Lubię, gdy horror jako gatunek sięga nieco głębiej niż powierzchnia otaczającej nas rzeczywistości. Dlatego też cieszy mnie niesłabnąca popularność tak zwanego horroru folkowego, czyli takiego, który lubi penetrować obszary z jednej strony tak bardzo nam odległe, a z drugiej funkcjonujące tuż za fasadą naszego życia. Mitologia celtycka zawsze była w tej dziedzinie dość płodna, więc nie ma sensu chyba wymieniać całej listy tytułów, które w większości znamy i kochamy. Ja wspomnę tylko lubianego przeze mnie Impostora (2019) i genialne Men (2022).
Trend ten w bardzo autorski sposób kontynuuje Paul Duane, niezależny reżyser, który praktycznie sam sobie sfinansował opisywane tutaj All You Need Is Death. Czy zbieranie kasy na projekt okazało się finalnie grą wartą świeczki? No tak! Czy jest to objawienie horroru, które każdy fan nurtu powinien zobaczyć? Tutaj już miałbym pewne zastrzeżenia, bo jednak wyłażą na wierzch pewne niedoskonałości i warsztatowe braki. Mimo to ja bawiłem się na seansie całkiem dobrze, o czym chcę Wam teraz opowiedzieć.
Anna (Simone Collins) i Aleks (Charlie Maher) to młoda para zajmująca się zbieraniem i katalogowaniem rzadkich, irlandzkich pieśni ludowych, ponieważ wierzą, że w tekstach w jakiś sposób kryje się alchemia. Stosują podstępne taktyki, aby przekonywać podejrzliwych mieszkańców do nagrania piosenek lub uzyskania dostępu do tekstów, próbując zadowolić swoją liderkę Agnes (Catherine Siggins). Ale pewnej nocy Anna i Aleks decydują się odwiedzić tajemniczą starszą kobietę, która rzekomo zna szczególnie rzadką przyśpiewkę. Odwiedzają ją i odkrywają, że Agnes już tam jest. Kobieta (Olwen Fouéré) nie pozwala im nic nagrać i Aleks musi opuścić odosobnioną chatę. Mimo to Agnes potajemnie udaje się nagrać słowa starożytnej pieśni.
Od tego momentu życie naszych bohaterów zaczyna się rozpadać. Czas, ludzie, wydarzenia – wszystko wydaje się ulatniać. Aleks znika, a Anna nie może go znaleźć. Mężczyzna ukrywa się wraz ze swoją liderką, a szaleństwo najwyraźniej ogarnia jego umysł. Gdy oboje obsesyjnie wsłuchują się w piosenkę i próbują rozszyfrować tekst, tym bardziej zdają sobie sprawę, że jej tekst traktuje o miłości. Ale nie o takiej miłości, jaką widzimy w telewizji. Mówimy o miłości pochłaniającej wszystko, która jest tak namiętna, że staje się brutalna. Historie Anny i Aleksa zchodzą się ze sobą w momencie nagłego, paraliżującego umysł widza zakończenia, gdy coś, co czekało na ucieczkę przez tysiąclecia, w końcu się uwalnia.
Można się doszukać w All You Need Is Death epickiej ballady filmowej. Wszystko zaczyna się dosyć łagodnie, nastrojowo i przez 90 minut rozwija się w ponury horror, by finalnie wejść w ekstremalną formę jego cielesnego nurtu. Duane umiejętnie radzi sobie z tą powolną, ale nieustanną zmianą atmosfery, aby dostarczyć film, który, chociaż myślisz, że możesz wiedzieć, dokąd zmierza, ma wystarczająco dużo zwrotów akcji, aby utrzymać cię w napięciu do końca. Dla większości widowni będzie to oczywiście nuda, sam kilkukrotnie ziewnąłem ze znużenia podczas seansu, jednak ciekawość zbudowana na solidnym fundamencie pchała mnie dalej. I tak, nie zawiodłem się!
Horror nie bierze się tutaj z typowych dla gatunku sekwencji podnoszących momentalnie ciśnienie, ale z uporczywego prezentowania nam głęboko niepokojących obrazów, które pozornie nie mają sensu w ramach opowiadanej historii. Przebłyski przeszłości przewijają się raz po raz przez ekran i początkowo działają jedynie jako zagadkowe dodatki, które wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Ale, jak nieustannie udowadnia Duane, wszystko na ekranie ma swoją funkcję, a te niepokojące obrazy są tylko małą częścią przerażającej tej układanki. To film, który musi wsiąknąć w twój mózg, powoli rozprowadzając po nim swoje smaki. Jest to dzisiaj rzadko spotykana cecha w kinie, więc ci widzowie, którzy po prostu oczekują zaangażowania, powinni być udobruchani.
I chociaż sam nie do końca rozumiem, co dokładnie działo się czasami na ekranie, to niektóre obrazy są naprawdę koszmarne i zostaną mi w pamięci jeszcze na długo. Są pełzające po ścianach cienie, wychudzone potwory, starożytni druidzi i ostatnie monstrum, które trzeba po prostu zobaczyć samemu, by uwierzyć, że twórcę ogranicza tylko jego własna wyobraźnia. Jest tutaj tak wiele dobrze wyważonych scen grozy, że rekompensują one niejednoznaczność i może nawet bełkotliwość tego wszystkiego. To również dobry sposób na to, by zakamuflować ograniczenia wynikające z niskiego budżetu i pewnej toporności, jaka cechuje film.
Zostając przy terminologii muzycznej, All You Need Is Death przez większość czasu jest jak folkowa ballada, mroczna, przerażająca i pobudzająca wyobraźnię, by finalnie przeistoczyć się w koszmarny death metal wyrwanych z serca skandynawskiej kniei. To bardzo dobry przykład tego, jak się powinno kręcić horror ludowy, a Paul Duane z większym budżetem mógłby naprawdę nakręcić arcydzieło tego nurtu na nasze czasy. Tak pozostawił nam bardzo ciekawe, choć wymagające dzieło, które jeśli znajdzie grupę fanów, będą to oddani groupies.
Oryginalny tytuł: All You Need Is Death
Produkcja: Irlandia, 2023
Dystrybucja w Polsce: BRAK
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.