Między człowiekiem, a… właściwie czym? O spotkaniach z dziwnymi humanoidami

Nie każdy humanoid to Wielka Stopa. Nie każda kryptyda to zwierzę. Istnieją też obserwacje i spotkania, które wymykają się standardowym ramom kategoryzacji.

Ludzie na całym świecie, ale najczęściej oczywiście w USA, napotykają na swojej drodze różnorakie stworzenia, które nie przypominają niczego z tego świata. Przekrój tych tajemniczych istot jest szeroki. Od typowych małpoludów, przez duchy, po gości z kosmosu. Często można nawet z nimi wejść w interakcję, co tylko potęguje poczucie dziwności. Ponieważ są to nierzadko pojedyncze konfrontacje to trudno powiedzieć coś więcej na temat pochodzenia rzeczonych bytów. Pozostaje jedynie snucie teorii. Część z nich jest niesamowita, inne mniej, ale żadna nie umie na sto procent wytłumaczyć prawdziwej natury zjawiska. Przyjrzyjmy się zatem kilku wybranym przypadkom spotkań z mniej znanymi humanoidami.

Człowiek Michelin

Maskotka francuskiego koncernu produkującego opony to dobrze wszystkim znany, biały ludzik, zbudowany z szeregu ułożonych na sobie opon. Jego oficjalna nazwa brzmi Bibendum. Potocznie zwany jednak jest Człowiekiem Michelin lub po angielsku Michelin Man. I nic w tym fakcie dziwnego. Dziwne jest to, że szereg osób na całym świecie donosi o spotkaniach z istotą, którą najprościej opisać można właśnie jako Michelin Man. Pojawia się on samotnie lub z kolegami. Zawsze wygląda tak samo, lecz różni się wielkością, od 90 cm do dwóch metrów. Co ciekawe na ogół, gdy zostanie zauważony macha ręką do osoby, która go spostrzegła. Inną wspólną cechą spotkań jest fakt, że świadkowie nie odczuwają strachu, ale bardziej zaciekawienie widząc tę postać.

Jeśli chodzi o okoliczności, to są one najróżniejsze. Najczęściej ludzie natrafiali na Człowieka Michelin, gdzieś poza cywilizacją. Zdarzały się jednak również przypadki, gdy był on widziany w mieszkaniach. Ponoć pojawia się nieraz w chwili, gdy ktoś właśnie zasypia lub dopiero co przebudził się z drzemki. Jednym z ciekawszych doniesień jest relacja pewnego chłopca, który twierdził, że napotkał na takową istotę w kuchni swego domu. Była ona ubrana w szlafrok jego mamy. Może to nieco dziwić, ale wydaje się wątpliwym, by dziecko pomyliło własną matkę z białym humanoidem. Michelin Man jest często wiązany z UFO, ponieważ spotkaniom z nim towarzyszą obserwacje niezidentyfikowanych obiektów. Część meldunków sugeruje, że charakterystyczny wygląd postaci, jest jakiegoś rodzaju kosmicznym kombinezonem, ponieważ wystają czasem z niego różne kable połączone z czarną skrzynką na plecach bądź klatce piersiowej. Jak dotąd nikt nie rozwikłał tej zagadki, a jako dowód mamy tylko opowieści świadków oraz ich rysunki.

Klaun z Sandown

Kolejna istota była widziana tylko raz w historii. Było to w 1973 w miejscowości Sandown na wyspie Wight u wybrzeży Wielkiej Brytanii. Dwoje dzieci w wieku siedmiu lat usłyszało pewnego dnia dochodzące skądś zawodzące wycie, przypominające sygnał ambulansu. Udały się w kierunku dźwięku. Przechodząc przez niewielki most, zauważyły kogoś wychodzącego spod kładki. Był to dziwnie wyglądający humanoid. Mierzył około dwóch metrów wzrostu, posiadając jednak normalne proporcje ciała. Na głowie miał szpiczastą czapkę, z której wystawały dwie drewniane anteny. Ubrany był w kolorowy, przypominający klauna, strój. Zamiast twarzy miał jakby narysowane, trójkątne oczy, kwadratowy nos oraz żółte, nieruchome usta. Zarówno u rąk, jak i nóg posiadał tylko trzy palce. Trzymał coś na kształt mikrofonu, przez który się komunikował. Postać wdała się w rozmowę z dziećmi, zadając im zwyczajowe pytania.

One odpowiadały tym samym. Osobnik przedstawił się jako „Sam”, który pochodzi „z kolorów”. Twierdził, że boi się ludzi i ich unika. Żywił się jagodami i pił wodę z pobliskiego strumyka, po uprzednim „oczyszczeniu jej”. Pokarm spożywał poprzez umieszczenie go w uchu i potrząsanie głową. Przemieszczał się on wtedy do ust. Mieszkał zaś w chacie w głębi lasu. Dzieci się z nim tam udały, ponieważ wydawał się nieśmiały i przyjazny. Po powrocie do domu opowiedziały wszystko rodzicom, którzy oczywiście im nie uwierzyli. Dopiero po jakimś czasie, ojciec zdecydował się spisać całą relację i przekazać ją do organizacji badającej zjawisko UFO. Nikt więcej niewidział klauna, zniknął także ślad po szopie, w której przebywał. Jedyni świadkowie do dziś utrzymują, że to, co ich spotkało to całkowita prawda. Jest kilka teorii na temat tego, czym mogła być istota z Sandown. Jako wyjaśnienie podaje się halucynację, przebranego człowieka, kosmitów, ducha, oszustwo lub robota. Żadna z tych wersji nie może jednak być zweryfikowana i najprawdopodobniej nigdy nie poznamy tajemnicy klauna z Sandown.

Humanoid z Kinnuli

Przenosimy się do mroźnej Finlandii. Tam bowiem w gminie Kinnula, pewnego zimowego dnia 1971 roku dwóch młodych drwali, Petter Aliranta i Esko Juhani Sneck, przeżyło spotkanie z czymś nieziemskim. Mężczyźni mieli właśnie kończyć swą pracę, gdy pierwszy z nich dostrzegł ponad drzewami metaliczny obiekt w kształcie dysku. Opuścił się on powoli na ziemię i wylądował na pobliskiej polanie. Następnie z jego wnętrza wyłoniła się postać. Była to niewielkiego wzrostu, humanoidalna istota odziana w zielony skafander. Jej twarz zasłaniała maska budząca skojarzenia ze sprzętem do nurkowania. Jej ręce nie były zakończone dłońmi ani palcami. Po chwili postać zaczęła zbliżać się do zdziwionego chłopaka. Robiła to małymi podskokami, unosząc się jakby w powietrzu. Jej ruchy przypominały poruszanie się ludzkich astronautów po powierzchni księżyca.

Drwal w przypływie odwagi uruchomił swoją piłę. Dopiero wtedy jego towarzysz spostrzegł, co się dzieje. Aliranta ruszył w stronę przybysza, który wówczas zatrzymał się i zaczął cofać się w stronę pojazdu, z którego wyszedł. Gdy Fin był już blisko, zauważył, że kryje się w nim więcej „zielonych ludzików”. Kiedy przybysz zaczął lewitować w kierunku wejścia pojazdu, Alirancie udało się chwycić go za piętę. Poczuł wtedy ogromny ból, ponieważ kostium obcego parzył niczym rozżarzone żelazo. Mężczyzna odskoczył instynktownie, co pozwoliło istocie wejść do statku, który po chwili uniósł się w powietrze, emitując buczący dźwięk, by po kilkunastu sekundach zniknąć z pola widzenia. Rany na dłoni drwala utrzymywały się ponoć przez dwa miesiące, a obaj świadkowie nie byli w stanie przez godzinę od swojej obserwacji mówić ani normalnie się poruszać. Jedyną pozostałością po UFO były okrągłe ślady w śniegu. Część osób sugerowała, że całe zajście było jakąś formą żartu, lecz są i tacy, którzy uważają je za autentyczną relację. Tak czy owak, jest to na pewno osobliwa historia, która nie jest często przytaczana, gdy mowa o bliskich spotkaniach trzeciego stopnia.

Metalowy człowiek z Falkville

W październiku 1973 doniesiono o dostrzeżeniu nieznanego obiektu latającego w okolicach miasta Falkville w Alabamie. Na miejsce udał się szeryf Jeff Greenhaw. Nie udało mu się dostrzec ani znaleźć żadnego pojazdu na polu, gdzie rzekomo miał wylądować. Mężczyzna postanowił zatem wrócić do samochodu i objechać okolicę w poszukiwaniu jakichś śladów. W pewnym momencie spostrzegł na poboczu jakąś postać. Zatrzymał się i wysiadł. Próbował wołać do nieznajomego, ale bez odpowiedzi. Gdy podszedł bliżej, spostrzegł, że nie ma do czynienia ze zwykłym człowiekiem. Istota była bowiem odziana w gładki, metaliczny, błyszczący uniform. Materiał przypominał folię aluminiową. Greenshaw, który woził ze sobą aparat, szybko wyciągnął sprzęt i zrobił cztery fotografie. Można je znaleźć w Internecie, chociaż jakość nie jest najwyższa.

Szeryf zwrócił uwagę, że przybysz poruszał się w nienaturalny sposób. Przypominało to nieco chód dziecka bądź małpy, ale jednocześnie wyglądało bardzo mechanicznie. Policjant próbował podążać za istotą swym wozem, lecz nie był w stanie jej dogonić. Poruszała się ona bowiem z niezwykłą szybkością, pokonując z każdym krokiem odległość około trzech metrów. Wyglądało to wręcz, jakby miała w butach ukryte sprężyny lub jakiś inny rodzaj mechanizmu. Zdarzenie stało się złym omenem dla Greenshawa, który niedługo po nim stracił pracę oraz żonę, a jego dom spłonął w pożarze. Większość ekspertów uważa dziś całą sprawę za jakieś oszustwo. Są jednak tacy, którzy sądzą, iż było to prawdziwe spotkanie z czymś obcym, być może jakimś robotem sondującym, który wysłany został z widzianego tamtego wieczora UFO. Jest to bardzociekawy i znany przypadek w środowisku ufologicznym, głównie ze względu na materiał dowodowy w postaci fotografii. Każdy może sam osądzić, czy widnieje na nich obcy, czy tylko przebrany żartowniś.

Sasquatch we flanelowej koszuli

Wprawdzie miało być o nietypowych humanoidach z wyłączeniem tych najbardziej znanych pokroju Wielkiej Stopy, ale jest pewien podgatunek tego typu spotkań, który jest na tyle intrygujący, że warto go wspomnieć. Chodzi tu o rodzaj o obserwacji istot przypominających legendarnego Bigfoota ubranych w ludzkie stroje. Stwór jest najczęściej odziany w starą, znoszoną flanelową koszulę. Zdarza się jednak również, że nosi szorty lub inne części garderoby. Doniesienia o takich spotkaniach są rzadkie i pochodzą najczęściej z lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Mimo wszystko zdarzają się, więc coś jest na rzeczy. Nierzadko ubrania, jakie nosi kreatura, są podarte i przypominają jakieś łachmany. Jest to zastanawiające. Wygląda to trochę jak w przypadku wilkołaka, który w czasie transformacji niszczy to, co miała na sobie forma ludzka. Czyżby podobna sytuacja miała się z Sasquatchami? Czy możliwe jest, że Bigfooty lub część z nich to w istocie przemienieni ludzie? Brzmi to intrygująco i niesamowicie. Może też być tak, że jakiś małpolud po prostu znalazł ludzkie ubrania i je założył. Tylko po co miałby to robić? Koszula mogła się podrzeć w czasie ubierania, ale spodnie? Na co one dzikiemu, bądź co bądź, stworzeniu krótkie galoty? Pytania te pozostają bez odpowiedzi, stanowiąc kolejną tajemnicę spowijającą te ulotne istoty.

Źródła:

cryptidz.fandom.com/

obscurban-legend.fandom.com/

cryptidz.fandom.com/

new-cryptozoology.fandom.com/

obscurban-legend.fandom.com

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *