariuszowe niuanse czy odważniejsze zagrania. Jak po sznurku skaczemy między obyczajowymi scenami pojednania z rozdartą rodziną a walką z mafijnymi zbirami. To taki serial mocno zapatrzony w serię John Wick, choć na, co zapowiadał pierwszy odcinek, zaskakująco mało jest w nim akcji. Od razu zburzę Wam pewne oczekiwania, Daredevil pojawia się tylko raz i to może na niecałe 3 minuty. Cała reszta serialu ma miejsce na prowincji, gdzie Mayia lawiruje swoim motorem od wrotkarni swojego wuja, do sklepu dziadka. Nuda, ale na tyle lekkostrawna, że te pięć odcinków łyknąć można spokojnie za jednym razem.

Ale od niej samej ciekawsi są orbitujący wokół niej bohaterowie drugoplanowi. Zwłaszcza wcielający się w umaczanego w półświatek wujka Henry’ego Chaske Spencer. Gość, które znamy choćby z bardzo fajnej Angielki (2022-), daje tutaj moim zdaniem najlepszy popis aktorski, ubierając swoją postać w krew i kości, przyozdabiając pudrem moralnych cieni i błyszczykiem czystej sympatii. Do tego Graham Greene i Tantoo Cardinal jako żyjące w separacji starsze małżeństwo wydaje się na tyle prawdziwe, że jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć ich obecny status. No i jest Vincent D’Onofrio, który po nieco campowej kreacji Kingpina we wspomnianym Hawkeye powraca do swojego brutalnego wcielenia znanego z seriali Netflix. Taki drugi plan sprawia, że Mayia nieco blednie, stając się kolejnym superbohaterem, którego bycie super polega na tym, że dobrze się bije i strzela.

Najjaśniej jednak serial błyszczy wtedy, kiedy zdajemy sobie sprawę, że jest to platforma dająca widoczność ludziom z niepełnosprawnościami i Pierwszym Narodom. Mayia jest nie tylko pozbawiona jednej nogi, ale również głuchoniema, więc dynamika dialogów musiała zostać totalnie przebudowana tak, aby porozumiewać się z nią tylko i wyłącznie za pośrednictwem języka migowego. To wypada w Echo bardzo dobrze i powiem szczerze, że chyba nawet mógłbym obejrzeć w takiej formie cały, pełnometrażowy film! Z kolei wątek przodków bohaterki wydaje się po prostu marvelowską fantazją o innych wymiarach, kosmitach czy starożytnych bogach. Szkoda, bo kultura rdzennych mieszkańców Ameryki jest na tyle ciekawa sama w sobie, że nie trzeba jej doprawiać sosem ugotowanym po godzinie 20 na History Channel.

Takie to Echo właśnie jest. Z jednej strony nie gryzie po oczach niczym, co wymagałoby jakiejś skonkretyzowanej krytyki, z drugiej pewne zapomnę o nim zaraz po napisaniu tej recenzji. Disney jeszcze musi trochę podkręcić śrubę, jeśli chce podskoczyć do takiego Daredevila czy bardzo lubianej przeze mnie Jessici Jones (2015), ale jest na dobrej drodze. Potrzeba jednak odwagi, a nie odtwórczości i rzucania w fanów wycinkami tego, za co pokochali tamte seriale. A, serial ten jest niby 18+, ale uwierzcie mi, nie ma w nim nic, co mogłoby jakoś zgorszyć Wasze dzieciaki. Cholera, w tym dziele nawet chyba nikt nie przeklął?

Oryginalny tytuł: Echo

Produkcja: USA, 2024

Dystrybucja w Polsce: disneyplus.com

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *