Ucieczka z ciemności (2022)

Epoka kamienia łupanego, grupa pierwotnych ludzi odkrywająca nowy ląd i mierząca się z jakimś tajemniczym, czyhającym w jego mrokach złem. Wszystko to na papierze zapowiada się co najmniej intrygująco. Wiecie, horror jako gatunek woli raczej eksplorować czasy końca ludzkości niż spoglądać wstecz, na jej początki. Dlatego też w jakiś sposób imponuje mi postawa reżysera Andrew Cumminga, który jako swój debiut nakręcił film grozy dziejący się 45 000 lat temu.

Nie będzie sporym zaskoczeniem, jeśli już na etapie drugiego akapitu powiem Wam, że Ucieczka z ciemności okazała się filmem dalece nieudanym. Cumming prócz innowacyjnej oprawy nie narzucił sobie nic ponad to, co widzieliśmy już setki razy w innych produkcjach. Dlatego też odtwórczość, schematyczność i wynikająca z nich nuda to największe, choć nie jedyne, wady tego debiutu. Więc jeśli to wystarczy za przestrogę, to nie ma sensu czytać tego tekstu dalej.

Historia opowiada o grupie sześciu prehistorycznych odkrywców, zdeterminowanych, aby znaleźć nowy dom. Ich hierarchia społeczna podąża za paleolitycznym porządkiem, w którym samiec alfa, Adem (Chuku Modu), prowadzi pozostałych. W grupie jest starszy Odal (Arno Luening), ciężarna partnerka Adema Ave (Iola Evans), jego syn Heron (Luna Mwezi), młody wojownik Geirr (Kit Young) i „przybłęda”, Beyah (Safia Oakley-Green), która właśnie osiągnęła dojrzałość i służy Ademowi.

Podczas przeszukiwania swojej nowej ziemi, Adem i Geirr znajdują dowody na coś obecność czegoś naprawdę potwornego. Grupa słyszy dziwny pisk w nocy, a widok masowego grobu pełnego krwawych ochłapów i kości sugeruje, wedle filmowych prawideł, zły omen. Co może kryć się w ciemności? Leśny demon? Potwór? Człowiek? Jakieś zwierzę, którego nigdy wcześniej nie spotkali?

Mogę śmiało powiedzieć, że jednym plusem Ucieczki z ciemności są majestatyczne zdjęcia, surowe i jednocześnie w piękne. Ale trzeba być chyba osobą upośledzoną estetycznie, by mając takie plenery, jak góry północnej Szkocji, nakręcić coś, co nie zachwyci. Operator Ben Fordesman rejestruje krajobraz w imponujących panoramach i ujęciach z góry, które dosłownie przyćmiewają postacie. Kamera robi się chwiejna i chaotyczna w bardziej intensywnych scenach, mając nadzieję na wywołanie napięcia. Szkoda tylko, że film jest po prostu zbyt ciemny, zwłaszcza w scenach nocnych, by widz mógł cokolwiek wtedy dostrzec. Ech, ja rozumiem, że horror to przede wszystkim mrok, ale cholera, czytelność tego, co na ekranie, jest elementarna!

Cała reszta, jak się to kolokwialnie mówi, nadaje się tylko do zaorania. Po pierwsze zupełnie nie czuć, że historia dzieje się te dziesiątki tysięcy lat wcześniej. Bohaterowie może i mówią jakimś tam swoim dialektem, ale ich zachowanie, zadbanie i ubiór sugerują, że to wszystko tylko sztuczna fasada. Wiecie, nic tak nie wnerwia, jak usilne wmawianie nam, że film dzieje się w jakiejś konkretnej epoce, jednocześnie pokazując bohaterów z ząbkami jak perełki, świeżo zrobionymi fryzurami oraz ubraniami szytymi wedle współczesnych standardów. Poza tym totalnie nie czuć, że jest to zupełnie obca nam epoka, bo postacie to po prostu dzisiejsze archetypy. A największa beka jest w momencie, kiedy odgrywają sztampową dla gatunku scenkę ze straszą opowieścią przy ognisku.

Nie chcę wchodzić w spoilery i wyjawiać Wam tutaj, czym finalnie okazuje się tajemnicza, mordercza siła. Mogę jednak powiedzieć, że finalny twist choć ciekawy, jest poprowadzony w tak nijaki sposób, że wypada z głowy zaraz po tym, jak na ekran wjadą napisy końcowe. Ja rozumiem, że twórca chciał w nim zawrzeć jakąś uniwersalną prawdę o nas samych, o naturze człowieka, ksenofobii i nakręcającej się spirali przemocy, ale ujęcie tego w schematyczny nawias bycia czymś „głębokim” tak naprawdę tylko spłyca całe przesłanie. Ale to w końcu horror, nie artystyczny moralitet.

Jeśli tak, jak ja, poczuliście się zaintrygowani pomysłem na Ucieczkę z ciemności, to nie dajcie się zrobić w balona. Ale ja jestem głupi, więc potrafię marnować czas na takie właśnie filmowe ścieki. Widocznie ktoś musi Was później przestrzegać. Ten film nie wnosi po pierwsze nic do gatunku, jakim jest horror, po drugie nie sprawdza się nawet w swoich dość prymitywnych (heh) założeniach. Jeśli chcecie się gapić przez prawie półtorej godziny w ciemny ekran przerywany raz po raz surowym pejzażem Szkocji, to możecie film odpalić. Jednak szczerze wierzę, że niewiele osób ma aż tak sadomasochistyczne ciągotki.

Oryginalny tytuł: Out of Darkness

Produkcja: Wielka Brytania, 2022

Dystrybucja w Polsce: max.com

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *