Czwartą część Halloween widziałem tylko raz, kiedy jako nieopierzony kinoman łykałem ciągiem wszystkie popularne serie horrorów. Nie zapamiętałem, jak się okazuje, nic z tego filmu, bo zlał mi się on w całą masę pozostałych, które widziałem. Jakie wnioski mogę wyciągnąć po powtórnym obejrzeniu filmu w oderwaniu od tego, co przed nim i co po nim? Że w sumie nic nie straciłem, wymazując go z pamięci, bo jest to zdecydowanie jedna z najsłabszych przygód Myersa. Moim zdaniem oczywiście!
Przyczyn ten artystycznej klapy można doszukiwać się w fakcie, że po finansowej klapie, jaką okazało się Halloween 3: Sezon czarownic (1982), John Carpenter i Debra Hill sprzedali udział w serii finansiście Mustafie Akkadowi, który w 1988 roku oddał światu Halloween 4. Tym razem już pełnoprawny slasher z ikonicznym mordercą w białej masce i wielkim nożem kuchennym w dłoni. Spragnieni filmu byli nie tylko żądni dochodów producenci, ale również fani, którzy nie kupili wówczas wizji Carpetnera na stworzenie z serii czegoś na kształt antologii grozy.
Akcja czwartej części ma miejsce dziesięć lat po makabrycznej serii morderstw Michaela Myersa w Halloween (1978) i Halloween II (1981). Myers od tego czasu przebywa w śpiączce w federalnym szpitalu psychiatrycznym, ale w 1988 roku postanowiono odesłać go z powrotem do Smith’s Grove, gdzie pierwotnie przebywał w odosobnieniu. Po usłyszeniu o swojej siostrzenicy, Jamie Lloyd (Danielle Harris), córce Laurie Strode, ożywa i postanawia wrócić do Haddonfield w stanie Illinois. Tak jak zamordował swoją siostrę Judith, gdy był dzieckiem, Myers rusza za swoim ostatnim żyjącym krewnym, zmuszając Doktora Loomisa (Donald Pleasance) do powrotu, aby po raz kolejny raz mu w tym przeszkodził.
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że reżyser filmu, Dwight H. Little, na każdym kroku naśladuje Johna Carpentera. Nawet nie chodzi tutaj o dosłowne przenoszenie scen z poprzednich filmów z Halloween w tytule, ale również do innych dzieł reżysera. W końcu praktycznie cały finał rozgrywa się w strzeżonym i skrupulatnie zabezpieczanym przez lokalną policję domu, który od razu nasuwa skojarzenia z genialnym Atakiem na posterunek 13 z 1976 roku. I takich „smaczków” jest tutaj więcej, ale czy stanowią one sycące kąski dla fanów twórczości Johna? No tutaj mógłbym już mocno polemizować.
Śmiesznie wypada również fakt, że dekadę później Michael Myers trafił do tej samej grupy, co wszystkie inne zamaskowane straszydła kina siekanego, które przecież zainspirował. Być może było to po prostu nieuniknione, ponieważ szlak, który został przez niego wytyczony, zdołał się już mocno zatrzeć. Myers nie jest już złowieszczym, pozbawionym motywu Kształtem, który atakuje z cienia, ale raczej niepowstrzymanym osiłkiem na wzór Jasona czy innego Maniakalnego Gliny. Myślę jednak, że widownia na poziomie trzeciego filmu z jego udziałem przyjęła taki obrót spraw. Ba! Jestem przekonany, że właśnie tego oczekiwała!
Halloween 4 ma też zupełnie inne tempo niż jego poprzednicy. To film wyraźnie żywszy, nastawiony na efekciarstwo i adrenalinę. Nawet klasyczny motyw muzyczny skomponowany przez Carpentera podbity zostaje tutaj przez nieco szybsze syntezatory. Nie zdziwcie się zatem, że już jednej z pierwszych konfrontacji Loomisa z Michaelem towarzyszą wybuchy, ucieczki samochodem, strzelanina i sypiące się wokół iskry. Myers rzuca swoimi ofiarami w generatory prądu, mieszkańcy Haddonfield patrolują okolicę uzbrojeni w szperacze i karabiny myśliwskie, a w finale uczestniczy nawet cały garnizon policji federalnej.
Na pochwałę zasługuje zdecydowanie gra aktorska, bo nie znajdziemy tutaj żadnych wyróżniających się ani umniejszających filmowi występów. Nastolatki skutecznie dodają tyle głębi, ile potrzeba, pomimo faktu, że są po prostu mięsem armatnim. Ponadto szeryf Meeker (Beau Starr) jest naprawdę zabawną postacią i jawi się nam jako siła, z którą należy się liczyć. Jedynym rozczarowaniem jest tutaj Pleasance, którego rola w scenariuszu jest zdecydowanie bardziej sentymentalna niż uzasadniona fabularne. Nadal podąża za Michaelem, głosząc jego „złe” i „nieludzkie” cechy, ale w większości nie robi nic poza tym. To wielce rozczarowywujacy element narracji, ponieważ był integralną częścią pierwszego filmu.
W ostatecznym rozrachunku czwarte Halloween jawi się jako zabawny film, który z pewnością nie zawiedzie miłośników horrorów szukających czegoś łatwoprzyswajalnego. Może rozczarować natomiast fanów pierwszego Halloween, takich jak ja, ponieważ nastawiona jest zdecydowanie bardziej na rozrywkę niż prawdziwy horror. Kilka wyjątkowych zabójstw, większa liczba ofiar i całkiem fajna atmosfera (plansza tytułowa!) skutecznie rekompensują mi czas poświęcony na to dzieło, ale jednak jeśli chcecie naprawdę poczuć dreszcz na plecach, trzymajcie się klasycznego filmu.
Oryginalny tytuł: Halloween 4: The Return of Michael Myers
Produkcja: USA, 1988
Dystrybucja w Polsce: warnertv.pl

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.