Wilczyca (1982)

Trudno jest mówić o polskim kinie gatunku bez wspominania postaci Marka Piestraka. Tak samo nie można dywagować o rodzimym horrorze bez choćby wzmianki o kultowej, tu i ówdzie, Wilczycy z 1982 roku. Nie chcę jednak, aby niniejszy tekst przybrał formę laurki wystawionej Panu Piestrakowi ani jego sztandarowemu dzieło, bo, wbrew opinii wielu, nie uważam go za film szczególnie ważny na mapie rodzimej kinematografii, tym bardziej nie jest on dla mnie tytułem udanym.

Mając jednak okazję zobaczyć Wilczycę na wielkim ekranie kina, z autorskim komentarzem Pani Doroty Masłowskiej, zobaczyłem w tym dziele coś, czego wcześniej nie dostrzegłem. Nie podniosło mi to jednak ogólnej oceny, bo film Piestraka to wciąż ramota, tragicznie napisana i równie marnie zrealizowana. Nie sposób jednak odmówić jej pewnego progresywnego, choć chłodnego niczym styczniowy poranek, powiewu.

Akcja filmu rozgrywa się w 1848 roku w odległych, zaśnieżonych rejonach środkowej Polski i koncentruje się wokół Kacpra Wosińskiego (Krzysztof Jasiński), który właśnie wrócił do domu z długiej podróży. W samotnej posiadłości zostawił swoją żonę Marynę (Iwona Bielska), z którą relację miał dość burzliwą. Pod nieobecność męża Maryna znalazła sobie kochanka, zaszła w ciążę, a następnie podjęła próbę własnoręcznego usunięcia ciąży. Przy okazji tak bardzo podrażniła sobie wnętrzności, że nawet lekarz nie był w stanie jej uratować. Na łożu śmierci Maryna ściskając odciętą wilczą łapę, przeklina męża. Co dziwne, w chwili, gdy to robi, słychać wycie za oknem.

Z czasem Kacper dowiaduje się, że Maryna zajmowała się także innymi niecnymi czynnościami, takimi jak pijacka rozpusta, ściąganie ze ścian krucyfiksów i uprawianie czarów. Zdobyła sobie tym wszystkim tak złą sławę, że wszyscy miejscowi duchowni wyrzekli się jej, odmawiając nawet udzielenia jej ostatniego namaszczenia i pomocy przy pogrzebie. Przed pochówkiem zaniepokojony brat Kacpra, Mateusz (Jerzy Prażmowski), sugeruje, aby wbić w ciało drewniany kołek, na wypadek, gdyby Maryna zmartwychwstała i zza grobu zamieniła życie Kacpra w piekło. Po całym tym jakże skromnym pochówku Kacper przekazuje rodzinny dom bratu i informuje go, że nie planuje do niego już nigdy powrócić.

Tytuł może być nieco mylący, bo w Wilczycy jedynym wilkiem jest stara wadera, która raz na czas przemknie gdzieś przez ekran. Żadnego wilkołaka, ani w postaci męskiej, ani tym bardziej w żeńskiej, tutaj nie uświadczymy. Jest to dość bezpieczny ruch ze strony Piestraka i reszty ekipy, bo nie musieli oni pieprzyć się z efektami specjalnymi i charakteryzacją. Ta oczywiście tutaj szczątkowo występuje i powiedzieć, że trąci tandetą, to nie powiedzieć nic. Dodając do tego opartą o romantyzm scenografię pełną teatralnych rekwizytów i bardzo ekspresyjne, momentami przeszarżowane aktorstwo, mogę powiedzieć z ręką na sercu, że Wilczyca nie daje rady jako po prostu kino grozy.

Skoro gatunkowe powinności mamy już za sobą, warto jest spojrzeć na Wilczycę nieco przychylniejszym okiem. Piestrak może nie miał umiejętności i warsztatu, by nakręcić kompetentny film, ale nie sposób odmówić mu odwagi. Jego dzieło nie tylko krytykuje sarmacki jeszcze model patriotyzmu, ale w pewien sposób wyśmiewa wciąż tkwiącą w narodzie germanofobie. To wszystko zawalone jest oczywiście watą bełkotliwego scenariusza, jednak sprawny widz wychwyci i taki niuans. Wosiński to bohater mrocznego serca, człowiek zrezygnowany i przekładający własne bezpieczeństwo ponad wolność narodu. Choć deklaruje walkę o niepodległą, gdy tylko pojawia się okazja, chce z kraju zwyczajnie uciec.

Z drugiej strony jest Hrabina Julia, mieszkająca w przybytku będącym pod opieką Kacpra, femme fatale niebezpiecznie podobna do jego zmarłej żony. Pośród tych wszystkich polskich chłopów, niewykształconego pospólstwa i pozbawionej animuszu szlachty jawi się ona jako zachodni wiatr zmiany. To kobieta dalece, jak na ówczesne standardy społeczne, wyzwolona. Wprost deklarującą swoją płynną orientację, szukająca w seksie jedynie rozkoszy i stroniącą od narzucanych jej przez wspólnotę ról. Wszystko to jednak wykrzywione jest przez męską optykę Piestraka, która wyraźnie fetyszyzuje miłość żeńsko-żeńską i antagonizuje figurę feministki.

Nie wiem zatem, czy Wilczyca jest akurat odpowiednim dziełem do tego typu interpretacji, bo na tle takich starszych filmów Żuławskiego wypada dość mizernie, pod każdym kątem. Trudno jest również brać to dzieło na poważnie, bo przez zatrważającą ilość kiczu i warsztatowych braków, film ten spotkał się z krytyką już w okresie swojej premiery. Ciekawostka, choć z punktu widzenia Polaka warta sprawdzenia. No i film ten doczekał się sequela z krwi i kości, Powrotu wilczycy z 1990 roku. Ale to już historia na zupełnie inny czas.

Oryginalny tytuł: Wilczyca

Produkcja: Polska, 1982

Dystrybucja w Polsce: stowarzyszeniekinstudyjnych.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *