V/H/S/85 (2023)

Seria V/H/S ma u mnie specjalne miejsce w serduszku, bo jest dla mnie agregatem kreatywności twórców, którzy muszą zmieścić się w krótkim formacie i konkretnej formie. Oczywiście zdarzały się etiudy słabsze, które skutecznie ciągnęły całe filmy w dół (na ciebie patrzę trójko!), ale ostatecznie wartością oglądania kolejnych części jest fakt, że można wyciągnąć z nich rzeczy wręcz fantastyczne. I tak, w odsłonie sygnowanej liczbą 85 również takowe się znajdują.

Jeśli chodzi o sam charakter antologii, to naturalnie mierzy się on z jakościową sinusoidą, która sprawia, że produkt końcowy jest mniejszy od sumy jego elementów składowych. Ostatnio franczyza próbuje czegoś nowego, nakładając dodatkowy motyw konkretnego okresu na linii czasu, w którym królowały taśmy VHS. Dlatego też po V/H/S/99 (2022) i 94 (2021), które oczywiście naśladowały kino gatunku lat 90., przyszła pora na wyprawę w ciemną stronę nostalgicznej estetyki lat 80.

Łącznikiem między poszczególnymi segmentami jest Total Copy, stylizowany na film dokumentalny o dziwnym, niezidentyfikowanym organizmie, który pod okiem grupy naukowców zaczyna naśladować rzeczy z telewizora ustawionego w ich stacji badawczej. Wszystko to jest sprawnie nakręcone, ma klimat, ale nie idzie za tym nic szczególnie ekscytująco. Co gorsza, narracja porusza się tak chaotycznie, że za każdym razem, gdy wracamy do ośrodka naukowego, nie jest jasne, jak rozwinęła się ta historia. Być może jest to najgorszy element 85.

Bo dalej jest już tylko lepiej. No Wake Mike’a P. Nelsona jest w rzeczywistości podzielony na dwa różne segmenty. Pierwszy segment, nakręcony z perspektywy grupy młodych ludzi, którzy zostali zmasakrowani na leśnym kempingu, wyróżnia się niezachwianie brutalnym odzwierciedleniem tego, jak to właściwie jest znajdować się w centrum masowej strzelaniny. Jest to niepokojąco realistyczne i zastanawiam się trochę nad etyką kręcenia takiej sceny. W końcu jest to etiuda do bólu amerykańska, łącza w sobie Piątek trzynastego (1980) i kryzys przemocy z użyciem broni palnej w Stanach Zjednoczonych. Z poziomu meta jednak mieszanka ta mi się naprawdę podobała.

Bóg śmierci Gigiego Saula Guerrero ma już jednak to, co horrorowi puryści lubią najbardziej. To też fragment nakręcony w całości w języku hiszpańskim, którego akcja rozgrywa się w targanym trzęsieniem ziemi Mexico City. Coś, co zaczyna się jak katastroficzny found footage z perspektywy grupy ratowników przemierzających walący się budynek, prowadzi do… tego Wam oczywiście nie powiem, bo konkluzja historii jest nawet zaskakująca i powinna być satysfakcjonująca dla większości widzów. Jedną z najlepszych etiud dała tutaj Natasha Kerman ze swoim TKNOGD, brutalną, mocno art-house’ową wariacją na temat zagrożeń spowodowanych zabawą ze sztuczną inteligencją.

Stawkę zamyka wyreżyserowany przez Scotta Derricksona, czyli gościa z Hollywood, Dreamkill. Policja przesłuchuje miejscowego dzieciaka (Dashiell Derrickson), który ma nagrane na wideo makabryczne morderstwa. Haczyk? Taśmy nagrywają jego sny i zdają się rejestrować zbrodnie, które dopiero zostaną popełnione. Punkt wyjściowy jest super, tylko że segment ten okazuje się cholernie krótki. Zbyt wiele pomysłów konkuruje o czas ekranowy, bo Dreamkill sprawdziłby się cudownie jako stylizowane, pełnowymiarowe dzieło. Myślę, że gdyby utrzymał klimat z antologii, mógłby spokojnie konkurować z takim Kodem zła (2024).

Gołym okiem widać, że jakość segmentów w filmach tej serii jest bezpośrednio związana z chęcią i zdolnością twórców. V/H/S pozostaje serią horrorów w stylistyce found footage, czyli tworzący ją muszą dostarczyć to, co oddaje szczurek zasadom gatunku. Zadanie to staje się coraz trudniejsze, dlatego, że format ten jest w tym momencie tak znany widzom, że coraz trudniej jest wywrzeć na nich jakiś wpływ. Nadal można, jak udowadnia TKNOGD, dać nam coś świeżego i aktualnego, ale wymaga to niezwykle pokaźnych pokładów kreatywności. A o te, jak wiemy, we współczesnym kinie bardzo, bardzo ciężko.

Jednak jako taki ujednoliconych estetycznie zlepek filmów krótkometrażowych V/H/S/85 wypada dobrze. To wszystko. Kilka z zawartych tutaj etiud to sztandarowe przykłady na to, jak tworzyć antologię grozy. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że film jest tak dobrze zrobiony, że żałujemy po seansie, że nie dostaliśmy więcej. Kiedy twórcy obdarzeni kreatywnością mają szansę na całkowicie wolną rękę, rezultat ich pracy skutkuje koszmarnym, w tym dobrym znaczeniu, doświadczeniem niepodobnym do niczego innego. Takie przebłyski w V/H/S/85 służą jako przypomnienie wartości twórczej, której ta seria zapewnia dach nad głową.

Oryginalny tytuł: V/H/S/85

Produkcja: USA/Meksyk, 2023

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *