Hrabia (2023)

Dla mnie, nudnego, europejskiego socjalisty postać Augusto Pinocheta nie kojarzy mi się z nikim innym, jak tylko zwykłym zbrodniarzem i wywrotowcem. Z obowiązku historycznego kontekstu przypomnę tylko, że stał on na czele wojskowej junty, która w 1973 roku przejęła władzę w Chile i uczyniła go prezydentem-uzurpatorem. Swoją paranoiczną walką z socjalizmem doprowadził do pogłębienia się w kraju nierówności klasowych i w prostej linii do gospodarczego załamania w pierwszej połowie lat 80. Mówiąc krótko, zbrodniarz.

Nic więc dziwnego, że dla chilijskiego twórcy Pablo Larraína postać Pinocheta w prostej linii kojarzy się z ikonicznym na każdej szerokości geograficznej potworem – wampirem. Rozumiecie, to tak, jakby ktoś chciał dzisiaj nakręcić film o tym, jak Balcerowicz po nocach staje się wilkołakiem i przy pełnym księżycu morduje niewinnych ludzi ku drodze do uwolnienia rynku. Ale wróćmy do Chile, bo właśnie tam powstał Hrabia, przejęty przez Netflix komediowy horror kontestujący kłopotliwą historię tego kraju.

Ciemna postać sunie po nocnym niebie nad Santiago w Chile. Wślizguje się do biurowców, fabryk, szpitali i mieszkań, brutalnie żywiąc się samotnymi mieszkańcami. Tym potworem jest generał Augusto Pinochet, który w wizji Larraína nigdy nie umarł. Był nieśmiertelnym wampirem i sfingował swoją śmierć, aby uniknąć oskarżeń i następnie wieść spokojne życie gdzieś na odległym, cichym ranczu, na diecie złożonej z pożywnych koktajli z ludzkich serc i siedząc na ogromnej fortunie, jaką zgromadził podczas swoich rządów terroru.

Film otwiera się niczym opowieść o dojrzewaniu, czyniąc tu i ówdzie historyczne odniesienia, by następnie dokładnie nakreślić nam obecny stan Pinocheta. Pojawia się wtedy zakonnica, która biegle włada matematyką, potrafi w sztukę egzorcyzmu i uwodzenia. Jak każdy film, któremu udaje się utrzymać uwagę widzów, dawkuje strzępy informacji w dość ostrożny sposób przez cały film, aby dokończyć obraz dopiero w finale.

Ale choć te nagłe fabularne wolty mogą być satysfakcjonujące, a wszystkie gagi i wprowadzone postacie są naprawdę zabawne, w filmie brakuje emocjonalnego rdzenia, który łączy widzów z tym, co dzieje się na ekranie. Jak na ironię, bo było to zapewne zamiarem samego reżysera, trudno jest wczuć się w którąkolwiek z filmowych postaci. Dlatego też pozostaje nam spodziewać się po Hrabia po prostu zabawy z nawet zgrabnie trzymającą w napięciu fabułą i trochę powierzchownych refleksji na temat tematów, jakie podejmuje.

Scenariusz Larraína i jego współscenarzysty Guillermo Calderóna oparty jest na nieustannym krzyżowaniu się relacji i motywacji. O ile pierwszy akt przebiega w dość zwartym tempie, rzucając w nas ekspozycję tej dziwnej historii, o tyle drugi pozostaje wyraźnie w tyle. Mrocznie zabawna satyra ustępuje miejsca bardziej dramatycznym momentom, ale bohaterowie są zbyt płytcy, by uporać się z tym nowym wątkiem narracyjnym. Środkowa część filmu jest przesiąknięta metaforą, z mocarną refleksją o władzy, korupcji i prawie do dziedziczenia, ale wszystko to jest trochę zbyt, no nie wiem, pochmurne?

Co najważniejsze, jako satyra, Hrabia wydaje się zainteresowany rozwiązywaniem problemów społecznych poprzez stawienie ich w absurdalnych sytuacjach i w odniesieniu do niemniej dziwacznych relacji. Jednak elementy satyryczne filmu funkcjonują skutecznie tylko z wyższym kapitałem kulturowo-intelektualnym widza, gdyż wiele z tych powierzchownych żartów oraz scen zaczyna wydawać się dość powtarzalnych. Ani jedna postać nie jest sympatyczna i wszyscy są po prostu po jednych pieniądzach. Mimo wszystko film najlepiej trafi do tych, którzy mają wiedzę na temat historii, polityki i społeczeństwa Chile. Dla nas, Europejczyków produkcja ta może być po prostu niezrozumiana tak, jakby chcieli tego jej twórcy.

Hrabia to oryginalna i zabawna satyra ubrana w szaty artystowskiego kina grozy, która bawi się znanymi konwencjami wampirycznego folkloru i można ją śmiało uznać za list miłosny do gotyckiego horroru. Jednak najważniejszym jej celem jest potworna spuścizna chilijskiego dyktatora Augusto Pinocheta, więc dla tych bardziej rozgarniętych film będzie przede wszystkim ostrym komentarzem na temat normalizacji faszyzmu i naturalnie go wspierającego kapitalizmu, które są we wszystkich swoich aspektach bardziej przerażające, niż mityczny krwiopijca.

Oryginalny tytuł: El Conde

Produkcja: Chile, 2023

Dystrybucja w Polsce: netflix.com

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *