Nie jestem jakimś wielkim fanem żartowania sobie z tak poważnych rzeczy, jak zbrodniarze II Wojny Światowej. Zwyczajnie dla mnie, Europejczyka, tragedia ta jest raną zbyt świeżą, żeby obracać ją w głupkowaty gag. Oczywiście da się temat ten ugryźć z klasą, czego dowodem są choćby Jojo Rabbit (2019) czy Grand Budapest Hotel (2014). Mój sąsiad Adolf Leona Prudovsky’ego ma szansę dołączyć do tego grona?
Film ten to prawdziwa mieszanka geograficzna, koprodukcja Izrealsko-polska, nakręcona w Ameryce Południowej przez reżysera wywodzącego się z… Rosji. Ale spokojnie, praktycznie cały film bohaterowie rozmawiają po angielsku. To skakanie palcem po mapie już nadaje mu pewien charakter, trudny do kategoryzowania go w szufladkach „kino zachodnie” lub „kino wschodnie”. W pewnym sensie jest to dzieło graniczne.
Po nostalgicznej scenie wstępnej, w której żydowska rodzina zbiera się do zdjęcia grupowa w Polsce sprzed Holokaustu, przeniesieni zostajemy do roku 1960 i nienazwanego kraju gdzieś w Ameryce Południowej. Data jest znacząca, jest to rok, w którym Adolf Eichmann został wyśledzony przez agentów Mossadu, którzy przywieźli go z Argentyny, aby stanął przed sądem w Izraelu. Marek Polski (David Hayman) ze szczerym zainteresowaniem czyta relację ze schwytania Eichmanna. Teraz zgorzkniały staruszek, Marek jest jedynym ocalałym z tej polskiej fotografii rodzinnej.
Mieszka samotnie na obrzeżach miasta, pielęgnuje swoje cenne róże i doskonali grę w szachy. Kiedy apodyktyczna Niemka ogłasza, że organizuje remont opuszczonego domu obok, Marek nie kryje irytacji na myśl o nowym sąsiedztwie. Nie pomaga to, że „ważny pan” wprowadza się obok wraz z owczarkiem alzackim, który przebija się przez płot i sra na jego kwiaty. Herman Herzog (Udo Kier) nie jest zbyt przyjazny wobec swojego nowego sąsiada i czeka nas zrzędliwa komedia o dwóch zrzędliwych staruszkach walczących o swoją działkę.
Trauma, jaką przeżył Marek, sugeruje mu, że mieszka obok ukrywającego się Adolfa Hitlera, który jakimś cudem przeżył pamiętny, berliński bunkier. Przegląda książki i fotografie o byłym Führerze, znajdując mnóstwo podobieństw. Herzog maluje przeciętne pejzaże, jest leworęcznym wegetarianinem i człowiekiem oddanym swojemu psu, tak, jak Hitler swojemu Blondi. To oczywiście punkt wyjściowy do komediowego trzonu filmu, który polega na wścibskim podglądaniu sąsiada i usilnemu dopasowania swoich tez do faktów. Zaczyna się zabawa w kotka i myszkę, która, jak to w takich filmach bywa, skończy się sympatią i obopólnym zrozumieniem. Nie jest to żaden spoiler, bo raczej każdy domyśli się, jakim przesłaniem będzie starał się nas przekonać Mój sąsiad Adolf.
Ale w tej całej śmieszności znajdą się momenty autentycznej powagi jak na przykład historia Polsky’ego o jego pobycie w obozie koncentracyjnym czy kontrastujące z tym, bezskuteczne ze względu na podeszły wiek oddanie moczu na samochód Herzoga. Dużo w tym slapsticku, ale film jednak w swoim tonie pozostaje bardzo melancholijny i refleksyjny. Czy jednak jest w tym skuteczny? No niestety nie do końca, bo choć ambicje miał wielkie, ostatecznie film ogląda się bez większych emocji. To nadal łatwe do przyswojenia, przyjemne w odbiorze kino, tylko problem jest taki, że nie zostanie z nami ani chwili dłużej niż czas trwania seansu.
Jest to jednak aktorski popis dwójki głównych aktorów, Davida Heymana i Udo Kiera. W końcu to legendy same w sobie. Szkocki aktor radzi sobie nieźle, łącząc wojowniczy stoicyzm ze zranioną psychiką, nawet jeśli jego Polsky jest obciążony tymi wszystkimi absurdalnymi, komediowymi wstawkami, które podważają jego trudną sytuację. Kier natomiast wydaje się nieco znużony, choć w jego oczach wciąż tli się ten drapieżny blask. Można się zastanawiać, czy dla niemieckich aktorów nie męczy po prostu angażowanie do roli najbardziej znienawidzonego człowieka w historii, wciąż rozpościerającego cień nad całym ich krajem.
Ciężko jest chyba polecać wszystkim film Mój sąsiad Adolf, bo jest to dzieło raczej z tych mniej wymagających od widza. Opiera się na popularnej teorii spiskowej i świetnie się nią bawi, zadając nam pytanie, co by było, gdyby? W filmie Leona Prudowskiego jest oczywiście powaga, ale ironiczny humor może być dla wielu czymś, co umniejsza całej historii. Ja tam nie miałem z tym problemu, bo nawet najciemniejsze karty naszej historii można czasami obrócić w żart. A Prudovsky zrobił to z odpowiednią gracją.
Oryginalny tytuł: My Neighbor Adolf
Produkcja: Izrael/Polska/Kolumbia, 2022
Dystrybucja w Polsce: velvetspoon.pl
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.