Gdy jako młody chłopak natknąłem się na debiut Kevina Smitha, nie wiedziałem jeszcze, że kilkanaście lat później film ten będzie dosłownie odzwierciedleniem mojego życia. W tej szaroburej wypadkowej moich złych decyzji jednak patrzę na Sprzedawców jako na coś, co pozwala mi z uśmiechem na twarzy witać kolejny dzień. Dlatego też wracam do niego często, przeważnie wtedy, kiedy w moim życiu zaczyna walić się wszystko niczym domino, a początek tej katastrofy zazwyczaj mogę skwitować dialogiem „a miało mnie tutaj nawet dzisiaj nie być”.
W 1992 roku Kevin Smith nie wiedział jeszcze, jaka jest jego życiowa droga. Marzył o pisaniu do Saturday Night Live, opuszczaniu zajęć z Szekspira i psychologii w The New School, by spędzać czas w 30 Rock, mając nadzieję, że zauważy go producent Lorne Michaels. To marzenie się nie udało, a Smith porzucił studia po pierwszym semestrze. Jednak praca jako sprzedawca w łączonym z wypożyczalnią kaset wideo video sklepie Quick Stop w New Jersey otworzyła mu więcej furtek, niż sobie wyobrażał. Jego znienawidzona praca stała się miejscem akcji niezależnych Sprzedawców, dzieła inspirującego całe pokolenia aspirujących filmowców.
Smith nie tylko stworzył jeden z najbardziej udanych filmów niezależnych lat 90.. Czerpiąc inspirację (i aktorów) z grona znajomych z New Jersey, stworzył własny kinowy świat, View Askewniverse, z przeplatającymi się historiami i postaciami, które będą stanowić podstawę jego kolejnych filmów. Dziś nawet takie franczyzy, jak The Mandalorian (2019-) nawiązują do przebojowego debiutu Smitha, a sam reżyser obrósł niemałym kultem wśród tych widzów, którzy nie tylko żyją popkulturą, ale lubują się w szukaniu sobie pewnych niszy.
Tę przyziemną, ale jakże zabawną historię ciągną dwie postacie, Brian O’Halloran wcielający się w Dantego Hicksa i Jeff Anderson w roli Randalla. Dante jest tym wiecznie przygnębionym sprzedawcą sklepowym, zwłaszcza w momencie, gdy wyczytuje w gazecie, że jego była dziewczyna Caitlin wychodzi za mąż. Dodatkowo stresuje się nadchodzącym meczem hokeja i pogrzebem swojego przyjaciela. Tymczasem Randal pracuje obok w wypożyczalni kaset wideo i z pozoru nienawidzi swojej pracy tak samo, jak Dante. Sprzedawcy byli pierwszym filmem Smitha zakotwiczonym w View Askewniverse, więc przez ekran przewijają się tak już kultowe postacie, jak Jay (przyjaciel Smitha, Jason Mewes) i Cichy Bob (sam Smith).
Fabuła, prezentująca nam w gruncie rzeczy dzień z życia pracownika sklepu wielobranżowego, jest tak prosta, jak to tylko możliwe. Ale to nie ona jest tutaj tak naprawdę ważna! To przede wszystkim klasyczna komedia w stylu popularnych od jakiegoś czasu stand-upów, z jednym żartem za drugim. Wszystko zostało podzielone na konkretne epizody i oznaczone różnymi stanami umysłu (takimi, jak „Złośliwość„, „Kaprys„, „Katharsis„). Wszystkie z nich zawierają jedne z najbardziej zabawnych momentów w historii komedii – wprowadzenie do mojego słownika obrzydliwego terminu „śnieżka„, debata o eksplozji Gwiazdy Śmierci jako o zbrodni na niezliczonych podwykonawcach i najzabawniejszą erekcję, jaką kiedykolwiek zarejestrowano na taśmie filmowej. Co najlepsze, humor nic a nic się nie postarzał i choć film może wydawać się reliktem lat 90., bawi tak samo skutecznie te 30 lat później.
Film zdecydowanie nie jest dla wszystkich, a już na pewno nie dla babci, nie dla większości matek i ich małych dzieci, ale jest to idealne dzieło dla niedojrzałego nastolatka, tego ciałem i sercem. Jednak największym osiągnięciem Smitha jest to, że poprzez prymitywny humor, jego scenariusz oferuje unikalny wgląd w swoich bohaterów. Wystarczy spojrzeć tylko na to, jak Smith przekształca prymitywne dialogi w przenikliwą obserwację na temat odporności Dantego na ryzyko: „Moja matka powiedziała mi kiedyś, że jak miałem trzy lata, moja pokrywka na nocnik była zamknięta. I zamiast ją podnosić, zesrałem się w spodnie. Chodzi o to, że nie jestem typem osoby, która będzie zakłócać porządek tylko po to, żeby mogła się wygodnie wysrać„. Czy nie jest to dialog napisany na miarę geniusza?
Pisałem o tej aktualności humoru, ale nie można oderwać Sprzedawców od ich epoki. Film ten jest wręcz przesiąknięty i tapla się w ironii lat 90-tych. Oddaje ogólnego ducha czasów i apatię swojego pokolenia, reprezentując wszystkich typowych, obsesyjnych na punkcie grunge’u, komiksowych próżniaków, wydawać by się mogło niezdolnych do współczucia czy jakichś innych, wyższych emocji. Oddalając się od chaosu nocnych klubów i typowych dla amerykańskich pocztówek rozrywek, Clerks pokazuje, co ludzie ci robili na uboczu. A chcieli przeważnie po prostu zabić czas.
Trudno mi w tym wszystkim nie widzieć siebie, swoich problemów i bolączek związanych z otaczającym światem. Sprzedawcy są właśnie jak taka moja osobista rzeczywistość, często bardzo zabawna, pełna śmiechu i głupoty, ale z przenikliwym zaglądaniem w jej środek, okazuje się nieznośnie wręcz przygnębiająca. Ale nawet obdzierając go z tej całej osobistej otoczki, jest to po prostu bardzo dobrze napisany i zabawny film, do tego stopnia, że porównałbym go do najlepszych osiągnięć Tarantino. No i jest to idealny przykład tego, że nawet w szarej (dosłownie) rzeczywistości można znaleźć coś, co wskaże nam drogę ku spełnieniu.
Oryginalny tytuł: Clerks
Produkcja: USA, 1994
Dystrybucja w Polsce: megogo.net
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.