Wojownicy z Bronksu (1982) Enzo G. Castellariego nie jest może najlepszym przedstawicielem włoskiego kina gatunku, ale film poradził sobie na tyle dobrze w kasie, że dostał zielone światło na kontynuację. Za namową producenta Fabrizio De Angelisa Castellari postanowił wyciągnąć swojego bohatera, Trasha (Mark Gregory), z gruzów Bronksu i postawić go przed kolejnym wyzwaniem. Tym razem większym, bardziej zabójczym i niosącym tragiczne skutki dla jego bliskich.
Bronx stał się otwartą strefą wojny. „Deinfestation Annihilation Squads” patrolują dzielnice, eksmitując mieszkańców i wysadzając budynki. Tymczasem Trash jeździ po postapokaliptycznej okolicy na swoim motocyklu, załatwiając broń dla podziemnego (dosłownie) ruchu oporu. Rebeliantami twardą ręką dowodzi Dablone (Antonio Sabato). Prezes General Construction Corporation, pan Clark (Ennio Girolami), planuje bowiem zrównać Bronks z ziemią i zbudować na jego gruzach idealne miasto przyszłości.
Jednak pozbawienie dachu nad głową nie jest jedynym problemem mieszkańców dzielnicy, bo Clark potajemnie nakazał liderowi DAS, Floydowi Wranglerowi (Henry Silva), eksterminację klasy niższej. Ponieważ mieszkańcy Bronxu stają się coraz bardziej dociskani przez uzbrojonych w miotacze ognia i ostrą amunicję siepaczy na usługach dewelopera, ruch opór wymyśla ryzykowny plan, aby zmusić korporację do negocjacji. Czy się uda? Tego dowiecie się oczywiście sięgając po Ucieczkę z Bronksu!
Druga część trylogii Castellariego wydaje się w zasadzie pozbawiona wszystkiego tego, za co można było polubić pierwszy film. Najbardziej brakuje mi w nim obecności Freda Williamsona i George’a Eastmana, a tym bardziej przesadnego występu Vica Morrowa, chociaż Henry Silva daje z siebie wszystko, by oddać na ekranie jak najlepiej postać do przesady zimnego, poddanego korporacji cyngla. Tak naprawdę film ogranicza się w głównej mierze do widoku odzianej w folię aluminiową armii wędrującej po obskurnych ulicach, strzelając i paląc każdego, kogo widzą.
Film kuleje również w stosunku do poprzednika pod względem technicznym. Po prostu nie wygląda tak dobrze (choć tam słowo „dobry” było mocno naciągane), a montaż wydaje się mocno szarpany. Jest też bardzo prawdopodobne, że wszystkie głosy aktorów zostały zdubbingowane, ponieważ praktycznie cała ekipa składała się Włochów – aktorzy, reżyserzy, scenarzyści itp. To również przekłada się na wątpliwego pióra dialogi. Wiele z nich zawiera typowo włoskie powiedzenia i metafory, które usilnie próbowano przenieść na język angielski. Ale też kto sięga po tego typu produkcje, oczekując od niej jakichś głębszych, naturalnych czy dających do myślenia dialogów?
To w końcu dzieło, które ma bawić. I ja niestety nie mogę powiedzieć, że film dostarczyłby mi oczekiwanej rozrywki. Wiadomo, komiksowo wręcz stereotypizowane postacie są fajne, w kontekście takiego kina, ale jeśli nie mają za bardzo co robić? Jedyny jakkolwiek angażujący moment to ten, w którym Trash znajduje swoich potraktowanych przez lufy DAS rodziców. Na resztę się patrzy bez większej namiętności, bo ile można też oglądać praktycznie kopiowane sceny wybuchów, strzelanin i ludzi wyskakujących z okien?
No i jednak wiele scen osadzonych zostało poza Bronksem, co sprawia, że film wgląda mniej jak futurystyczny thriller, a raczej jak zwykły, tani akcyjniak, którego niewiele odróżnia od mnóstwa podobnych tytułów zaśmiecających półki w wypożyczalniach kaset w tym czasie. Poczucie dziwacznej społeczności odciętej od reszty mieszkańców Nowego Jorku, które tak błyszczało w pierwszym filmie, jest tutaj całkowicie nieobecne. Próżno tutaj szukać queerowych gangów, rolkarzy z ostrymi jak brzytwa kijami do hokeja czy motocykli z wysuwanymi nożami. W zasadzie nic nie wskazuje na to, że film może w ogóle dziać się w jakiejkolwiek przyszłości.
Niestety, ten strzał okazał się nietrafiony, bo Ucieczka z Bronksu jest dziełem raczej nieudanym, a zdecydowanie nudnym. Wszystko tutaj jest takie płytkie, od struktury narracji, przez postacie, na scenach akcji kończąc. No i jak wspomniałem, brakuje tutaj tej nuty glamowego szaleństwa, która tak mocno wyróżniała pierwszy film na tle innych. Tytuł raczej tylko dla ostrych fanów włoskiej pulpy, cała reszta może spokojnie sobie odpuścić.
Oryginalny tytuł: Fuga dal Bronx
Produkcja: Włochy, 1983
Dystrybucja w Polsce: BRAK
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.