Królestwo zwierząt (2023)

Czasami łapie się na tym, że chodzę do kina bez większej przyjemności, niejako zmuszony potrzebą bycia na czasie z nowymi produkcjami. Rzadko kiedy łapie mnie jakaś większa refleksja lub czuję tak szczerze, że spłynęła na mnie z ekranu czysta radość. Na całe szczęście od czasu do czasu trafia się dzieło, często zupełnie niepozorne, które kompletnie redaguje mój gust, moje oczekiwania i postrzeganie współczesnego kina. A uwierzcie mi, będąc starym, zgorzkniałym malkontentem, takie dzieła są na wagę złota!

Dodam tylko, że zupełnie nie interesuje mnie fakt, że film ten otworzyło festiwal w Cannes i zebrało tam całkiem przyzwoite recenzje, bo opinia kipiących od egzaltacji znawców częściej jest dla mnie red-flagiem, niż gwarantem jakości. Poszedłem na niego zupełnie w ciemno, wiedząc tylko tyle, ile wywnioskowałem z raz obejrzanego zwiastuna. Od dłuższego czasu jest to dla mnie optymalny system oglądania nowości filmowych, a Królestwo zwierząt mnie w tej praktyce utwierdziło. Ale do rzeczy, jesteśmy tutaj, by pogadać o filmie, nie zaś o mnie.

Przez świat, jaki znamy, przelewa się seria mutacji, które powodują, że ludzie przekształcają się w zwierzęta. Żona François Marindaze’a (Romain Duris), Lana, cierpi właśnie z powodu takiej zmiany. Francois i jego nastoletni syn Emile (Paul Kircher) przeprowadzają się na wieś, gdzie ojciec podejmuje pracę jako szef kuchni. Wszystko to po to, aby być w pobliżu centrum leczniczego, do którego przeniesiona zostaje Lana i inni zmieniający się ludzie.

Podczas silnej burzy jedna z furgonetek przewożących „istoty” ulega wypadkowy, a cały transport dotkniętych anomalią ludzi ucieka do lasu. Francois natychmiast wpada w szał i zaczyna rozpaczliwe próby zlokalizowania swojej żony. Gdy wojsko zaangażuje się w poszukiwania, zyskuje pomoc miejscowej oficer żandarmerii Julii Izquidero. W tym samym czasie, gdy Emile już zaaklimatyzował się w nowej szkole i nawiązał relację z rówieśniczką Niną, zaczyna ulegać mutacji…

Drapiąc tylko skórkę, można czytać Królestwo zwierząt jako analogię do sytuacji dzisiejszej Europy, która mierzy się z masową migracją. Widok wojska rozkładającego zasieki, budowanie wydzielonych ośrodków i lokowanie w nich „innych” czy w końcu niechęć prostej, prowincjonalnej społeczności względem tych obcych to proste skojarzenia, a i też nic nowego w kinie. Połowa populacji widzi szansę na życie w zgodzie z istotami, pozostali chcą je po prostu zabić, a one same chcą po prostu spokoju. Choć historia stąpa po znanym terytorium i nie odkrywa niczego niezwykłego na temat ludzkiej natury, nie pozostawia nas, widzów, w obojętności oferując głęboko przejmującą podróż, którą ja zapamiętam do końca życia.

Scenariusz napisany na potrzeby filmu nie oferuje choćby minimum wyjaśnienia faktu, skąd biorą się tajemnicze mutacje. Po prostu mają miejsce, prawdopodobnie totalnie losowo, więc wywołują strach i niepewność ze strony władz, które zupełnie nie wiedzą, jak sobie z nimi poradzić, chociaż wspomina się, że Norwegia (a jakże) podjęła próbę integracji ze stworzeniami. I tak naprawdę film nie potrzebuje większych wyjaśnień czy podejścia do całego punktu wyjściowego z jakimś quasi naukowym spojrzeniem. Wszystko to sprawia, że człowiek skupia się i angażuje na tym, co najważniejsze, na bohaterach, emocjach ich doświadczeniu.

Niesamowite istoty znajdują schronienie w lasach francuskiej Gaskonii, które film przedstawia poprzez niezwykle majestatyczne zdjęcia. Lasy w nocy emanują magią, a ludzie tacy jak Francois dostrzegają mutanty pośród kniei ofiary anomalnej choroby, takie, jak jego żona. Z drugiej strony film przedstawia świat człowieka z ciepłem, ale jest to rzeczywistość, która zdominowana została niestety przez fałsz. Stawka jest na poły wysoka, na poły bardzo przyziemna, a film nie boi się, by niektórych bohaterów spotkała tragiczna śmierć. Jeśli oczywiście wymaga tego scenariusz. Te ofiary, głównie po stronie mutantów, przypominają widowni tragiczną rzeczywistość uciskanych grup znanych z dzisiejszego świata.

Królestwo zwierząt jest dla mnie tą produkcją, z którą będę jeszcze rezonował przez długi czas, dlatego też polecam ją z czystym sercem każdemu, kto od kina oczekuje czegoś więcej, niż tylko łatwo przyswajalnej papki. Pomimo faktu, że niektóre z motywów zawartych w filmie niekoniecznie są jakieś rewolucyjne, udaje mu się wytworzyć niesamowicie trzymającą w napięciu atmosferę, której zwyczajnie warto doświadczyć na własnej skórze. To jedna z tych produkcji, która Was zdenerwuje, rozśmieszy, momentami obrzydzi, rozczuli i zmusi do refleksji. A wszystko to w kompaktowe dwie godzinki!

Oryginalny tytuł: Le règne animal

Produkcja: Francja, 2023

Dystrybucja w Polsce: kinoswiat.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *