Reżyser Stephen Sayadian nie nakręcił w życiu wielu filmów. Przynajmniej takich bardzo poważnych. Wystarczy wspomnieć, że na swoim koncie ma, chociażby Nieujarzmione kowbojki (1993). W historii zapisał się jednak dwoma innymi dziełami, które nie pozwalają przejść koło siebie obojętnie. Jego najbardziej znanym osiągnięciem jest Café Flesh (1982) spod znaku trzech liter X. Odznacza się on niemalże innowacyjnym podejściem do kina dla dorosłych, kładąc silny nacisk na artyzm i estetykę.
Podobne cechy posiada inne jego dokonanie, czyli Dr. Caligari z 1989 roku. Obraz ten jak sama nazwa wskazuje stanowi wariację na temat klasycznego filmu Niemca Roberta Wiene Gabinet doktora Caligari z 1920 roku. Wersja Sayadiana jest bardzo luźnym nawiązaniem do fabuły pierwowzoru. Na tym jednak podobieństwa się kończą, ponieważ Dr. Caligari to o wiele bardziej zakręcona produkcja, która wymyka się wszelkim klasyfikacjom.
Miejscem akcji filmu jest pewna klinika psychiatryczna. Jej właścicielką jest prawnuczka dr Caligari, która tak samo się nazywa. Jej zakład stosuje, delikatnie mówiąc, kontrowersyjne metody leczenia. Jedną z nich jest „wymiana umysłów”, polegająca na wstrzykiwaniu wyciągu z czyjejś jaźni do mózgu innego pacjenta. W ten sposób chorzy zamieniają się niejako ciałami.
Głównymi obiektami tego eksperymentu są pewien kanibal oraz pani Van Houten (Laura Albert), wysłana do zakładu przez męża z powodu silnej nimfomanii. Dr. Caligari udaje się zamienić ich umysły, chociaż nadal zachowują oni swe pewne oryginalne cechy. Metoda ma za zadanie skonfrontowanie przeciwnych cech, by balansować zaburzone umysły. Tymczasem pozostali pracujący w klinice lekarze postanawiają przeciwdziałać niekonwencjonalnym zabiegom Dr. Caligari.
Film utrzymany jest w awangardowej stylistyce. Słowem kluczem zaś jest w jego przypadku surrealizm. Jest to zaiste jeden z bardziej abstrakcyjnych obrazów, na jakie można trafić. Już pierwsze sceny nie pozostawiają złudzeń, że mamy tu do czynienia z dziełem niejednoznacznym i pełnym symboli, które trudno zaliczyć do typowych. Z kinem takim mamy do czynienia od święta, a większość widzów nigdy nie będzie miała z nim styczności. I może to i dobrze. Dr. Caligari jest bowiem pozycją dla osób cierpliwych oraz otwartych na filmowe eksperymenty. Takich, które mają sporą wytrzymałość na autorskie wizje artystyczne.
To taki jakby test dla publiki odpowiadający na pytanie, gdzie leżą jej granice. Obraz jest prawdziwą mieszanką gatunków oraz motywów. Mamy tutaj elementy sci-fi oraz komedii. Obecna jest także groza, ewidentnie spod znaku body horroru. Nie da się także nie wspomnieć o elementach ocierających się o treści pornograficzne. Odważna erotyka jest tu bardzo mocno podkreślona, mając bezpośrednie powiązanie za fabułą. Nie jest to zatem na pewno film dla ludzi, którzy obrażają się na widok nagich piersi. Życie seksualne bohaterów przeradza się tu w festiwal różnorakich dewiacji i fetyszów. Obraz ochoczo eksploruje tematy ludzkich zaburzeń oraz wyrosłych na ich fundamencie fantazji. Nie daje jednak przy tym żadnych odpowiedzi, skupiając się raczej na sugestywnej ekspozycji.
Dzieło Stephena Sayadiana mimo poruszanych kwestii z pogranicza obrzydlistwa odznacza się też sporą dozą gustowności. Utrzymane jest w dobrym smaku i posiada wyraźne ślady elegancji. Cechują go starannie zaplanowane kadry, które posiadają wręcz symetryczną naturę.
Odrealniona, uboga scenografia, nienaturalne wypowiadanie kwestie przez aktorów oraz nadmierny makijaż sprawiają, że całość nabiera zdecydowanie teatralnej formy. Film jest cudownie przerysowany, oferując doznania niczym z jakiegoś złego snu. Koszmaru, który niekoniecznie straszy, ale wprowadza nieokreślony, trudny do nazwania nastrój niepokoju i dziwności.
Oryginalny tytuł: Dr. Caligari
Produkcja: USA, 1989
Dystrybucja w Polsce: BRAK