Kontrabanda (1980)

Być może narażę się tymi słowami wielu ludziom, ale uważam Kontrabandę Lucio Fulciego za lepszą, niż cała filmowa trylogia Ojca chrzestnego. Tak, byłem tego zdania, gdy po raz pierwszy obejrzałem ów film te naście lat temu, jeszcze mocniej trzymam się go dziś, gdy powtórzyłem go sobie z niekrytą dozą ekscytacji. Bo jak tutaj nie kochać tej jednej próby zmierzenia się Fulciego z włoskim przedstawicielem nurtu eurocrime, który finalnie zmienia się w szalony gore fest, z którego znany jest mistrz?

Warto zauważyć, że gatunek znany jako poliziotteschi (włoski film kryminalny) działał niemal równocześnie z nurtem giallo, pojawiając się pod koniec lat 60. i ostatecznie zanikając na początku lat 80.. Najlepiej zapamiętanymi twórcami tego gatunku byli niewątpliwie Fernando Di Leo, który nakręcił powszechnie lubiane Milano Calibro 9 (1972), a także ludzie tacy jak Damiano Damiani i wielki Umberto Lenzi. To wspaniały gatunek, który wymaga większej uwagi od miłośników kina kultowego. Ale dość już tego, przejdźmy do dzieła Fulciego, które było jednym z ostatnich przedstawicieli złotej ery włoskiej opowieści mafijnej.

Akcja filmu rozgrywa się w Neapolu we Włoszech, gdzie poznajemy przemytnika papierosów, Luce Ajello (w tej roli czarujący jak zawsze Fabio Testi). Wraz ze swoją ekipą spędza on kolejny dni na unikaniu gliniarzy próbujących udaremnić ich ruchy, biorąc udział w widowiskowych pościgach motorówkami po przybrzeżnych wodach. Luca jest zasadniczo w miarę dobrodusznym bandytą, który prowadzi dobre życie ze swoją żoną Adele (Ivana Monti) i małym synkiem. Cieszy się życiem i swoją pracą.

Jednak sprawy biorą w łeb, gdy Il Marsigliese (Marcel Bozzuffi), szef francuskiej grupy handlującej narkotykami, przejawiający skłonności do okrucieństwa, każe swoim ludziom wprowadzić się na teren Lucy, używając siły. Wiadomość o gościach jest głośna i wyraźna. Wkrótce francuski gang eliminuje współpracowników Luca, w tym jego brata Michele (Enrico Maisto). W tym momencie Luca postanawia połączyć siły z niektórymi lokalnymi rywalami, aby pokonać Francuzów. Ale nowi wrogowie nie potraktują tego z lekkością, porywając Adele.

Całość osadzona została w działającym na dość logicznych zasadach świecie, w którym przemytnicy papierosów są nie tylko dobrymi facetami, ale wydają się kręgosłupem gospodarki Neapolu, a nawet są sankcjonowani przez Kościół katolicki! Fabio Testi w roli głównej jest wysublimowany i kreuje swoją postać na naprawdę dobrego faceta parającego się niezbyt uczciwym zajęciem. To dość fizyczna rola, więc zaangażowanych zostało kilku fajnych kaskaderów. Nierówna może jest obsada drugoplanowa, choć w przeważającej części wypada naprawdę dobrze. W tym sam Lucio Fulci pojawiający się tutaj w naprawdę zabawnym cameo! No i jest Marcel Bozzuffi w roli czarnego charakteru, którego fani tego typu klimatów natychmiast połączą z Francuskim łącznikiem (1971).

Pogadajmy jednak o tym, co czyni dla wielu widzów Kontrabandę tak wyjątkową na tle wielu innych mu podobnych, o przemocy. Należą do niej szczególnie makabryczne scena z masakrowaniem twarzy, a kamera Fulci z niepokojącą fascynacją gloryfikuje fetyszystyczną dbałość o szczegóły. Mężczyzna, któremu włożona zostaje lufa do ust, liczne rany kłute i cięte, rozerwane gardło i cała masa penetrujących ciała strzałów z broni palnej przesiąknięte są bardzo dosłownymi efektami gore. Jeśli Fulci nie mógłby zrobić najlepszego filmu z nurtu poliziotteschi, choć dla mnie zrobił, z pewnością mógłby zrobić najbardziej brutalny. Pod względem ukazywania ekranowej przemocy Kontrabanda plasuje się na równi z tymi najpopularniejszymi filmami mistrza gore.

Cholera, nawet ścieżka dźwiękowa jest skonstruowana w sposób bardzo podobny do jego horrorów, z jęczącym, zsyntetyzowanym efektem dźwiękowym poprzedzającym chwile ekstremalnej przemocy. Mówiąc o ścieżce dźwiękowej, muzyka Fabio Frizziego jest po prostu cudowna i jego inspirowane mocno italo disco szlagiery trafiły na moją stałą playlistę w serwisie Spotify. To samo można powiedzieć o zdjęciach autorstwa Sergio Salvati, cudownie sugestywnych i wyciągających piękno Neapolu od pełnych śmieci plaż, przez ciasne uliczki, na ekskluzywnych wnętrzach kończąc.

Kończąc, Kontrabanda to prywatnie mój ulubiony przedstawiciel nurtu poliziotteschi choć rozumiem, że ludzie wkręceni w niego zdecydowanie bardziej mogą powiedzieć, że wiele rzeczy w nim mogło zostać zrobionych lepiej. Ale to jeden z tych filmów, które obejrzane raz zapiszą się w Waszej pamięci na zawsze, bo w sumie nieczęsto widzi się produkcje, które tak mocno potrafią zaatakować naszą percepcję. Nie jest to dzieło na skalę epickiego, wspomnianego Ojca chrzestnego, ale mi robi o wiele lepiej swoim takim czysto rozrywkowym charakterem. A może to ja jestem niewymagającym widzem i do pełni szczęścia wystarczy mi zalanie ekranu sztuczną krwią?

Oryginalny tytuł: Luca il contrabbandiere

Produkcja: Włochy, 1980

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *