40 lat minęło – relacja z koncertu grupy Turbo

Nie jestem wielkim fanem metalu. Większość zespołów i płyt tego gatunku brzmi dla mnie zbyt podobnie. Istnieją jednak wyjątki. Jest parę perełek, które zaliczam do swoich faworytów.

I to z naszego podwórka. Jedną z nich jest zespół Turbo. Założony w 1980 roku w Poznaniu, triumfy święcił głównie w jakże płodnych dla ciężkiego grania latach 80. Swój debiutancki album wydali w 1983. Nosił on tytuł „Dorosłe dzieci”. Znajdowało się na nim 9 kawałów. Dynamiczne, pełne energii numery przeplatały się na nim z chwytliwymi balladami w tym tej tytułowej, która do dziś jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów grupy. Jak łatwo policzyć w 2023 roku minęło dokładnie 40 lat od wydania płyty. Z tej też okazji Turbo wybrało się w trasę koncertową, będącą formą upamiętnienia debiutu. Jednym ich przystanków był także Będzin. Konkretnie to zamek tam się znajdujący. Ponieważ mieszkam w okolicy, to nie mogłem odpuścić takiej okazji i sobotnim wieczorem wybrałem się na koncert.

Oczywiście obecne Turbo to nie to samo turbo co 40 lat temu. Z oryginalnego składu ostał się jedynie Wojciech Hoffmann. Reszta to muzycy, którzy dołączyli do ekipy wiele lat później, ale sami zdążyli już dorobić się pokaźnego stażu. To oni właśnie stanowią o obecnym brzmieniu zespołu. Jest ono nadal świeże i cechuje się wysoką jakością oraz sporą dawką energii. Obecny frontman Tomasz Struszczyk, który dzielnie kontynuuje tradycje takich wokalistów jak Grzegorz Kupczyk, potrafi porwać publikę do wspólnej zabawy. Widownia żywo reagowała na jego działania, z łatwością wchodząc w interakcję z artystą. Kontakt z muzykami był w tym przypadku wyjątkowo intensywny, jako że dość mała scena znajdowała się tuż przed widzami. Kameralna aura potęgowana była przez samą lokację, którą był dziedziniec będzińskiego zamku. Jego mury były idealną scenerią, która znaczącą przyczyniła się do stworzenia magicznej wręcz atmosfery wydarzenia.

Przyznaję się bez bicia, że nie znam całej dyskografii Turbo i wszystkich ich piosenek. Do gustu przypadły mi zwłaszcza pierwszy i trzeci album. Liczyłem zatem, że kompozycje z nich również znajdą się w repertuarze wieczoru. Koncert miał przecież uświetniać debiut z 1983 roku. I zaiste było parę utworów, które rozpoznałem od pierwszej nuty. Już na drugi ogień poszedł otwierający Dorosłe dzieci, Szalony Ikar. Spodziewałem się, że pojawi się w zestawie, lecz myślałem, że trochę później. Kapela postanowiła zatem zacząć z wysokiego C. Publika jednak nie była chyba jeszcze dość rozgrzana, by rzucić się w tan. Byłem nieco rozczarowany, bo udając się na koncert, liczyłem po cichu na jakieś pogo. Mimo to usłyszenie tego sztandarowego utworu na żywo to zawsze przyjemność i nie lada gratka. Publiczność składała się z ludzi dojrzałych, ale były też osoby dużo młodsze i takie w wieku nastoletnim. Jak widać, muzyka Turbo potrafi nadal inspirować nowe pokolenia odbiorców.

Koncert podzielony był na dwie części. Po jakiejś godzinie nastąpiła przerwa, podczas której można było napić się wódki i zjeść tradycyjną lokalną potrawę, jaką jest panini. Mury będzińskiego zamku mieszczą bowiem także lokal, które oferuje takie frykasy. W czasie przerwy parę osób zwaliło się pod stół. Po jakimś kwadransie zespół wznowił swój występ. I trzeba przyznać, że to właśnie ta druga jego odsłona rozkręciła imprezę na dobre. Przede wszystkim na afisz wjechały standardy z trzeciego albumu czyli Kawalerii szatana. Od razu pod sceną zrobił się ruch i powstał mały młyn składający się z mniej więcej dwóch osób. Ja żwawo do nich dołączyłem. Młyn metalowy to nie jest takie typowe pogo jak na punku i opiera się bardziej na moszowaniu, ale udało się też poodpychać parę osób. Kulminacyjnym punktem było zagranie Żołnierza fortuny.

Wówczas poziom szaleństwa wśród publiki osiągnął swoje apogeum. Moment ten był krótki, lecz intensywny więc ogólnie jestem usatysfakcjonowany. Koncert zbliżał się ku końcowi, a ja nadal czekałem na numer Dorosłe dzieci, który musiał się pojawić na jubileuszu płyty o tej samej nazwie. Gdy wokalista zaczął się żegnać, pomyślałem, że coś jest nie tak. I rzeczywiście od razu nastąpił bis w postaci wymienionej wyżej piosenki. Widownia ochoczo przystąpiła do śpiewu zwłaszcza podczas refrenu. Ja natomiast popadłem w refleksyjny nastrój, ponieważ kompozycja ta niesie w sobie głębokie przesłanie, z którym się utożsamiam. Ten swoisty melodyjny akt oskarżenia względem autorów systemu odbieram osobiście, przykładając go do mojej rodzinnej sytuacji i ogólnym rozczarowaniem, jakie spotkało mnie ze strony tych, którzy powinni być nauczycielami i wiedzieć więcej. W takim lekko melancholijnym nastroju udałem się w ciemność, zastanawiając się nadal jak żyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *