Kos (2023)

W 1784 roku Tadeusz Kościuszko wrócił do Polski, która uginała się coraz bardziej pod rosyjskim batem. Był symbolem, nadzieją i generałem wojska mogącym skrzyknąć wszystkie społeczne warstwy ojczyzny, by postawić się wrogom. Ten historyczny fakt stanowi dla reżysera filmu Kos punkt wyjściowy do gatunkowej zabawy, którą już chyba wszyscy recenzenci okrzyknęli mianem, hur dur, „polskiego Tarantino”!

Ja do takich deklaracji i szufladek podchodzę z odpowiednim dystansem, bo jak coś jest takie, jak kogoś innego, to gdzie tu pierwiastek autora? Podobnie już przed laty mówiono o tragicznej Magnezji (2020), więc czerwona lampka gdzieś z tyłu głowy wciąż się tliła. Tym razem jednak mogę uderzyć się w pierś i powiedzieć, w pełni szczerości, że Kos to być może najlepszy film „Tarantino”, jaki powstał w nadwiślańskim kraju.

Sam Kościuszko, choć w historii pełni funkcję kluczową, jest w niej niejako postacią drugoplanową. Na przodek wychodzi grany przez Bartosza Bielenię Ignac Sikora, pańszczyźniani chłop i bękart jednego z podkrakowskich magnatów. Żyje on w nadziei, że umierający ojciec przepisał mu swoje majątki i popadając w konflikt z pierworodnym synem, trafia on na samego Tadka Kościuszkę. Ten próbuje zjednać ze sobą szlachtę i chłopów we wspólnej walce przeciwko rosyjskiemu imperium, mającego lokalnie twarz Roberta Więckiewicza w roli Rotmistrza Iwana Dunina.

Mamy zatem konkretne tło, wyraźny podział społeczny, ikoniczny (mam nadzieję) czarny charakter i dobrze zarysowanych bohaterów. Te wszystkie składniki czynią Kosa filmem co najmniej interesującym i skutecznie przysłaniają one budżetowe braki, z jakimi musiał mierzyć się Paweł Maślona, reżyser filmu. Dlatego też, wracając do Tarantino, lwią część historii osadził on w gospodarstwie, w którym spotykają się wszyscy bohaterowie reprezentujący każdą możliwą stronę konfliktu czy społeczny status.

I ja ten ruch kupuję w pełni! Niczym w znakomitej sekwencji w Bękartach wojny (2009) napięcie rośnie z każdym podejmowanym przez bohaterów tematem, a my, widzowie znający już pewne prawidła kina gatunku, czekamy tylko, aż zawieszone za plecami postaci pistolety w końcu wystrzelą. Kiedy się to już dzieje, widać te produkcyjne braki, montaż jest trochę rwany, a całość może trącić nieco teatrem telewizji. Ale to nie ważne, bo serce filmu bije dialogiem i tym przyjemnym rodzajem oczekiwania na (nie)spodziewane. Tutaj chylę przed reżyserem czoła, bo to w zasadzie jak zrobić coś z niczego.

Bardzo podoba mi się również wprowadzenie do tego swojskiego krajobrazu postaci czarnoskórej, przyjaciela Kościuszki Domingo (Jason Mitchell). Jego postać znów niejako stanowi prostopadłą linię do innego dzieła Quentina, Django (2012), ale wprowadza do całej tej historycznej zabawy bardzo fajny wentyl świeżego powietrza. Jego rozmowy z Ignacym, niepiśmiennym chłopem z polskiej wsi, to nie tylko element komediowy, ale również łącznik dla historii o horrorze niewolnictwa. Bo czymże różni się plantacja bawełny na Karaibach od posiadłości ziemskiej w Małopolsce?

To też bardzo krzepiące, że ludowi bohaterowie przenikają do naszej rodzimej popkultury, a wojująca szabelką szlachta zostaje obdarta ze swojego mitu. Pozbawiony godności i tożsamości człowiek staje się podstawą armii walczącej za ojczyznę, ironiczny jest to przewrót dla czarnych kart feudalizmu w naszej historii. Zwłaszcza że Bielenia jest w tej roli fantastyczny, a w jego oczach zauważyłem ten sam blask nieobliczalnego oddania, które widuję w błękitnych ślepiach Klausa Kinskiego. Cała reszta obsady robi podobnie dobrą robotę, choć Więckiewicz wspina się na wyżyny, dając nam wschodnią wersję Hansa Landy – znów ten Tarantino.

Kos mógłby być filmem lepszy, wiadomo, wystarczyłoby tylko podkręcić budżet i mogliśmy otrzymać narodową epopeję naszych czasów. Tak otrzymaliśmy sprawne i pomysłowe kino gatunku, kłaniające się tradycji amerykańskiego i włoskiego westernu. Niestety, to też dzieło z tych, przy których trzeba podkreślać jego polskie pochodzenia, bo jeśli taki obraz dotarłby do nas zza oceanu, nie byłby on raczej niczym, na co warto by było zwrócić uwagę. Jest to pierwszy film wyreżyserowany przez pana Maślonę, który widziałem, ale po tym, co zobaczyłem, daje mu w pełni zielone światło. Można z klasą grać na znanych nutach? Można!

Oryginalny tytuł: Kos

Produkcja: Polska, 2023

Dystrybucja w Polsce: dystrybucja.tvp.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *