Equinox (1970)

Chyba każdy miłośnik horroru kojarzy film Sama Raimiego Martwe zło (1981). Jest to jedna z klasycznych pozycji gatunku dekady lat 80., która doczekała się niejednej kontynuacji. Stała się również odskocznią dla kariery Bruce’a Campbella. Dzisiaj produkcja ma bezwzględnie legendarny status i stałe miejsce w pamięci fanów. Mało kto jednak wie, że nieco ponad dziesięć lat wcześniej powstał film, który przez niektórych jest uważany za duchowego poprzednika dzieła Raimiego.

Chodzi tu o pochodzący z 1970 roku Equinox. Ten półamatorski produkt, który pierwotnie nakręcony został w 1967 przez paru kolegów jako krótkometrażówka, posiada wiele cech wspólnych z innym obrazami, dzięki czemu można widzieć w nim inspiracje dla późniejszych twórców. Należy przy tym mieć na uwadze, że sam Equinox czerpie mocno z wcześniejszych dzieł, nie tylko kinowych. Przede wszystkim widać tu odwołania do twórczości H.P. Lovecrafta. Całość zaś stanowi niejako hołd, ale zarazem pastisz tanich produkcji z lat 50. i 60.

Główna akcja filmu rozgrywa się w leśnej głuszy. Grupa znajomych wyrusza na wyprawę w poszukiwaniu doktora Watermana (Fritz Leiber). Na miejscu zastają jego drewniany dom, który jest jednak całkowicie zniszczony. Trafiają następnie do pewnej jaskini, w której napotykają starego człowieka. Przekazuje on im prastarą księgę pełną zaklęć i tajemnej wiedzy. Jak się okazuje, Dr Waterman eksperymentował z nią i nadał jej imię „prawdziwej Biblii zła”.

Przy jej pomocy przywołał też wielkiego, potwora z mackami, który zniszczył jego dom. Niespodziewanie na scenie pojawia się strażnik leśny Asmodeus (w tej roli reżyser Jack Woods). Jest to demon w przebraniu człowieka, który również chce położyć swoje łapy na książce. Chcąc ją odzyskać, zaczyna nasyłać na młodych bohaterów różnorakie stwory. Są wśród nich olbrzymi małpolud i zielono skóry olbrzym-jaskiniowiec. Po wielu perypetiach na placu boju zostaje tylko jeden chłopak, któremu przepowiedziana zostaje śmierć równo rok po wspomnianych wydarzeniach.

Equinox na pierwszy rzut oka nie robi piorunującego wrażenia. Dla większości współczesnych widzów może się wydawać wręcz archaiczny, naiwny i śmieszny. Nie ocenią go oni z pewnością zbyt wysoko. Wszystko bowiem zależy od nastawienia widza. Biorąc pod uwagę, że jest to właściwie amatorski projekt nakręcony za kilka tysięcy dolarów, bez rasowych aktorów, w latach 60. to jego ocena może zmienić się na bardziej łaskawą. Na pewno nie należy traktować tej produkcji całkiem poważnie. Niektórzy odbierają ją całkowicie jako parodię gatunku.

W istocie sporo dialogów brzmi drętwo i nienaturalnie jakby ktoś robił sobie zwyczajnie jaja. Nie pomaga tu na pewno fakt, że dźwięki zostały dodane w postprodukcji i brzmią, jakby były czytane z kartki. Do tego pewne głosy nie pasują w ogóle do postaci. Obraz nie jest również przesadnie straszny. Nie posiada także specjalnie mrocznej atmosfery, a to głównie dlatego, że dużo scen kręcono w dziennym świetle. Brakuje tu też efektów gore, a jedynym ostrzejszym momentem jest nieudolne molestowanie jednej z dziewczyn przez demona Asmodeusa. Produkcja jawi się zatem jako ramotka, która służyć może obecnie przede wszystkim jako filmowa ciekawostka.

Czy obraz posiada zatem jakieś zalety, które decydują o tym, że warto się z nim zaznajomić? Myślę, że parę się znajdzie. Na pewno dla fanów literatury fantasy atrakcja może być udział pisarza Fritza Leibera. Tez zasłużony autor uważany jest wraz z Michaelem Moorcockiem i Robertem E. Howardem za ojca podgatunku „magii i miecza”. Zasadniczą jednak cechą, która zwraca uwagę przy seansie „Equinoxa” są efekty specjalne. Jak wspomniałem, twórcy nie dysponowali wielkim budżetem. Mimo to udało im się stworzyć całkiem przyzwoite i solidne efekty, które nie odstają na tle innych, bardziej renomowanych dzieł epoki. Zastosowano tu przede wszystkim animację poklatkową, która została bardzo umiejętnie wpleciona w ujęcia z udziałem aktorów.

Posłużono się także tradycyjnymi, rysunkowymi technikami animacji oraz innymi praktycznymi sztuczkami jak zabawa perspektywą w celu uzyskania wrażenia dysproporcji rozmiarów ludzi i potworów. Oprócz tego wymienić można także takie triki jak kolorowe filtry oraz dzielenie ekranu, dla przedstawienia przechodzenia bohaterów doinnego wymiaru. Oczywiście zabiegi te obecnie nie rzucają na kolana, lecz były na tyle dobrze wykonane, że pochwalił je sam mistrz poklatkowej animacji Ray Harryhausen. Również George Lucas przyznawał się do wpływu jaki Equinox wywarł na jego twórczość. Śmiało można zatem nazwać tę pozycję zapomnianą, lecz ważną częścią historii kina z pogranicza horroru, fantasy i sci-fi, która w niektórych kręgach doczekała się kultowego statusu.

Oryginalny tytuł: Equinox

Produkcja: USA, 1970

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *