Robactwo (2023)

Przyznam się szczerze, nie lubię robactwa. Nie mam żadnej z fobii, bez problemu wezmę pająka na dłoń i wyrzucę z domu (w okresie zimowym na klatkę schodową!), sam nawet chorowałem za dzieciaka ptasznika. Mimo wszystko nie są to zwierzaki, które sprawiają mi jakąkolwiek przyjemność, a raczej odrzucają swoją dziwaczną fizjonomią. Dlatego też kino grozy operujące na jakże prymitywnym lęku człowieka przed pajęczakami w jakiś sposób na mnie działa, choć traktuję go oczywiście w ramach pulpowej konwencji.

Jestem też tym człowiekiem, który bardziej wzdryga się na pająka wielkości domowego kątnika, niż wielkiego, mogącego spokojnie wyssać średniej wielkości psa. Być może wolę bardziej przyziemne podejście do tematu, a wpływ na to miała bezapelacyjnie Arachnofobia (1990) Franka Marshalla. Pamiętam jak dziś scenę z polsatowskiej zapowiedzi filmu, w której małe pajączki zaczęły hurtowo wybiegać z tego odpływu, który każdy z nas ma w swojej umywalce… Trauma.

Francuskie Robactwo ma wiele wspólnego ze wspomnianym powyżej dziełem Marshalla. W zasadzie fabularnie jest to coś na zasadzie quasi-remaku. Wszystko zaczyna się gdzieś w egzotyku, tam w dżungli, tutaj na pustyni, gdzie grupa lokalesów pozyskuje niezwykle jadowity gatunek pająka. Przez czarny rynek trafia on na przedmieścia Paryża, w ręce Kaleba (Théo Christine). Chłopak chowa swojego nowego pupila w uszkodzonym przez wodę pudełku po butach. Nietrudno się domyślić, że pająk dość szybko odpuszcza swój tymczasowy dom i wraz ze swoim licznym potomstwem lęgnie się po całym bloku.

Fabuła jest dość pretekstowa, ale nie zapominajmy, że to tylko horror o (wielkich i małych) pająkach. Muszę jednak przyznać, że jest to piekielnie dobry horror! Reżyser Sébastien Vaniček i jego współscenarzysta Florent Bernard z tego prostego pojęcia wyciągnęli esencję, dając nam iście pierwotne, surowe doświadczenie, na którym, zaufajcie mi, będzie się nerwowo drapać po całym ciele. To takie kino gatunkowe wręcz idealne, bo skupione na swoich podstawowych założeniach, potrafi w subtelny sposób przemycić coś jeszcze, nienachalny komentarz na temat współczesnych struktur i funkcjonowania francuskich służb.

Tempo opowiadanej historii jest raczej powolne i spędzimy dużo czasu, próbując poznać zarówno topografię imponującego bloku mieszkańców, jak i jego mieszkańców. Wszystko zaczyna się w drugiej połowie, która bardzo przypomina drugą część hiszpańskiego hitu [Rec] 2 (2009). Zamknięci w betonowym brutalizmie bohaterowie muszą walczyć nie tylko ze wszechobecnymi pajęczakami, ale również służbami na czele z policją, które totalnie nie potrafią zapanować nad sytuacją i kryją się za barierą kwarantanny. Vaniček potrafi budować napięcie, choć czasami ociera się ono o slapstick – laska, która nie widzi w odbiciu lustra dziesiątek pająków wybiegających z wentylacji. Mimo wszystko sekwencje, takie jak ta w piwnicy z czasowym włącznikiem światła, tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że chłop po prostu umie w horror.

Kino grozy najczęściej cierpi na dolegliwość posiadania bohaterów, których nie sposób polubić. Robactwo tutaj wychodzi obronnym odnóżem, bo postacie biegające po bloku są sympatyczne i nie trudno im kibicować. Kaleb jest uparty i nie poczuwa się zbytnio do winy, ale jest również uprzejmym i zdecydowanie dobrym facetem. Jego siostra (Lisa Nyarko) to znowu kobieta dojrzała trochę za bardzo jak na swój wiek, więc to ona w tym duecie stara się trzymać zdrowego rozsądku. Jest jeszcze Jordy (Finnegan Oldfield), z którym Kaleb ma pełną przykrości historię, jego partnerka oraz sąsiad ćwiczący MMA. Wszyscy oni, jak już wspomniałem, wypadają naprawdę dobrze, naturalnie i choć nie ma przestrzeni na jakiś niuans, nie popadają w klisze.

Żeby nie grzęznąć w sztampie, twórcy musieli jednak dodać od siebie coś jeszcze. Można wyraźnie poczuć, że zależało im na uczynieniu swojego dzieła imponującym wizualnie. Niektóre z sekwencji, takich jak napisy początkowe czy ukazanie tragicznej sytuacji apartamentowca pod francuski hip-hop, zakrawają pod jakiś arthouse. I nie, nie mówię tego ironicznie, bo bardzo mi się to podejście podobało! Wartości produkcyjne wraz z efektami specjalnymi są wręcz doskonałe. Podczas kręcenia filmu zespół produkcyjny wykorzystał ponad 200 prawdziwych i bardzo dużych pająków, które wyglądają na ekranie naprawdę paskudnie. Wiadomo, kiedy to wymagane, wchodzi CGI, ale jest na tyle dobrze ukryte (cień, praca kamery), że nie wytrąca z poczucia oglądania czegoś namacalnego.

Robactwo to totalnie „moje” kino, szczere, proste w przekazie i oferujące choćby pod względem wizualnym coś więcej, niż inni. Rozumiem, że niektórzy mogą narzekać na zbyt wybuchowe zakończenie, jednak ja, jako fan Obcego – decydujące starcie (1986), czułem się jak małe dziecko. Horror, którego raczej nie zapomnę i będę polecał zawsze i wszędzie, bo po prostu bawiłem się na nim przednio! Jeśli zabawą można nazwać również te kilka skoków w fotelu, bo przysiągłbym, że coś o ośmiu odnóżach właśnie przeleciało mi po karku. Oj, coś mi się zdaje, że wizyta w mojej piwnicy, łudząco przypominającą tą z filmu, już nigdy nie będzie taka sama…

Oryginalny tytuł: Vermines

Produkcja: Francja, 2023

Dystrybucja w Polsce: primevideo.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *