Rush (1983)

Samotny, dobrze zbudowany facet w obdartych, wojskowych ciuchach przemierza postapokaliptyczne pustkowie. Za jego plecami zaparkowany jest wysłużony samochód typu buggy. Szuka on wszystkiego, co może pomóc mu przeżyć w nieprzyjaznym środowisku. W pewnym momencie gdzieś pośród rdzawych kamieni i piasku odkrywa błysk nadziei – całkowicie zieloną, żywą roślinę. Jego zachwyt nie trwa długo, bo jego śladem podążał paramilitarny gang dziwaków, dla których rośliny są ważniejsze od ludzi…

Brzmi dziwnie? I tak, jak na włoską, mikrobudżetową podróbkę Mad Maxa (1979) przystało, powinno właśnie być! Reżyser Tonino Ricci nie bierze jeńców, jeśli chodzi o ilość głupoty zawartą w jego scenariuszu. W rżnięciu od innych poszedł już tak daleko, że zapędził się pod bramy obozu koncentracyjnego i chciał nadać swojemu dziełu poważnej, mrocznej analogi do prawdziwego dramatu, jakim było Holokaust. Smaczne to czy nie, zostawiam Wam. Ja powiem tylko, że seans Rush, jaki by nie był, okazał się doświadczeniem.

Dobra, nie jest to kino z tych oburzających, bo całość kręci się na tle jakiejś zdezelowanej fabryki oraz kawałku pola, na którym postawiono kilka tandetnych szklarni. Tak, jak wspomniałem w poprzednim akapicie, Ricci przy tworzeniu swojego dzieła dysponował budżetem pewnie nieprzekraczającym dzisiejszego wypadu na obiad. W pojedynkę.

Zobacz cały film poniżej: 

Dlatego też Conrad Nichols został ewidentnie obsadzony w głównej roli nie ze względu na swoje umiejętności aktorskie, bo te w zasadzie nie istnieją, ale za jego jako takie fizis przypominające nieco Sylvestra Stallone. Jeśli tylko odpowiednio zmrużysz oczy. Jak w niej wypada? Ano całkiem sprawnie, jeśli oczywiście patrzymy na jego rolę jak na amatorską próbę odtworzenia innych, popularnych herosów kina akcji tamtego czasu, ze wspomnianym Sly’em na czele.

Zresztą rola Nichlosa dobrze oddaje ducha całej reszty filmu, bo ten jest wyjątkowo kaprawy, realizacyjnie ubogi i po prostu miejscami żałosny. Na przykład motocykl skacze ponad samochodami bez żadnej rampy ustawionej za nimi, a kaskader naszego głównego osiłka nawet nie stara się upodobnić do niego w najmniejszym stopniu. Co prawda jest tutaj dużo strzelania, walki wręcz i nawet jakiś wybuch, ale no, nagrane za garść orzechów nie mogą budzić innych emocji, niż tylko…

…śmiech i jakieś współczucie. Śmiech, bo Rush nie da się brać na serio, ze wszystkimi jego wadami wynikającymi z braku budżetu trudno nawet traktować film jako parodię gatunku. I tutaj właśnie pojawia się współczucie, bo ja wierzę, że twórcy szczerze chcieli nakręcić swoje dzieło totalnie na serio. Wiecie, wierzyli w nie, starali się, jak mogli i na ile pozwalał im hajs, by na końcu dać go nam. Pewnie tytuł ten leżałby dalej na śmietniku historii, gdzieś pogrzebany pod całą masą podobnie dzielących jego los, ale ja go Wam z uśmiechem przypomnę. Więc jeśli chcecie po prostu sprawdzić, jak wygląda naprawdę niskobudżetowe, mocno obskurne kino akcji z Włoch lat 80., to link macie tam powyżej. Smacznego makaronu!

Oryginalny tytuł: Rush

Produkcja: Włochy, 1983

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *