Z pierwszym sezonem popularnego serialu The Bear miałem ten problem, że nie byłem jego odbiorcą. Jako etatowy biedak i osoba, która nie ma większych ambicji, obce mi są drogie restauracje oraz cały ten kult fancy-jedzenia. Wszystko odmieniło się wraz z sezonem drugim, który kuchenne perypetie porzucił na rzecz wiwisekcji człowieka jako jednostki żyjącej i otaczającej się innymi. Serial o poturbowanym psychicznie szefie kuchni automatycznie skoczył u mnie na podium najciekawszych produkcji ostatnich lat. Czy trzeci sezon utrzymał ten poziom?
Już teraz mogę powiedzieć, że nie. Twórcy porzucili nieskomplikowany, aczkolwiek działający jak dobrze prowadzona kuchnia pierwiastek ludzki na rzecz quasi-artystycznej formy. Dlatego też większość odcinków to niezrozumiały bełkot, który ma chyba za zadanie tylko masturbowanie się swoją wyrafinowaną oprawą. Pierwszy odcinek to olbrzymi znak ostrzegawczy dla widza, takiego, jak ja. Niby jest to tylko streszczenie tego, co było, ale przez swój pełen egzaltacji sposób narracji, ogląda się to wyjątkowo ciężko.
W zasadzie ciężko jest mi napisać, o czym konkretnie jest ten sezon. Wciąż wałkowany jest motyw traumy, jaką główny bohater, Carmy (Jeremy Allen White), nabył na przestrzeni pracy u toksycznego, wymagającego szefa kuchni oraz to, jak rzutuje ona na resztę teamu prowadzonej przez niego knajpy, tytułowego The Bear. I tyle, serio. Oprócz dwóch, może trzech odcinków, które w całości poświęcone są innym osobom, niż wiecznie udręczony Carm, trzeci sezon z pewnością zjada własny ogon, stając się ofiarą sukcesu, który sam sobie wypracował. A nie ma nic gorszego niż upadek ze szczytu jako wypadek przy pobiciu własnych osiągnięć.
Dwa najjaśniejsze punkty sezonu pojawiają się w jego drugiej połowie. Serwetki, debiut reżyserski grającej w serialu Ayo Edebiri, tworzy łapiącą za serce narrację skoncentrowaną na Tinie (Liza Colón-Zayas). Tylko miast skupiać się na jej teraźniejszych, wewnętrznych refleksjach, wyzwaniach i triumfach, z którymi może się zmierzyć, w pracując w The Bear, odcinek ten zabiera nas w podróż w czasie, aby pokazać, jak Tina przyszła do pracy w kultowej. Oczywiście obnaża to kolejny problem sezonu, bo okazuje się nagle, że zaglądanie w przeszłość jest ciekawsze niż to, co z tymi postaciami dzieje się tu i teraz. Ale jako oderwany od reszty epizod? Działa idealnie!
Następnym wartym Waszej uwagi odcinkiem jest Kruszony lód, w którym Natalie (Abby Elliott), siostra głównego bohatera, rodzi, a pomogą jej w tym matka Donna (Jamie Lee Curtis). Tutaj serial gra na napiętych strunach ich relacji oraz pociąga za wątki, które widzieliśmy już w sezonie numer dwa. Burzliwa kłótnia przechodzi w czułość, raz za razem pokazując nam, że rodzina, jeśli ją oczywiście mamy, to nasze największe oparcie. Jednak to wszystko jest tak oderwane od serialu jako całości, że zacząłem się zastanawiać, co dzieje się z resztą zespołu The Bear. To bardziej popisówka Curtis niż ważny w kontekście całego serialu odcinek.
Frustruje mnie nieco fakt, że na obecnie 28 dostępnych odcinków, w serialu tak naprawdę niewiele się wydarzyło. Jedna restauracja została zamknięta, a otworzyła się nowa. Ludzie krzyczeli na siebie nawzajem, potem pracowali, by znów krzyczeć na siebie jeszcze głośniej. Postacie stanęły przed ważnymi decyzjami i nie udało im się ich podjąć. Śmierć brata głównego bohatera była powtarzana przez retrospekcję więcej razy niż śmierć Thomasa i Marthy Wayne’ów w całej sadze o Batmanie. Pod koniec sezonu trzeciego rodzi się dziecko, czy ma to jakieś przełożenie na ogólne napięcie serialu? Nie, to tylko jeden odcinek, samotna perełka pośrodku zwałów zblazowania.
Nawet aktorstwo, niegdyś tak mocne, teraz wydaje się w większości martwe i zagrana na jednej nucie, w czym z pewnością nie pomaga brak chęci ze strony scenarzystów do rozwijania postaci. Tę scenariuszową miernotę próbuje się ukryć za gorączkowym montażem pełnym nagłych i agresywnych zbliżeń jako wizualnych skrótów w ukazywaniu tej emocjonalnej intensywności. To zabieg, który w teorii miał nadać produkcji jakiegoś artystycznego sznytu i estymy, a sprowadził go do roli żenującej, przeszkadzającej w odbiorze fanaberii twórców. No jestem na nie, nie podoba mi się to i kompletnie leży poza moją filmową percepcją.
No niestety, z czegoś, co naprawdę angażowało emocjonalnie, będąc przy tym zarówno jakościowym, jak i nowatorskim doświadczeniem, wyszło pseudointelektualne majaczenie dla zblazowanej, wielkomiejskiej klasy wyższej. To wciąż ciekawy serial, aktorsko brylujący ponad innymi i tymi dwoma odcinkami deklasujący wiele mu podobnych. Szkoda tylko, że twórcy ugięli się pod ciężarem własnego sukcesu, serwując danie tak wymuskane, że de facto pozbawione smaku i finalnie kończące tam, gdzie kebab z budy na dworcu, w kiblu. Ale dla tych kilku chwil uniesienia, warto nadstawić podniebienie.
Oryginalny tytuł: The Bear
Produkcja: USA, 2024
Dystrybucja w Polsce: disneyplus.com
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.