Ziemskie szumowiny (1963)

Zagłębiając się w króliczą norę amerykańskiego kina eksploatacji, dochodzę do wniosku, że mało kto rozumiał ówczesną sytuację kobiet tak dobrze, jak Herschell Gordon Lewis. Gość, który znany jest dzisiaj jako ojciec chrzestny niskobudżetowego, pulpowego kina gore, zaczynał jednak od frywolnych filmów erotycznych, gdzie poruszał dość, jak na tamte czasy, drażliwe społecznie tematy. W sumie w kraju takim jak Polska wciąż z trudem mówi się w publicznej debacie o prawach kobiet, emancypacji czy po prostu o poszanowaniu godności drugiego człowieka.

Jednym z przejawów tej ponadpłciowej wrażliwości są nakręcone w 1963 roku Ziemskie szumowiny, znane lepiej pod swoim oryginalnym tytułem Scum of the Earth. Na pierwszy rzut niczym niewyróżniające się kino eksploatacji o mikrym budżecie kryje w sobie jednak wiele krytycyzmu zarówno do ówczesnego zeitgeist, jak i stanowi meta komentarz dla całego nurtu. Co zaskakujące, przynajmniej dla mnie, jest to też film bardzo sprawnie zrealizowany pod kątem warsztatu.

Utalentowany fotograf erotyczny, Harmon Johnson (William Kerwin) i jego była modelka (Sandra Sinclair) utknęli w nielegalnym kręgu porno biznesu. Sandy chce się wycofać, jednak jej szef odeśle ją na emeryturę, jeśli uda jej się znaleźć nową model. Celem tego niecnego planu zostaje młoda dziewczyna planująca studia. Potrzebuje pieniędzy na czesne, więc perspektywa zostania modelką dla sklepów obuwniczych i producentów kostiumów kąpielowych jest bardzo kusząca. Zaczyna się dobrze, a dziewczyna jest zadowolona z nowej pracy i szybkich zastrzyków gotówki. Harmon zdobywa jej zaufanie i nawiązują przyjaźń.

Szef wszystkich szefów, pan Lang, grany tutaj przez Lawrence’a J. Aberwooda, to poważny, szowinistyczny dupek palący cygaro za cygarem. Nasyła on swój obskurny gang na studio Harmona, gdy tylko dowiaduje się o trudnej sytuacji dziewczyny i zaczyna ją szantażować w celu robienia kolejnych, tym razem bardziej pikantnych, zdjęć. Porno krąg się zacieśnia, a na jaw wychodzą kolejne, obsceniczne fakty dotyczące jego działalności. Kto w tym „brudnym” świecie okaże się prawdziwym przyjacielem?

Mimo że realizacyjnie jest całkiem sprawnie, o czym wspomniałem już na początku, należy pamiętać, że jest to kina „bezbudżetowe”. Dlatego też statystyczny widz może zostać wręcz porażony drętwymi występami przypominającymi najgorsze fragmenty Pamiętników z wakacji oraz techniką filmowania, która zdaje się polegać głównie na niczym więcej niż włączeniu kamery. W ten sposób łatwo jest odrzucić Lewisa i jego filmy. Dopiero po ponownym obejrzeniu, jak zrobiłem to ja, gdy już zasmakujesz jego estetyki, zaczniesz zauważać te dziwaczne szczegóły, które świadczą o tym, że Lewis nie zasługuje na swoją reputację jednego z najgorszych reżyserów wszechczasów. Co zresztą jest dla niego bardzo, bardzo krzywdzące!

Nawet w skromnym dziele, jakim są Ziemskie szumowiny, znajdziemy wystarczająco dużo naprawdę ciekawych zabiegów, które podnoszą ów film w naszych oczach. Oczywiście cały czas poruszamy się w ramach konwencji nurtu, budżetu i możliwości. Jeśli miałbym przywołać jako przykład którąś ze scen filmu, byłaby to oczywiście płomienna przemowa Lawrence’a J. Aberwooda na temat tego, jaką społeczną rolę gra kobieta i jak łatwo można nią manipulować. Jest to naprawdę przerażające, choć nie wiem, na ile strach ten związany jest z samym filmem, a na ile z jego ponurą aktualnością.

Erotyka stanowi podstawę filmu Gordona Lewisa, jednak sama produkcja jest dość pruderyjna. Praktycznie nie ma tutaj nagości, są tylko pozowane akty i kilka momentów, które pokazują kobiece ciało w naturalnym, prozaicznym świetle. Tak samo jest z krwią i przemocą, z których przecież później zasłynął reżyser. Co więcej, mogę powiedzieć z pełnym uśmiechem na twarzy, że Ziemskie szumowiny posiadają prawdziwe i szczere szczęśliwe zakończenie!

Filmowe początki Herschella Gordona Lewisa to dzieła wybrane dla wąskiej grupy odbiorców. Sam nie jestem jakimś wielkim koneserem kina spod znaku eksploatacji, jednak znajduję tutaj sporo nut grających na mojej wyimaginowanej nostalgii. Nie sposób bowiem odmówić tym produkcjom takiego amerykańskiego luzu, z którym kojarzył się przełom połowy XX wieku. Pamiętajcie jednak, że jest to zabawa tylko dla zagorzałych fanów filmowej eksploatacji!

Oryginalny tytuł: Scum of the Earth

Produkcja: USA, 1963

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *