
Lubię wracać sobie czasami do takich żelaznych przedstawicieli amerykańskiego kina gatunku albo sprzed połowy poprzedniego wieku, albo tuż po niej. Ile dobra tam można znaleźć? Zwłaszcza że omawiany tutaj tytuł jest wciąż żywy w naszej popkulturowej świadomości za sprawą wybitneh ekranizacji Johna Carpentera z 1982 roku i jego prequela już powstałego w naszej rzeczywistości. Żywy dzięki swym inkarnacjom, ale czy ktoś jeszcze pamięta ten stary tytuł spod producenckiej ręki samego Howarda Hawksa?
Warto tutaj nadmienić, że źródło tej lodowatej wody płynie od Johna W. Campbella i jego nowelki The Thing from Another World, która pierwotnie ukazała się w 1938 roku, a w 1973 roku została uznana przez Science Fiction Writers of America za jedną z najlepszych nowel science-fiction, jakie kiedykolwiek napisano. Niestety w przypadku filmu Christiana Nyby z 1951 roku, ówczesne efekty specjalne nie pozwoliły w pełni przenieść na ekran wizji Campbella.
Dlatego też wszyscy ci, którzy spodziewają się po Istocie z innego świata czegoś na miarę brutalnej, pełnej wykręconych ciał rzeźni, jaką zaserwował nam mistrz Carpenter, będą rozczarowani. Choć sam trzon historii pozostał bez większych zmian, trudno dzisiaj nie patrzyć nieco pobłażliwym okiem na starania ekipy filmowej, by jak najlepiej oddać na ekranie kosmiczne zagrożenie. Może i we współczesnym widzu nie wzbudzi już refleksji na temat tego, co kryje się gdzieś tam nad naszymi głowami, jednak nie sposób jest odmówić twórcom filmu, że starali się, jak mogli.
Film wychodzi od załogi sił powietrznych i dziennikarza stacjonującego w Anchorage na Alasce. Kapitan sił powietrznych Patrick Hendry (Kenneth Tobey) zostaje oddelegowany do lotu do stacji badań naukowych w pobliżu Bieguna Północnego w celu zbadania katastrofy jakiegoś nieznanego dotąd obiektu latającego. Reporter wiadomości, Ned Scott (Douglas Spencer), leci z ekipą, aby relacjonować historię.
Od samego początku film kreśli nam konflikt na linii nauki i wojska. Dr. Arthur Carrington (Robert Cornthwaite) prowadzi kontyngent naukowy i fanatycznie wyznaje filozofię „wiedza ponad wszystko”. Posuwa się nawet do tego, że na cały głos wykrzykuje frazę, że życie każdego człowieka powinno być drugorzędne w stosunku do rozwoju nauki. Rzecz z innego świata to lekkomyślna nauka w najczystszej postaci. Nie trzeba dodawać, że kapitan Hendry i dr. Carrington mają spory problem ze znalezieniem wspólnej płaszczyzny porozumienia.
Myślę, że wartym wspomnienia jest fakt, że w latach 50. XX wieku USA pogrążone było w manii i strachu przed szeroko rozumianego fenomenu UFO. Począwszy od końca lat 40., kolejne obserwacje niezidentyfikowanych obiektów tylko narastały. Wraz ze strachem przed bombą atomową i komunizmem, obserwacje UFO stały się wielką paranoją lat pięćdziesiątych. Istota z innego świata znakomicie przejęła wszystkie te lęki i zmieszała je razem w całkiem zgrabnie zrealizowanym filmie, który z pewnością żerował na umysłach zblazowanej, kipiącej od lęku amerykańskiej społeczności.
A jak sam film? No całkiem nieźle, mi się podobał! Aktorstwo jest pierwsza klasa, nastrój odizolowanej bazy pośrodku niczego zmagającej się z atakiem nieznanej istoty gęstnieje z każdą minutą, a sam kosmita… No cóż, jest pomysłowy. Spec od charakteryzacji, Lee Greenway, spędził 5 miesięcy na tworzeniu makijażu tylko po to, by producenci powiedzieli mu, aby ten założył aktorowi głowę Frankensteina. Stąd pozaziemski przybysz wygląda jak coś, co mogło stawać w szranki z innymi monstrami złotej ery Hollywoodzkiego horroru. Fajnie, że twórca utrzymuje nam głównego antagonistę w cieniu przez większość filmu, dlatego, gdy pojawia się on po raz pierwszy, robi naprawdę mocne wrażenie.
Trudno pisać mi tutaj o filmach, które są prawie dekadę starsze od moich własnych rodziców, bo po prostu z dzisiejszej perspektywy nie mogę być wobec nich, choć minimalnie obiektywny. To, że mi się film podobał, wynika z tego, że ja po prostu mam jakiś nabyty sentyment do tego typu produkcji i oglądanie ich zwyczajnie sprawia mi frajdę. Nie jest to dzieło przełomowe dla branży w żadnym stopniu, nie trzeba też znać go, by cieszyć się popularniejszym następcom. Ale jeśli lubicie takie ciekawostki związane z horrorem czy szerzej science-fiction, warto się zapoznać.
Oryginalny tytuł: The Thing from Another World
Produkcja: USA, 1951
Dystrybucja w Polsce: primevideo.com

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.
