Scum of the Earth (1974)

Trzeba sobie na wstępie powiedzieć, że opisywany tutaj film nie ma nic wspólnego z Bayou, romantycznym thrillerem z 1957 roku, z którym łączy go tylko umiejscowienie na amerykańskim bagnie. Tytuł Poor White Trash II jest w zasadzie jednym z trzech funkcjonujących obok Scum of the Earth i Death is a Family Affair. Ale tyle kronikarskiego obowiązku i przechodzimy do samego filmu, który, jak wiele innych, zachęcił mnie do seansu przez… absolutnie cudowny plakat!

Jest to drugie dzieło popełnione przez Sheralda Fergusa Brownrigga, gościa, którego fani obskurnych horrorów mogą znać za sprawą jego Nie zaglądaj do piwnicy (1973), niskobudżetowego filmu, który trafił na niechlubną listę Video Nasties. Tak, jak tam, także tutaj kręcono chałupniczo przez trzy tygodnie w stuletniej chacie w Mexia we wschodnim Teksasie, z ekipą liczącą około siedmiu lub ośmiu osób. I chyba udało się Brownriggowi, bo z tego, co można znaleźć w internecie, film ten poradził sobie zaskakująco dobrze w kinowych kasach. Swoją drogą, widząc taki plakat, też bym na niego pobiegł z forsą w ręku.

Podczas romantycznych wakacji w domku nad jeziorem gdzieś na teksańskiej prowincji, Helen Fraser (Norma Moore), typowa miejska yuppie, rozpoczyna ucieczkę przez leśne ostępy zaraz po tym, gdy znajduje zwłoki swojego męża potraktowanego siekierą. Zagubiona i spanikowana wpada na Odisa Pickett (Gene Ross), wrednego, cuchnącego bimbrem patriarchę zdegenerowanego klanu wieśniaków. Helen zostaje uwięziona w odizolowanej chacie Picketta, skonfrontowana z nędznym życiem i przemocą ze strony głowy rodziny, podczas gdy maniakalny zabójca przemierza las, uderzając raz po raz…

Scum of the Earth jest filmem w całości mieszczącym się w ramach nurtu hixploitation, to film o Południu USA, o jego problemach, alienacji i o krążących na jego temat mitach. Jak na przedstawiciela swojego gatunku przystało, jest to również historia wykluczenia, która sama w sobie odbierana może być jako antagonizująca karykaturalnego mieszkańca Południa. Alkoholizm, kazirodztwo, przemoc wobec kobiet czy religijny fanatyzm to elementy, które przesiąkniętym popkulturą grozy umysłom od razu kojarzą się z amerykańską prowincją.

Brownriggowi udaje się wejść w ten świat naprawdę głęboko, niczym w bagno, sprawiając, że po seansie widz ma ochotę jak najszybciej wziąć prysznic obmywający go z tego ludzkiego bagna. Brud, pot, bimber i krew aż wylewają się z nakręconego na taśmie filmu, sprawiając wrażenie, jakbyśmy dosłownie byli kolejnym, niechcianym gościem w domostwie państwa Pickett. A nie zapominajmy, że gdzieś tam, w wilgotnym lesie czai się jeszcze enigmatyczny morderca, który niczym drapieżnik atakuje w najmniej spodziewanym momencie. Oj tak, los naszej bohaterki jest naprawdę ciężki.

Lubię ten lepki, defetystyczny klimat filmu, jednak drugą rzeczą, która robi na mnie wrażenie, jest aktorstwo. Chodzi mi niestety tylko o Gene’a Rossa, którego obleśny, lubieżny charakter emanuje z ekranu, przyćmiewając całą resztę. Oto staje przed nami mężczyzna, który przedstawia swoją ciężarną żonę jako „chudą z dużym brzuchem” i odrzuca jej ofertę seksu, warcząc „Nie chcę żadnego pomarszczonego, starego, zalanego tłuszczem balonu!”. Możecie kojarzyć gościa z roli Earla z czwartej części Halloween (1988), ale to tutaj miał chyba swój aktorski peak. Całą resztę obsady i ich ekranowe starania pozwolę sobie przemilczeć.

No i lubię też ten motyw, przeciwny zupełnie do takiej Teksańskiej masakry piłą mechaniczną (1974), reżyser odpuszcza sobie rozmach budowania lokacji, wręcz ciesząc się z faktu zamknięcia swoich bohaterów w klaustrofobicznym, sypiącym się domku. Wokoło gęsty las, niczym dżungla, stawia mocny opór w próbie wydostania się na łono cywilizacji. Wtedy też człowieka może nawiedzić jakaś głębsza refleksja, o co chodzi tak naprawdę z tymi „białymi śmieciami”, ludźmi zepchniętymi tak daleko na margines, że od reszty oddziela ich nawet naturalna bariera.

Trudno dzisiaj polecić Scum of the Earth. To film tylko i wyłącznie dla koneserów szukania w kinie autentyzmu, nawet względem doświadczenia wyjątkowej brzydoty. Nie ma tutaj ładnych kadrów, pomysłowych scen morderstw czy kontemplacyjnych ujęć na lokalną florę i faunę. Jest za to kurz, panika, smród kaca i wszechobecna beznadzieja. Bo nawet jeśli wyrwiemy się z jednego piekła, to na zewnątrz czeka kolejne. Czy to horror? Wszystkie gatunkowe prawidła mówią nam, że nie, ale cholera, ciężko jest nie mieć ciarek na plecach podczas seansu.

Oryginalny tytuł: Scum of the Earth

Produkcja: USA, 1974

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *