MaXXXine (2024)

Są takie filmy, na które człowiek czeka, bo wie, że są praktycznie samograjem. Po cudownych X (2022) i Pearl (2022) cała populacja fanów kina gatunku czekała na MaXXXine. Przecież to się nie mogło nie udać! Lata 80., kult kaset VHS, pragnienie zostania filmową gwiazdą i morderczy szlak Richarda Ramireza, który terroryzował ówczesne Los Angeles. Przecież w rękach Ti Westa to mogło zaowocować filmem, który kultowy stałby się w dniu premiery! A jednak coś poszło mocno nie tak, a my tak naprawdę zostaliśmy ze świetnym zwiastunem i garścią fanowskich posterów na Tumblr.

Na wstępie powiem, MaXXXine jest filmem zaskakująco wręcz nieudanym. Jeśli nie chce się Wam czytać dalej tej recenzji, zaznaczę tylko, że produkcja ta jest zwyczajnie nudna i na tyle rozwodniona, że nie wiadomo tak naprawdę, co chce nam przekazać. A to chyba najgorsze, co może spotkać dzieło filmowe! W przeciwieństwie do swoich poprzedników, zwieńczenie trylogii ucieka z głowy zaraz po zakończeniu seansu, ponieważ pozbawione jest tego, hmmm, pierwiastka „fajnych i pamiętnych scen”? No wiecie, o co mi chodzi, MaXXXine po prostu ogląda się bez emocji, ani uniesień estetycznych, ani scenariuszowych.

Fabułę można streścić do jednego akapitu. Maxine (Mia Goth) zamienia małe, rodzinne miasteczko na obskurne Los Angeles połowy lat 80. To burzliwy dla miasta okres, gdy brutalne morderstwa Night Stalkera straszą z pierwszych stron gazet. 34-letnia dziewczyna jest już w Hollywood, wciąż podsycając swoją obsesję na punkcie bycia sławną. Kiedy akurat nie wciąga kokainy i nie rozbiera się w pokazach peep-show, wyrabia sobie markę, grając w filmach dla dorosłych.

Czy obligatoryjnym jest znanie zawartości poprzednich filmów serii? Absolutnie nie! Oczywiście jest kilka mrugnięć okiem, a krwawa przeszłość Maxine zdaje się za nią podążać, tak naprawdę jest to historia totalnie odklejona od tego, co było. Jest to dla mnie nieco zaskakujące, bo byłem pewien, że trauma, jaką Maxine przeżyła na farmie w Teksasie, będzie odgrywać tutaj znaczącą rolę. Widocznie Ti West miał na to inny pomysł, a wydarzenia z zdają się mu nawet trochę ciążyć. Dlatego też spokojnie można udać się na seans „na czysto”, pytanie tylko brzmi po co?

Piszę to z ciężkim sercem, ale MaXXXine jest dziełem, które nie niesie za sobą żadnej wartości. Scenariusz zdaje się łapać tak wiele wron za ogon, że nie skupia się na żadnej z nich. Chcieliście zobaczyć do kulis kasetową branżę porno? Ta zostaje tutaj ledwie liźnięta (heh). A może zabawę z fabularyzowaniem prawdziwych zbrodni Nocnego Łowcy? Ten wątek zostaje tutaj poprowadzony w tak kuriozalny sposób, że nie sposób go brać jakkolwiek na poważnie. A może po prostu spodziewaliście się nieco psychologicznego portretu osoby usilnie pragnącej sławy? No nie, film skupia się przede wszystkim na tym, że tytułowa bohaterka chodzi od miejsca do miejsca, wysłuchując pustych frazesów, tak topornie napisanych, że w ogóle trudno to stawiać obok poprzednich filmów.

Osadzenie akcji w latach 80. to już wyświechtany dzisiaj pomysł, ale w rękach Westa liczyłem na coś z pazurem. I tutaj też film nie dowozi, bo jego estetyka jest po prostu po to, by od czasu do czasu puścić jakiś kawałek z epoki. Estetyka obskurnego noir była kusząca, ale znów, to tylko strzępy, z których nawet zlepione ze sobą na siłę nie dostarczają spójnego, obrazka. Poszczególne elementy filmu, tematy, które chce poruszyć, sabotują siebie wzajemnie, brodząc między powagą a slapstickiem i komiksowym wręcz przerysowaniem. I to zakończenie, o Boże to zakończenie! Ja wiem, że miało ono nawiązywać do taniego horroru okultystycznego z epoki, ale tak bardzo wybija ono z całej reszty filmu.

MaXXXine nie jest jednak filmem totalnie złym, to po prostu bardzo słabe zwieńczenie trylogii, na którą składają się dwa cudowne tytuły. Z drugiej strony ma on tak niewiele do zaoferowania, że nie wierzę do końca tym wszystkim recenzentom, którzy go chwalą. Wydaje mi się, że to oszukiwanie samego siebie i wmawianie sobie, że przecież to, co właśnie widziałem, jest dobre. A można pochwalić Ti Westa za choćby dość dosadne ukazanie ekranowej przemocy, choć jest jej tutaj, co kot napłakał, miażdżenie jaj czy cięcie twarzy wyglądają odpowiednio odpychająco. Aż chciałoby się tego więcej! No i aktorzy są super, zwłaszcza Mia Goth i robiąca za trzeci plan Elizabeth Debicki. W ogóle jakoś dziwnie jest ten film Goth-centryczny, bo wszystkie inne postacie wydają się epizodyczne.

Nie ulega wątpliwości, że to jednak Ti West stoi za kamerą i trudno nie być pod wrażeniem jego wizualnego stylu i imponującej dbałości o szczegóły. MaXXXine to jego piaskownica, po której rozrzucone są wszystkie gatunkowe grabki i łopatki. Ale jednocześnie reżyser jest tak pochłonięty prezentacją swojego stylu, że zapomina o podstawowych składowych, których potrzebuje każdy film, mianowicie dobrej historii i ciekawych postaci. Ja się wynudziłem, rozczarowałem i w sercu zapłakałem, cytując klasyka polskiego internetu, „no nie tak miało być”…

Oryginalny tytuł: MaXXXine

Produkcja: USA/Nowa Zelandia/Kanada, 2024

Dystrybucja w Polsce: uip.com.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *