Młodzi też lubią się bać – wspomnienie o horrorach z lat 80.

Lata osiemdziesiąte to pamiętny i specyficzny okres w dziejach kina, zwłaszcza amerykańskiego. Powstała wówczas cała masa obrazów, które osiągnęły na przestrzeni lat status kultowych. Gatunkiem, który szczególnie rozwinął skrzydła w tym czasie, był horror.

Specjalnym rodzajem filmów tego tego nurtu, były te skierowane do młodszych widzów. Jako młodszych mam tu na myśli szeroko pojętą młodzież. Juniorów młodszych i starszych. Małe dzieci raczej nie bo jednak mogłyby się wystraszyć. Chociaż w sumie i tak wiele z nich doznało nieplanowanej traumy po seansie jakiegoś z pozoru przyjaznego im dzieła. Mnie jednak interesują te pozycje, które świadomie miały straszyć, ale w sposób niepozbawiony dystansu. Powstała w ten sposób mieszanka gwarantowała dobrą zabawę dla całej rodziny. Z okresu lat 80. pochodzi szereg produkcji, które po latach wciąż wspominane są z rozrzewnieniem przez widzów, którzy zdążyli w międzyczasie dorosnąć. Ta nostalgia to potężne narzędzie i siła napędowa podtrzymująca pamięć o owych obrazach. Poniżej zestawienie pięciu najciekawszych reprezentantów horrorów przeznaczonych dla dzieci i młodzieży z lat 80.

Postrach nocy (1985), reż. Tom Holland

Pierwsza z propozycji, którą dobrze pamiętam z czasów młodości to Postrach nocy z 1985 roku. Oglądałem go chyba na jakimś niemieckim kanale. Seansu raczej nigdy nie powtarzałem, ale i tak pozostawił on trwały ślad w mojej pamięci. Film spełnia wszystkie kryteria gatunku. Akcja rozgrywa się na spokojnych przedmieściach, a bohaterem jest nastolatek. Wszystko ma swój początek, gdy zaczyna on podejrzewać pewnego tajemniczego sąsiada o bycie wampirem. Przeczucia okazują się prawdziwe. Rozpoczyna się cicha gra między grupą przyjaciół, a mrocznym księciem o wzbudzającym strach imieniu Jerry. Film miesza w odpowiednich proporcjach horror z elementami humorystycznymi. Serwuje tym samym świetną rozrywkę, która nawet dziś się sprawdza. Na uwagę zasługuje tutaj na pewno sekwencja przemiany jednej z postaci w wilkołaka. Jest to jedna z lepszych transformacji, jakie powstały. Postrach nocy przenosi nas w czas i miejsce, które są pełne przygód i swojskości. Wzbudza nostalgię za czymś, czego sami nie przeżyliśmy. Przy nim nakręcony w 2011 remake jawi się jako marna podróba pozbawiona wszystkich zalet pierwowzoru.

Coś paskudnego tu nadchodzi (1983), reż. Jack Clayton

Najstarszą pozycją na liście jest wyprodukowany w 1983 roku przez wytwórnię Disneya Coś paskudnego tu nadchodzi. Nakręcony na podstawie opowiadania Raya Bradbury o tym samym tytule obraz, bywa charakteryzowany jako dark fantasy, lecz posiada także cechy horroru. Jak to na Disneya przystało, jest skierowany bardziej do młodszych widzów, ale pewne jego elementy są dość mroczne i mają potencjał, by nieźle nastraszyć publikę. Akcja rozgrywa się w mały miasteczku Green Town. Dwóch nastolatków, Will i Jim, są najlepszymi przyjaciółmi. Monotonne życie miasteczka zostaje pewnego dnia zmącone przez wizytę wesołego miasteczka pod dyrekcją tajemniczego Pana Darka. Chłopcy szybko orientują się, że z gośćmi jest coś nie tak, a ich „atrakcje” mają dziwny wpływ na mieszkańców miasta. Ich obawy szybko się potwierdzają, a Pan Dark okazuje się istnym wcieleniem zła, które wysysa z ludzi energię, obiecując im spełnienie najskrytszych marzeń.

Bohaterowie przy wydatnej pomocy ojca jednego z nich, muszą stoczyć walkę z siłami zła o przyszłość nie tylko swoją, ale całej społeczności. W porównaniu do innych horrorów młodzieżowo-dziecięcych dekady, produkcja Disneya porusza wyjątkowo poważne tematy, posiadając jakby większą głębię. Głównym motywem jest tutaj ludzkie nieszczęście i pogoń za nierealnymi pragnieniami, jak również tęsknota za lepszą przeszłością. Przede wszystkim opowiada jednak o walce z własnym lękiem, czego symbolem jest tutaj postać ojca Willa. Film może budzić ogólne skojarzenia z powstałym kilka lat później To (1990) na podstawie powieści Stephena Kinga. Chociaż nie posiada specjalnie strasznych scen, to potrafi wprowadzić podskórne uczucie dyskomfortu, zwłaszcza wśród dorosłych widzów, którzy znają ukazane w nim problemy z autopsji. Jeśli dodamy do tego porządne aktorstwo w wykonaniu gwiazd takich jak Jason Robards czy Jonathan Pryce to dostaniemy całkiem ciekawą pozycję w nurcie przyjaznego rodzinom kina grozy.

Wrota (1987), reż. Tibor Takács

Kolejna pozycja jest po części dziełem Kanadyjczyków. Oni bowiem także zapisali ciekawą kartę w nurcie horrorów lat 80. Jednym z wyróżniających się wówczas twórców był Tibor Takács. Nie do końca był on Kanadyjczykiem, ponieważ jak sama nazwa sugeruje, urodził się na Węgrzech. Wyjechał jednak potem do Kanady i zaczął kręcić całkiem fajne filmy. Tym który najbardziej zapadł mi w pamięci, są Wrota z 1987 roku. Jego bohaterem jest pewien chłopiec, który mieszka w jednorodzinnym domu na przedmieściach. Wszystkie składowe zostają tym samym spełnione. Bohater wraz ze swym przyjacielem otwierają pewnego dnia tytułowe Wrota, które są łącznikiem między światem ludzi, a demonów. Pech chce, że portal znajduje się w ogródku bohatera. Wkrótce dom zaczynają nawiedzać hordy pokracznych stworów. Obraz nie odniósł wielkiego sukcesu i pozostaje pozycją raczej zapomnianą. Mimo to posiada wierną rzeszę fanów. Powstał nawet jego sequel, który jednak nie prezentuje podobnego poziomu. To, co wyróżnia produkcję to swojski klimat oraz efekty specjalne. Stoją one na naprawdę wysokim poziomie i nadal budzić mogą podziw. Zastosowano w nich parę naprawdę kreatywnych rozwiązań. Dzięki temu seans filmu może dawać satysfakcję również po latach.

Małe potwory (1989), reż. Richard Alan Greenberg, Richard Greenberg

Fred Savage to aktor, który zapisał się w pamięci widzów głównie dzięki roli w Cudownych latach (1988-93). Obecnie znany jest jako seksualny drapieżnik i przemocowiec. Mało kto jednak pamięta, że był on na przełomie lat 80. i 90. czołową gwiazdą dziecięcego kina. Na swoim koncie ma również rolę w młodzieżowym horrorze. Jego tytuł brzmi Małe potwory. Opowiada o pewnym chłopaku, który oczywiście zamieszkuje z rodziną przedmieścia. Ma młodszego brata (w tej roli prawdziwy brat aktora), który twierdzi, że w jego pokoju żyją potwory. Młody Savage postanawia zastawić na nie pułapkę i tym samym spotyka potwora Maurice’a. Jak się okazuje, pochodzi on z ukrytego wymiaru zamieszkałego przez kreatury, które nocami straszą dzieci i płatają różne figle. Wejście do tego świata znajduje się zaś pod łóżkiem.

Savage i Maurice szybko nawiązują nić sympatii i zaczynają razem buszować po pogrążonych we śnie domostwach, siejąc chaos. Jak się okazuje, wszystkie nocne stworzenia są w istocie byłymi dziećmi. Także zatem Savage ma się zmienić w jednego z nich, przy pomocy Maurice’a. Gdy jednak to się nie udaje, władca monstrów Boy nakazuje porwanie brata Savage’a. Film nie jest tak pamiętny, jak wymienione wcześniej produkcje, wciąż jednak trzyma poziom. Jest to prosta i pouczająca rozrywka dla młodszych, jak i starszych widzów. Efekty, głównie w postaci make-upu, również wciąż dają radę. Świat potworów budzić może zaś skojarzenia z Nocnym plemieniem (1990) Clive’a Barkera. I trochę jedynie szkoda, że twórcy nie podjęli się głębszej jego eksploracji, ponieważ znalazłoby się tam kilka ciekawych postaci, na czele z przywódcą stworów Boyem.

Łowcy potworów (1987), reż. Fred Dekker

Ostatnią pozycją, o której chciałbym wspomnieć, są Łowcy potworów z 1987 roku. Jest to bodaj najmniej znana produkcja na liście, której nie kojarzę z czasów młodości. Ponownie mamy tu do czynienia z grupą kolegów zamieszkujących miejskie przedmieścia. Posiadają oni swoją bazę, która znajduje się, a jakże, na drzewie. Jako miłośnicy maszkar ze starych filmów, zakładają tajne bractwo, tytułowych Łowców potworów. Akurat dobrze się składa, ponieważ oto w okolicy pojawia sam hrabia Dracula. Ma on niecny plan. Przy pomocy pewnego amuletu chce zdobyć władzę nad całym światem. Dokonać tego chce przy pomocy ożywionych potworów. Wszystkie z nich to ikony kina. Mamy tu zatem kreaturę Frankensteina, Wilkołaka, Mumię oraz potwora z Czarnej Laguny.

Dracula realizuje swój plan i wkrótce rozpoczyna się walka potwornego klanu z bohaterami. Łowcy potworów to najmniej efektowny z listy obraz. Nie ma tu wielu epickich momentów, czy też pamiętnych żartów. Same monstra to po prostu przebrani w kostiumy aktorzy, chociaż efekty specjalne są nieźle wykonane. Całość wygląda trochę tak, jakby ktoś chciał pod koniec dekady jeszcze coś wycisnąć z tej cytryny, jaką były młodzieżowe horrory. Mimo to nie odradzam seansu filmu, ponieważ oferuje on także pozytywne doznania i ogólnie jest przyzwoitą rozrywką. Uwagę zwraca tu zwłaszcza fakt umieszczenia w fabule całej plejady starych hollywoodzkich zmor. Produkcja jest zatem swego rodzaju hołdem złożonym tradycji oraz gatunkowi.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *