Uszkodzenie mózgu (1988)

Człowiek składa się z głowy, nogi, ręki i wątroby. Do jego najważniejszych organów należą brwi, rzęsy (w przypadku kobiet), okrężnica i odbyt. Jest jednak jeden narząd, który jest nie do zastąpienia. Odgrywa on rolę centrum sterującego całym ciałem. Jest niczym komputer pokładowy. Mam tu oczywiście na myśli mózg. Ten przypominający wielkiego orzecha włoskiego, pomarszczony twór umieszczony jest między uszami, w tak zwanej łepetynie. To u ludzi, bo inne zwierzęta mają mózgi w różnych dziwnych miejscach. Nas jednak interesuje ludzka anatomia.

Mózg zawiera umysł, który jest największym przekleństwem człowieka. Jest tak z powodu jego plastyczności i podatności na wszelkie naruszenia oraz traumy. Wydaje się, jakby umysł był zbyt zaawansowanym narzędziem dla ludzi, którzy nie potrafią go należycie używać. Istnieje możliwość, że przedstawiciele naszego gatunku byliby o wiele szczęśliwsi bez tego brzemienia, skacząc radośnie po drzewach i zbierając owoce. Mózg można na różne sposoby stymulować poprzez pornografię i inne używki. Pobudzony odpowiednio narząd zaczyna produkować wizje z pogranicza innych wymiarów i odmiennych stanów świadomości. O takiej właśnie sytuacji opowiada film Uszkodzenie mózgu z 1988 roku, w reżyserii mistrza kina klasy B, Franka Henenlottera.

Brian (Rick Hearst) jest młodym mężczyzną, który mieszka ze swoim bratem w jakiejś norze w Nowym Jorku. Brian leży w łóżku, bo jest chory. Gdy się budzi, doznaje dziwnych halucynacji, które wprowadzają go w euforyczny stan. Jak się okazuje, odpowiedzialny za nie jest pewien pasożyt, przypominający formą robaka. Wstrzykuje on swemu nosicielowi prosto do mózgu pewien niebieski płyn. Powoduje on powstanie kolorowych halucynacji. Robak, który nosi imię Aylmer (John Zacherle), uciekł swoim poprzednim właścicielom, bo źle go karmili. Aylmer potrzebuje bowiem do życia mózgów, najlepiej ludzkich, a oni podawali mu zwierzęce. Brian musi zatem stoczyć walkę nie tylko z nimi, ale również z Aylmerem, jak i samym sobą, by odzyskać swoje dawne, normalne życie.

Mimo że reżyser filmu odcinał się od takich teorii, to jednak trudno nie zauważyć w jego dziele analogii do uzależnienia narkotykowego. Uszkodzenie mózgu może służyć jako jedna wielka metafora tego stanu. Jak inaczej bowiem odczytywać przedstawione wydarzenia? Bohater ewidentnie dostaje z każdą otrzymaną od pasożyta dawką highu. Jego tripy są tak wciągające, że nie waha się spełnić każdego życzenia Aylmera. Szybko znajduje się w jego władaniu, tracąc kontrolę nad własnym życiem.

Zaniedbuje obowiązki oraz zaczyna się izolować od bliskich. Najbardziej wymowna jest tutaj jednak sekwencja „odwyku” jaki stara sobie zafundować Brian na własną rękę. Wszystkie objawy, jakie się wówczas uzewnętrzniają, pasują jak ulał do detoksu od środków odurzających. Tak więc niezależnie co mówi Frank, my i tak wiemy swoje i będziemy sobie interpretować jego produkcję po swojemu. Jest to z resztą jeden z bardziej innowacyjnych przykładów ukazania uzależnienia w kinie, oferujący jednocześnie niezłą rozrywkę.

Obraz Henenlottera, tak jak wiele horrorów z lat 80., posiada obecnie status dzieła kultowego. Jest typowym przykładem połączenia kina grozy z humorem. Pomimo upływu lat, nadal może być satysfakcjonującą pozycją dla niejednego kinomana. Zastosowane w nim praktyczne efekty specjalne nie zestarzały się w żadnym stopniu. Wszelkie niedociągnięcia, jakie posiada, dodają mu tylko charakteru i niepowtarzalnego klimatu. Chociaż w obsadzie próżno szukać znanych nazwisk to poziom aktorstwa jest zadowalający. Twórcom udało się stworzyć wiarygodne postacie, a na pierwszy plan wysuwa się tutaj użyczający głosu Alymerowi John Zacherle.

Powierzenie mu tej funkcji było strzałem w dziesiątkę. Jego dystyngowany ton głosu i sposób wypowiadania kwestii idealnie kontrastuje tu ze złowieszczą naturą robaka. A już wisienką na torcie jest scena, w której daje on popis swoich wokalnych umiejętności. Nadaje to obrazowi zaprawdę surrealistycznej natury. Nie inaczej jest z ujęciami oralnego gwałtu przy pomocy pasożyta. Warto również zwrócić uwagę na Jennifer Lowry wcielającą się w rolę dziewczyny Briana. Jest to typowa szara myszka, kusząca swoją drobną twarzą.

Uszkodzenie mózgu to coś więcej niż tylko głupkowaty horrorek nadający się głównie na wieczór przy piwie z kolegami. Należy docenić jego kreatywność oraz wykonanie. Henenlotter jest znany ze swych tanich produkcji, w których osiągnął wysoki poziom. Jego dzieła są spójne, należąc do jednego świata. Sprawne oko wyłapie odniesienia do innej znanej produkcji reżysera zawarte w omawianym filmie. Ważne jest pamiętanie, z jakim typem kina mamy tu do czynienia oraz zachowanie dystansu do przedstawionych na ekranie wydarzeń. Produkcja na pewno zadowoli fanów gatunku, zwłaszcza tych mniej wybrednych, którzy szukają oryginalnych rozwiązań. Może ona uwieść ich swoją oślizgłą atmosferą oraz groteskową wręcz otoczką. W końcu każdy z nas ma jakiegoś swojego Aylmera, którego nosi za pazuchą i używa, gdy tylko potrzebuje strzału adrenaliny w potylice. Rzeczywistość to iluzja, tak samo, jak niewinność dziecka.

Oryginalny tytuł: Brain Damage

Produkcja: USA, 1988

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *