Caddo Lake intrygowało mnie już od pierwszych zwiastunów, mimo faktu, że palce w nim maczał niezbyt lubiany przeze mnie M. Night Shyamalan. Jednak małe miasteczko gdzieś na zadupiu USA, rozległe bagna, zaginięcie dziecka i wodzenie widza za nos to rzeczy, które potrafią u mnie przykryć wszystkie czerwone flagi. Dlatego też do seansu zasiadłem niedługo po tym, jak film ukazał się w HBO Max, i powiem Wam szczerze, nie żałuję ani minuty poświęconego na niego czasu.
UWAGA, W TEKŚCIE POJAWIĄ SIĘ SPOILERY
Nakręcony przez Celine Held i Logana George’a film ma wszystkie te przyciągające mnie elementy na pierwszym planie, w sumie samo okalające tytułowe jezioro bagno stanowi punkt centralny dla całej fabuły. A ta, choć dla wielu może okazać się skondensowanym do półtoragodzinnej pigułki serialem Dark (2017-), wzięła mnie z zaskoczenia, bo jako zblazowany odbiorca nie wiedziałem o tym tytule nic, prócz tego, że ma interesującą mnie stylistykę.
Film podąża za dwójką mieszkańców Caddo Lake. Wiecznie umorusanym pracownikiem fizycznym Parisem (Dylan O’Brien). Mieszkający w szopie i zajmujący się rozbiórką starych rur mężczyzna wciąż przeżywa tragiczną śmiercią matki. Jest też Ellie (Eliza Scanlen), zbuntowana dziewczyna chcącą opuścić prowincję i uciec od swojej nieprzewidywalnej, prawdopodobnie agresywnej matki, Celeste (Lauren Ambrose). Po kolejnej rodzinnej kolacji, która przeradza się w kłótnię między Ellie i Celeste, młodsza siostra przyrodnia i ukochana córka Anna (Caroline Falk) znika gdzieś na bagnach. Rozpoczynają się poszukiwania Anny, a seria wcześniejszych zgonów i zaginięć zaczyna łączyć wszystkich wokół Caddo Lake w naprawdę zaskakujący sposób.
Była informacja o spoilerach, więc czujcie się ostrzeżeni. Caddo Lake bardziej niż thriller zaczyna z biegiem czasu przypominać raczej egzystencjalne science fiction, kiedy bohaterowie odkrywają osobliwą anomalię skrytą pośród bagien. Miejsce, które zakrzywia czasoprzestrzeń, dosłownie przenosi ich w czasie, a rola, jaka przypisana jest im na jednej jego linii, jest ściśle uzależniona od tego, co dzieje się na innej. Wiecie, paradoks czasu i teoria wielu wymiarów pozwala nawet wytłumaczyć dość logicznie, że ktoś może być jednocześnie babcią i wnuczką. I super, bo scenariusz bierze ten jakże pokręcony motyw i, co zabrzmieć może nieco dziwnie, osadza go mocno na ziemi. A raczej w błocie i mule naszej egzystencji.
Pierwsza półgodzina filmu wygląda jak powolna i pełna ekspozycji historia jakich wiele, co może sprawić, że niektórzy widzowie pomyślą, że film jest niezależnym dramatem rodzinnym. Jednak to nazwisko M. Night Shyamalana w napisach początkowych powinno dać do myślenia, że finalnie dostaniemy coś zgoła innego. Po długim wstępie, który ustanawia dwie oddzielne narracje, Caddo Lake zmienia się w fascynującą zagadkę i trening dla naszych szarych komórek, gdy próbujemy złożyć do kupy wszystkie te wskazówki, tropy i wodzenia za nos wprost do ślepych uliczek. Nie jestem co prawda fanem tego typu kina, bo jednak wolę bardziej „przyswajalną” rozrywkę, ale raz na jakiś czas trzeba tym mózgiem nieco ruszyć, a ten film nadaje się do tego idealnie.
Bardzo podoba mi się, że twórcy, mając taki punkt wyjściowy, nie starali się zrobić epickiej, wielowątkowej historii z destrukcją planety w tle. Wszystko rozbija się tutaj o bardzo kameralne nuty, na pierwszym planie jest jedna rodzina i jej historia, a motyw podróży w czasie robi tutaj za konieczną dla jej członków wizytę u terapeuty. To bardziej film o przepracowaniu swoich traum i uczeniu się relacji, niż o tym, że ktoś tam nagle musi uciekać przed policją, bo pojawił się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim (heh) czasie. No i to zakończenie, które gra trochę na naszych oczekiwaniach i burzy poczucie, że historie takie jak ta muszą mieć szczęśliwy finał. Ale jak w życiu, nie zawsze jest kolorowo, a osoby, które powinny stanąć ze sobą twarzą w twarz, nigdy tego nie zrobią.
Dylan O’Brien sprawdza się znakomicie w swojej roli, choć wydaje się ona dla niego całkiem naturalna, ale to Eliza Scanlen kradnie całe show. Jej postać pochodzi z pozornie normalnego lub przynajmniej stosunkowo znajomego środowiska, ale dokonuje serii odważnych wyborów, które czynią ją wyjątkową. W szczególności Scanlen okazuje się świetną „detektyw”, spędzając większość filmu na rozgryzaniu, co dzieje się w jej głowie, a my możemy podążać za całymi jej wzorcami myślowymi i dojść do tych samych wniosków. To wbrew pozorom trudna umiejętność, którą nie każdy aktor opanował, ale Eliza Scanlen udowadnia, że jest całkowitą profesjonalistką.
Podstawą tej opowieści jest seria dramatycznych wydarzeń, które doprowadziły do zerwania relacji między ludźmi. Z biegiem czasu oczywiście złamani bohaterowie uczą się wchodzić w interakcje i odkrywają przed nami kolejne karty. To właśnie te niuanse i osobiste historie składają się na cały centralny układ nerwowy Caddo Lake. Ci ludzie i ich smutne życie, naznaczone stratą i porzuceniem, są tym, co napędza to wszystko. Nad wszystkim oczywiście wisi tajemnica, ale jak we wszystkich najlepszych historiach tego typu, nie chodzi o ujawnienie, kto co zrobił, ale jak i dlaczego w ogóle do tego doszło. Nie jest to może psychologiczny traktat na miarę mistrzów gatunku, ale jako taka popowy, lekko przyswajalny substytut sprawdza się wręcz idealnie.
Oryginalny tytuł: Caddo Lake
Produkcja: USA, 2024
Dystrybucja w Polsce: max.com

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.