Jako że od najmłodszych lat fascynowała mnie odnoga nauki zwana kryptozoologią, czyli taka, która zajmuje się odkrywaniem nieznanych jeszcze gatunków zwierząt, pochłaniałem wszystkie dotyczące jej produkcje, jakie tylko wpadły mi w łapy. Oczywiście, większość filmów opowiadających o Wielkiej Stopie, Chupacabras czy innych potworach z jezior to jakieś tandetne horrory, tak są i na tym poletku tytuły, które się wyróżniają. Jedną z nich jest Letters from the Big Man, film Christophera Müncha, na który polowałem całe lata.
Bo film ten jest jak sama Wielka Stopa, w Europie, zwłaszcza w Polsce, nieuchwytna w legalnym obiegu. Z pomocą przyszedł mi jednak redakcyjny kolega Andrzej Kownacki, który sprezentował mi swoją kopię i tym sposobem dołączyłem do tego zacnego, choć kameralnego grona osób nad Wisłą, które ów tytuł mogły obejrzeć. I wiecie co? Było warto! Bo prócz świadomości obcowania z czymś „eksluzywnym”, to po prostu bardzo, bardzo dobre kino zmuszające do elementarnych rozważań na temat człowieka i jego miejsca wśród natury.
Aby odpocząć po nieudanym związku, Sarah Smith (Lilu Rabe) podejmuje się zadania przeprowadzenia badań w odległych lasach Oregonu. Pośród spokoju i ciszy zaczyna mieć przeczucie, że ktoś ją obserwuje. Na początku podejrzewa, że to kolega z pracy Sean. Wkrótce jednak zaczynają ją nawiedzać wizje i myśli o Wielkiej Stopie. W swoich snach wierzy, że Wielka Stopa wzywa ją, aby otworzyła swoje serce i wypełniła lukę między dwoma gatunkami.
W tym samym czasie rozpoczyna niepewną relację z Seanem, który jest zaangażowany w przeciwną stronę barykady, stojąc naprzeciw grupie ekologów protestujących przeciwko wyrębowi Bluegrass Mountain. Gdy Sarah zaczyna coraz częściej komunikować się z Wielką Stopą, Sean odkrywa, że jej szef wydzierżawił Bluegrass Mountain tajnej agencji rządowej, która stara się wykorzystać Bigfoota i jego unikalne moce.
Wielka Stopa nie jest tutaj zatem krwiożerczym monstrum mordującym każdego, kto odważy się odwiedzić jej kawałek lasu. To raczej istota głęboko uduchowiona, łącznik między światem realnym a tym astralnym. W sumie Sasquatch pojawia się już w 10-minucie trwania filmu, jako postać ze snu głównej bohaterki. Z biegiem czasu Sarah będzie coraz pewniejsza istnienia mitycznego hominida, choć ten do końca będzie trzymał pewien dystans. Bardzo podoba mi się to podejście, bo znajduje ono złoty środek między dwoistym charakterem samego „potwora” oraz jego intencjami wobec ludzi i otaczającego świata.
Wielka Stopa staje się też symbolem ruchu ekologicznego i kwestii zagrożonych gatunków – chociaż tutaj jest to bardziej kwestia pozyskiwania drewna i wylesiania. Co ciekawe, Reżyser nie staje jednoznacznie po którejś ze stron konfliktu, dając głos zarówno drwalom, jak i ekologom. Nie ma tutaj jasno określonej czerni i bieli. Oczywiście, wystarczy mieć w sobie choć odrobinę empatii by samemu opowiedzieć się po konkretnej ze stron, ale to miłe, że twórca zostawia nam otwartą furtkę nawet w tak elementarnym wyborze moralnym.
Co ciekawe, również główna bohaterka, którą uważamy za sympatyczną i empatyczną właśnie, wydaje się po stronie drwali, a nie ekologów, jak pewnie byłoby w innym filmie, który prowadziłby historię w bardziej konwencjonalny, przez co zbyt prosty dla wymagającego nieco więcej widza sposób. Jedynym banałem, w jaki popada Letters from the Big Man, to posiadanie mrocznej, złowrogiej, tajnej agencji wojskowej z niejasno zdefiniowanymi schematami wykorzystywania Wielkiej Stopy. Myślę, że ten wątek można było sobie spokojnie darować z korzyścią dla samej historii.
Jednak film to przede wszystkim pole (a raczej puszcza!) do popisu dla Lily Rabe, która jest tutaj totalnie czarująca. Naprawdę, samo patrzenie, jak zbiera próbki wody albo myje zęby na tarasie, sprawia jakąś taką przyjemność obcowania z kimś naprawdę sympatycznym. Co może stanowić odtrutkę po tym, że aktorka ta znana jest głównie z serii American Horror Story. Poza tym, warto jest popatrzeć na kreację mitycznej Wielkiej Stopy opartą na relacjach tych, dla których spotkanie z nią było głęboko duchowym doświadczeniem. Dla wszystkich entuzjastów romantyzowanej melancholii pozycja absolutnie do odnalezienia!
Oryginalny tytuł: Letters from the Big Man
Produkcja: USA, 2011
Dystrybucja w Polsce: BRAK
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.