Miałem to szczęście, że idąc na Imago Olgi Chajdas nie wiedziałem o filmie kompletnie nic. W zasadzie do wizyty w kinie zachęcił mnie ten cudowny plakat, który widzicie powyżej! Nie miałem więc żadnych oczekiwań, a i tak dostałem coś, co gdybym takowe posiadał, na pewno by je przeskoczyło. Bo omawiane tutaj dzieło to rzecz szalona, wymykająca się konwenansom i po prostu ciągnąca widza za ramię przez roztańczony, spocony tłum w zadymionym od fajek klubie.
Imago w tej całej punkowej ekstazie jest jednak kinem o bardzo delikatnej, kobiecej wrażliwości. W końcu Chajdas scenariusz napisała do spółki z aktorką odgrywającą rolę głównej bohaterki, Lena Górą. I z tego, co mówią obie Panie, powstał on na podstawie postaci prawdziwej matki Góry i ich wspólnej relacji. Mając tę wiedzę, człowiek zaczyna dostrzegać, jak bardzo osobisty jest to film, nie tylko pod względem czysto autorskim, ale i rozliczającym się z osobistymi traumami.
Chajdas od początku umieszcza nas w głowie swojej bohaterki, Eli (Góra). Wszystko, od chaotycznej pracy kamery po wycofane spojrzenie kobiety wskazuje, że jest ona osobą w jakiś sposób zaburzoną. Widzi to też jej liczna rodzina, która w trosce o Elę, a raczej na zasadzie pozbycia się problemu, wysyła ją do obskurnego ośrodka opieki psychiatrycznej. To dopiero pierwszy przystanek naszej wspólnej podróży przez szaleństwo, bo kobietę z przybytku wyciąga jej platoniczny chłopak, Tomek (Mateusz Więcławek).
To, co dzieje się później, jest już jazdą bez trzymanki przez alternatywną scenę Trójmiasta u progu ustrojowej transformacji. Ela z każdym momentem twórczej eksplozji uświadamia sobie, że sztuka jest tym, co nie tylko trzyma ją przy życiu, ale również pozwala utrzymać psychiczny balans, nawet gdy ucieka w odmęty abstrakcji. Jej artystyczna kariera toczy się równolegle z napinającą się struną relacji matka-córka. Od pierwszych minut mamy przeczucie, że wszystko to skończy się tragedią, ale czy życie zna tylko złe zakończenia?
Sam tytuł odnosi się oczywiście do ostatecznej fazy rozwoju owada, kiedy jest on już w pełni rozwinięty i gotowy do powołania następnego pokolenia. Czy Ela również dojrzała do macierzyństwa? Z jednej strony film chce nam powiedzieć, że tak, że przecież obowiązkiem świeżo upieczonego rodzica jest niepowielanie błędów własnych rodzicieli. Z drugiej jednak widzę w nim pewien liberalny głos w sprawie aborcji, która w tym kraju zawsze chyba będzie tematem kontrowersyjnym. Po prostu między wierszami Chajdas mówi nam, że problem często warto usunąć już w zarodku, bez przejmowania się naciskiem ze strony kogokolwiek.
Ale twórczyń filmu za bardzo nie interesuje tło polityczne czy jasno postawione deklaracje ideologiczne. Wiadomo, sztuka, zwłaszcza ta alternatywna, dziejowo związana jest raczej z lewą stroną politycznego kompasu, więc aż prosiło się o to, by wszystko to ładnie połączyć z upadającym systemem i nadchodzącym nieuchronnie widmem kapitalizmu. Kapitalizmu, który pod koniec lat 80. przyszedł do nas z pianą na pysku i spuszczony ze smyczy. Takie hasła jak Solidarność czy Wałęsa się tutaj oczywiście przewijają, ale jest to tylko tło, które działa wyłącznie jako identyfikacja osadzenia akcji na konkretnym punkcie linii czasu.
Jednak to, co mnie osobiście najbardziej w Imago urzekło, to fakt, że twórczynie bardzo dobrze panują nad całym tym szaleństwem, które w mniej sprawnych rękach już dawno wymknęłoby się spod kontroli i pogrzebało cały projekt. Wracając z kina, ukułem takie stwierdzenie, że wygląda to tak, jakby za biografię Kory Jackowskiej wziął się Hunter S. Thompson w szczycie swojego narkotyczno-paranoicznego uderzenia. I rolę środków psychoaktywnych przejmuje tutaj niepohamowana ekspresja, to film ma w sobie dużo z narkotycznych klasyków Gaspara Noé czy Darrena Aronofsky’ego. To jakiś ewenement na skalę krajową i powiem szczerze, że Chajdas znalazła się na moim kinowym celowniku.
Nie będę jednak polecał z czystym sercem filmu, bo dla wielu może się okazać on po prostu pseudointelektualną, quasi artystyczną wydmuszką. I ja to w pełni rozumiem, jednak jak się któraś raz już okazało, łasy jestem na takie przestylizowane rzeczy, które stanowią ekscentryczny owoc twórczych pragnień. Wydaje mi się, że dla garstki takich dziwaków jak ja, Imago z czasem będzie obrastać pewnym kultem, stając się w prostej linii klasykiem. Ja życzyłbym sobie więcej tego typu rzeczy w naszej rodzimej branży filmowej, ale rozumiem, że nie jest to tytuł komercyjny, więc staje się wyjątkiem niepotwierdzającym reguły. Reguły, że w Polsce da się robić kino w pełni autorskie, które nie skręca widza z żenady.
Oryginalny tytuł: Imago
Produkcja: Holandia/Czechy/Polska
Dystrybucja w Polsce: Żółty Szalik

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.