Jako człowiek wychowany w latach 90. mam pewien dość silny sentyment do dzieł kultury powstałych jeszcze w PRL-u. W końcu ostatnie dziesięciolecie XX wieku to był taki okres, że jeszcze stare dość mocno przenikało się z nowym. Dlatego też pamiętam serial Podróż za jeden uśmiech (1971) emitowany wówczas na kanałach telewizji publicznej poniekąd w ramach zapchania ramówki. Fanem nie byłem, bo jednak już wtedy kręciło mnie to, co Zachodnie, ale potrafiłem w nim już wtedy dostrzec pewną dziecięcą, nieco naiwną lekkość.
Wiadomo, w czasach „bitej komuny” takie jowialne spojrzenie na świat nawet dla dorosłego mogło być potrzebnym powiewem ciepłego, otulającego powietrza. Zwłaszcza że podróżowanie nie było czymś tak popularnym i łatwym jak dziś, więc nawet kurs przez połowę własnego kraju dla wielu był czymś naprawdę egzotycznym. Nic więc dziwnego, że film w reżyserii Stanisław Jędryka, powstały na bazie serialu o tym samym tytule i książki Adama Bahdaja, stał się w Polsce ubiegłego wieku pozycją zwyczajnie kultową.
Kuzyni Poldek Wanatowicz (Henryk Gołębiewski) i Duduś Fąferski (Filip Łobodziński) po zakończeniu roku szkolnego wybierają się nad morze. Ojciec Poldka miał ich odwieźć, ale w ostatniej chwili musiał wyjechać do Gliwic. Powierza chłopców pod opiekę niewiele od nich starszej ciotce Ani. Jednak w tym samym czasie luby Anny proponuje jej wspólny wyjazd, grożąc, że jeśli dziewczyna z nim nie pojedzie, to się rozstaną. Poldek decyduje, że pojadą z Dudusiem sami. Pomysł nie przypada do gustu Fąferskiemu, ale ulega namowom Poldka. Na dworcu niestety okazuje się, że pieniądze przeznaczone na wyjazd zostawili w domu. Postanawiają pojechać autostopem.
Punkt wyjścia daje idealną okazję, by nasi bohaterowie mogli spotkać praktycznie większość jednostek składających się na dość klarowny przekrój społeczeństwa. Najpierw zabiera ich kierowca ciężarówki, przez którego podejście do pracy chłopcy muszą ratować się ucieczką. Szybko i sprawnie znajdują jednak kolejne okazje, dzięki którym oddalają się coraz bardziej od Krakowa w kierunku morza. Jedną noc śpią pod gołym niebem, potem przyłączają się do wycieczki szkolnej. Podróżują w chłodni, w wozie meblowym, który wiezie trumny. W końcu spotykają kobietę, która prosi aby się nią zaopiekowali. Zaczynają razem podróżować. W międzyczasie radio podaje komunikaty o zaginięciu dwóch chłopców z Krakowa, których rysopisy odpowiadają wyglądowi dwójce naszych bohaterów.
Oczywiście nie obyło się bez wpadek, które dzisiaj wywołują odruch obrzydzenia. W pewnej scenie Podlek natrafia na osobę Czarnoskórą. Jego reakcja jest taka, że w strachu zasłania się przed nią patelnią. Z jednej strony nie ma się co dziwić, Polska była wówczas bardzo hermetycznym, jednolitym etnicznie krajem, z drugiej jednak lata 70. to nie był już czas, by na tak podstawową „inność” reagować w sposób przerysowanie wręcz rasistowski. Innym razem bohaterowie jakby nigdy nic piją wodę ze studni na stacji benzynowej, co dziś jest raczej nie do pomyślenia dla przeciętnego dzieciaka wychowanego na butelkowanej w plastik, chlorowanej cieczy.
Podróż za jeden uśmiech dziś to skansen, obraz Polski minionych lat i ustroju. Dla waszych rodziców pewnie ten film (lub serial), których „dziś się już nie kręci”. Czy ma to jakiś walor edukacyjny? Prócz wspomnianego bycia kronikom nie. Dostarcza za to wiele tej dziecięcej frajdy, bo każdy z nas przecież marzył kiedyś o tym, by ruszyć w świat, dalece poza własny plac czy podwórko. Kino archaiczne, ale dziś wpisujące się idealnie w szufladkę tych, które najlepiej wchodzą do niedzielnego obiadu wraz z całą rodziną.
Oryginalny tytuł: Podróż za jeden uśmiech
Produkcja: Polska, 1972
Dystrybucja w Polsce: 35mm.online
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.