Podobno ludzkie mięso smakuje jak kurczak. Większość z nas się o tym nie przekona. W przeciwieństwie do pewnych zwierząt, które zdecydowały się na ludzką dietę. I to bez popijania Chianti. Pierwsze przykazanie mówi, że ludzka krew i mięso są święte, ale tylko dopóki nie zabraknie jedzenia. Tak się niestety nieraz dzieje, że gdy dzikie zwierzę zostanie pozbawione swego naturalnego źródła pokarmu, zmuszone jest do sięgnięcia po inne.
To samo ma miejsce, gdy dany osobnik jest zbyt stary lub chory, by polować na zwinne antylopy. Wtedy zwraca się w stronę dość łatwego i dostępnego źródła kalorii, czyli człowieka. Jest on bowiem na tyle powolny i nieświadomy otaczającego świata, że łatwo go upolować. Poza tym nasz gatunek na tyle wdarł się w naturalne terytoria drapieżników, że nic dziwnego, iż często wchodzimy sobie nawzajem w drogę. Do historii przeszedł niejeden słynny ludojad, zyskując niemalże legendarny status. A opowieści o ich mordach do dzisiaj wzbudzają strach wśród zamieszkujących dotknięte tym zjawiskiem regiony. Oto kilka z najbardziej znanych stworzeń, które likwidowały ludzi w ilościach hurtowych.
Lwy z Tsavo
Kolejnym wielkim kotem zabitym przez Jima Corbetta był lampart z Panar. Był on aktywny na początku XX wieku w odległym indyjskim dystrykcie Almora. Jego ofiarą padło około 400 osób, a więc podobnie jak w przypadku tygrysicy z Champawat. Zważywszy, że lamparty są dużo mniejsze od tygrysów, jest to wynik zaiste imponujący. Mimo tak dużej ilości ofiar, o wiele bardziej znanym ludobójcą była pantera z Rudraprayag. Zabiła ona „ledwie” 125 ludzi, ale zrobiła to w o wiele bardziej uczęszczanym rejonie, dzięki czemu jej dokonania były lepiej udokumentowane. To jednak osobnik z Panar był bardziej skuteczny. Jego sekcja wykazała starą ranę postrzałową, która miała negatywnie wpłynąć na sprawność fizyczną stworzenia. Okoliczni mieszkańcy mieli oczywiście swoją teorię, mówiącą, że drapieżnik mści się na swoich niedoszłych oprawcach. Zwierz został zastrzelony przez Jima Corbetta w 1910 roku.
Niedźwiedź z Mysore
Pozostajemy w rejonie południowej Azji, lecz zmieniamy gatunek. Tym razem bowiem drapieżnikiem odpowiedzialnym za ludzką śmierć był niedźwiedź, a dokładnie to wargacz leniwy. Omawiany osobnik miał zapisał na koncie 12 istnień oraz poważne zranienie dwóch tuzinów ludzi w 1957 roku. Wargacze nie są znane z agresji, ale ponieważ potrafią być bardzo niebezpieczne, stanowią duże zagrożenie dla ludzi. Okaz grasujący w Mysore był ponoć nadzwyczaj agresywny. Zachowanie takie jest bardzo nietypowe dla wargaczy. Było to przyczyną wielu teorii, które skupiały się na osobistych motywach zwierzęcia. Miało ono jakoby mścić się na ludziach za dawne przewiny. Tłumaczenia te należy włożyć raczej między bajki, chociaż Kenneth Anderson, który ostatecznie zabił bestię, twierdził, że zabójstwa przez nią popełniane były efektem celowego działania. Ataki niedźwiedzia były wyjątkowo brutalne, ponieważ wargacze mają zwyczaj atakowania głowy i twarzy swych ofiar. Dzięki swym ostrym, długim pazurom potrafią z łatwością zdzierać skórę z kości. Wiele osób, które przeżyły napaść, pozbawiona została części twarzy, takich jak oczy czy nos. Ci, co mieli mniej szczęścia, kończyli z całą twarzą zdartą z czaszki.
Gustaw
Przenosimy się ponownie do Afryki. To tutaj właśnie, konkretnie w Burundi żyje słynny krokodyl nilowy ochrzczony imieniem Gustaw. Rejon jego działalności obejmuje rzekę Ruzizi oraz północne brzegi jeziora Tanganika. Szacuje się, że gad zabił od 200 do 300 osób, chociaż bardziej realne dane mówią o liczbie 60. Trudno jednak o szczegółowe informacje. Wokół Gustawa, tak jak wokół wielu innych ludojadów, narosło wiele legend. W tym również taka, że jest on nieśmiertelny. Nosi bowiem ponoć na ciele trzy blizny po ludzkich atakach, zarówno bronią białą, jak i postrzałowe. Mówi się, że posiada on tak grubą skórę, że zwyczajna broń nie jest w stanie go unicestwić. Prawda jest taka, że oprócz tubylców, mało kto go widział. Nie wiadomo dokładnie, ile mierzy i waży, ale National Geographic szacuje, że jest to około 6 metrów i 900 kilogramów. Większość informacji o krokodylu pochodzi od herpetologa Patrice’a Faye, który jest także autorem imienia gada. Naukowiec prowadził badania nad Gustawem od lat 90. Z uwagi na swoje rozmiary krokodyl jest ponoć zbyt wolny i zwrotny, by polować na ryby bądź antylopy, dlatego też skupia się na większych ofiarach. Zaliczają się do nich właśnie ludzie, a nawet dorosłe hipopotamy. Ostatnie doniesienie o spotkaniu z Gustawem pochodzi sprzed ponad 10 lat i nie wiadomo czy nadal on żyje, czy już nie. Jeśli wciąż byłby aktywny, oznaczałoby to, że jest jedynym żyjącym znanym ludojadem. Tak czy owak, krokodyl posiada obecnie status legendy pośród mieszkańców Burundi, a jego mit został wzmocniony przez filmowe produkcje o nim traktujące takie jak Capturing the Killer Croc (2004) i Lęk pierwotny (1996).
Rekiny z New Jersey
W lecie 1916 roku na odcinku 130 kilometrów na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych w okolicach New Jersey doszło do szeregu ataków rekinów na ludzi. W ich efekcie śmierć poniosły cztery osoby, a jedna została ranna. W 1916 New Jersey nawiedziła fala upałów, co spowodowało, że na plażach pojawiało się więcej ludzi niż zwykle. Ataki miały miejsce w dniach od 1 do 12 lipca. Ofiary traciły kończyny i umierały z wykrwawienia w trakcie transportowania na brzeg lub do szpitala. Mimo tego początkowo plaże nie zostały zamknięte, a władze nie podejmowały żadnych akcji. Szybko jednak wybuchła panika, jakiej w USA jeszcze nie widziano. Opowieści o atakach rozprzestrzeniły się po całym rejonie za pomocą telefonów, telegrafów, listów i pocztówek. Po drugim incydencie sprawą poważnie zainteresowały się duże gazety, które informowały w nagłówkach o niebezpieczeństwie czyhającym w wodzie. Szacuje się, że w konsekwencji całego zamieszania ośrodki wypoczynkowe straciły 7,000,000 dolarów w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze. Naukowcy starali się uspokajać opinię publiczną, twierdząc, iż mało prawdopodobne jest ponowienie się incydentów. Niestety ofiarą ryb padły jeszcze dwie osoby. Ludzie probowali na własną rękę rozwiązać problem, organizując liczne polowania. Wielu z nich twierdziło, że to oni właśnie ubili ludojady, lecz trudno to potwierdzić po tylu latach. W owym okresie rybacy i żeglarze donosili o licznych obserwacjach rekinów w pobliżu portów. Co ciekawe wszystkie spostrzeżone lub zabite okazy miały maksymalnie 3 metry długości, nie zaliczały się zatem do jakichś gigantów. Ostatecznie ataki ustały, a naukowcy do dziś nie są w stanie stwierdzić, który gatunek był za nie odpowiedzialny. Jako sprawców wymienia się najczęściej żarłacze tępogłowe, białe lub tygrysie. Wydarzenia z lipca 1916 roku na trwałe przeszły do amerykańskiej popkultury, stając się bezpośrednią inspiracją dla książki Szczęki Petera Benchleya oraz jej słynnej ekranizacji z 1975 roku.
Diabelski sum
Ten ludojad był aktywny w latach 1998-2007. Grasował u wybrzeży rzeki Kali w Indiach i Nepalu. Mało wiadomo o tym stworzeniu. Jego tożsamość pozostaje niejako tajemnicą, ponieważ udokumentowano tylko trzy incydenty. Szacuje się, że bestia ważyła około 90 kg i mierzyła dwa metry. Należący do gatunku Bagarius yarrelli sum miał wciągnąć pod wodę dwóch nastolatków odstępie trzech miesięcy w 1998. Blisko dziesięć lat później dokonał tego samego w Nepalu. Świadkowie mówili, że ryba wyglądała jak pokryta błotem świnia. Azjatyckie sumy potrafią dorastać do tak wielkich rozmiarów, że są w stanie polować na ludzi oraz domowe bydło. Wytropienia bestii podjął się Jeremy Wade w jednym ze swoich popularnych programów telewizyjnych. Początkowo był sceptyczny co do doniesień tubylców, lecz zmienił zdanie, gdy odkrył, że ataki miały miejsce na bardzo krótki odcinku rzeki. Mieszkańcy okolicznych wiosek twierdzili, że sum upodobał sobie ludzkie mięso po tym, jak miał dostęp do pozostawionych ba brzegu rzeki niedopalonych w pogrzebowych obrządkach, ludzkich szczątków. Badacze wykluczyli inne zwierzęta jak krokodyle czy rekiny jako potencjalnych sprawców. Wade zdołał złowić dwumetrowe okazy, twierdząc jednak, że są zbyt małe na porwanie dorosłego człowieka. Nie wykluczył jednak, że gdzieś mogą istnieć nawet większe osobniki.
Bestia z Gévaudan
Najbardziej chyba legendarna bestia w historii. Do dziś stanowi zagadkę dla historyków i biologów. Nie udało się ostatecznie nawet ustalić, do jakiego gatunku przynależał ten ludojad. Wszystko zaczęło się w środkowo-południowej Francji w roku 1764. Ofiarami padali głównie mieszkańcy okolicznych wiosek, często dzieci, które wypasały domowe zwierzęta. Liczba ofiar szybko rosła, osiągając ostatecznie ponad 100 osób. Spowodowało to, że sprawą zajęły się władze najwyższego szczebla. Na dotknięty atakami teren wysłano wielu doświadczonych myśliwych wraz ze wsparciem wojska. Nikomu jednak nie udawało się ustrzelić zwierzęcia. Śmiertelnych ataków było tak wiele, że niektórzy spekulowali, iż napastników musi być więcej niż jeden. Zdarzało się, że niedoszłym ofiarom udawało się ujść z życiem. Na ogół były to młode osoby, które rzucały wyzwanie ludojadowi, skutecznie go odganiając tym, co miały pod ręką. Jedną z nich był 10-letni Jacques Portefaix, który w uznaniu swojej odwagi dostał nawet stypendium od samego króla. Inną bohaterką została około 20-letnia Marie- Jeanne Valet, której udało się ranić bestię. Przeszła ona do historii jako “Dziewica of Gévaudan”. Od tych też właśnie osób oraz innych naocznych świadków pochodzą opisy zwierzęcia. Miało ono przypominać wielkiego wilka, jednak nie być wilkiem. Jego ogon był znacznie dłuższy niż u psowatych i zakończony kitą, a jego rozmiar porównywany był z wielkością cielaka, bądź krowy. Było bardzo zwinne i szybkie, będąc w stanie przeskakiwać ponad murami. Sierść miała mieć kolor rdzawo- brunatny, a na grzbiecie oraz brzuchu widoczne były czarno-białe cętki. Kilka razy wydawało się, że bestia została ubita, jednak po jakimś czasie ataki się ponawiały. Ostatecznie ustały po tym, jak lokalny myśliwy Jean Chastel podczas jednej z obław. Legenda głosi, że dokonał tego przy użyciu srebrnej kuli, co wydaje się jednak być późniejszą konfabulacją. Tajemnica jest również to, co stało się ze zwłokami zwierzęcia. Miały one być przetransportowane do Paryża, by sam król Ludwig XV, lecz nigdy nie trafiły na dwór. Prawdopodobnie zostały zakopane w czyimś ogrodzie. Do dzisiaj trwają spekulacje czym naprawdę była bestia z Gévaudan. Hipotezy mówią o wilku, mieszance wilka z psem, dużym psie, zbiegłej hienie, jakimś nieznanym stworzeniu, czy nawet wilkołaku. Są też tacy, którzy sugerują, że za całą sprawą stali ludzie posługującymi się specjalnie wytresowanymi psami, bądź sami przebierający się za potwora.
Kesagake
Między 9, a 15 grudnia 1915 w japońskiej osadzie Sankebestu doszło do krwawych ataków niedźwiedzia brunatnego na mieszkańców wioski. Znany pod imieniem Kesagake zwierz, najprawdopodobniej został wybudzony ze snu zimowego i w poszukiwaniu łatwego pożywienia zwrócił się w kierunku ludzkich domostw. Jego ataki były bardzo zuchwałe i brutalne. Pierwszymi ofiarami byli członkowie rodziny Ota. Niedźwiedź wdzierał się do domów, by siać chaos wśród ich mieszkańców. Były nimi na ogół kobiety i dzieci, które opiekowały się domostwami pod nieobecność mężczyzn. Świadkowie wspominali, że miejsca „zbrodni” Kesagake przypominały rzeźnię. Ściany pomieszczeń pokryte całe były krwią. Ludzie organizowali się w duże grupy, by upolować stworzenie. Nie udawało im się to jednak nawet przy wsparciu rządowych gwardzistów. Drapieżnikowi udawało się uciec z każdej zastawionej na niego pułapki. Ta zabawa w kotka i myszkę trwała kilka dni, w ciągu których zginęło łącznie siedem osób. Ostatecznie napastnik został zastrzelony przez doświadczonego myśliwego Yamamoto Heikichi. Incydent z Sankebestu do dziś należy do najbardziej pamiętnych i krwawych ataków zwierzęcia na ludzi w historii Japonii. W ich efekcie osada szybko się wyludniła. Ludzie nie chcieli żyć w miejscu, które budziło tak złe wspomnienia. W ich mniemaniu Kesagake był demonem, który z premedytacją mścił się na okolicznych mieszkańcach.
Bestia z Malawi
Ostatnio pozycja na liście to wściekła hiena z regionu Dowa w Malawi. Jest ona odpowiedzialna za śmierć trzech osób oraz poważne obrażenia 16 innych. Wydarzenia te miały miejsce w 2003 roku. Ofiary doznały bardzo poważnych obrażeń rąk, nóg i głów. W efekcie tego kilka tysięcy osób zdecydowało się opuścić swoje wioski w poszukiwaniu pomocy. Już rok wcześniej, w 2002, w rejonie dochodziło do podobnych ataków, w wyniku których zginęło pięć osób. Wówczas władzom udało się zabić zwierze, które okazało się hieną. Z uwagi na podobieństwo obu przypadków część tubylców twierdziła, że to ten sam okaz powrócił, by mścić się na ludziach. Są to jednak wyjaśnienia, które włożyć można między legendy. Bestia z Malawi scharakteryzowana została jako prawdopodobnie chora na wściekliznę hiena, lecz świadkowie twierdzili, że posiada ona wiele dłuższe tylne łapy od tego gatunku zwierzęcia. Stąd też jest ona czasami klasyfikowana jako kryptyda, a nie znany nauce drapieżnik.
Źródła:
1). smithsonianmag.com/
2). tigersafari.net/
3). dinoanimals.pl/
4). darktales.blog/
5). tier-zoo.fandom.com/
6). wikipedia.org/
7). wikipedia.org/
8). history.com/
9). dinoanimals.pl/
10). cryptidz.fandom.com/