Easy Rider (1969)

Nakręcony przy dość ograniczonym budżecie Easy Rider stał się nie tylko ikoną kontrkultury swoich czasów, ale był również zupełnie świeżym powiewem dla kina w ogóle. No i nie zapominajmy o tym, że w 1969 był czwartym, najlepiej zarabiającym filmem. Osobiście jest to dla mnie film ważny, nie dlatego, że sam należę do tych kontestujących mainstream, bo nie należę, ale na przestrzeni lat stał się on takim moim tak zwanym comfort movie. Może po prostu mam w sobie coś z tego kowboja pragnącego tylko przemierzać bezkresne drogi w rytm Born to Be Wild kapeli Steppenwolf.

I tak, jak to z takimi dziełami naszych żyć bywa, każdy powrót po obrośnięciu kolejnymi warstwami kulturowego kapitału otwiera nam oczy na coś zupełnie nowego. Przykładowo ja ponownie obejrzałem film Hoppera po przeczytaniu książki Huntera S. Thompsona Anioły piekieł, która wskazała mi zupełnie nową drogę do zabawy w interpretację. Denis Hopper był, podobnie jak HST, postacią kontrkulturową i owianą masą kontrowersji. Jego wybuchowy temperament, skłonność do alkoholu i głupi nawyk wymachiwania załadowaną bronią zepsuły więcej niż jedną przyjaźń, w tym jego relację z Petrem Fondą.

Easy Rider to w zasadzie film o dwóch dilerach noszących imiona Wyatt (Peter Fonda) i Billy (Dennis Hopper). Brzmi to, jak składniki udanej komedii stonerskiej, ale ten tytuł akurat traktuje się śmiertelnie poważnie. Są wolnymi duszami, które pragną urzeczywistnić swoją ideę Ameryki, kraju, w którym żyje się według własnych, zasad. Po przemyceniu paru działek koksu przez granicę obaj sprzedają towar w Los Angeles, inkasując dużą sumę pieniędzy. Kapitał pozwala im na wycieczkę przez południowy zachód i ostatecznie trafić do Luizjany, gdzie mają nadzieję zdążą Mardi Gras. Ruszają w podróż na swoich spalinowych rumakach, z bakiem wypchanym dolarami i całym zapasem zioła.

Podobnie jak w przypadku wielu innych filmów tak zwanej drogi, również i Easy Rider skupiony jest bardziej na podróży, niż celu. To właśnie podczas niej Wyatt i Billy odwiedzają te wszystkie przepiękne zakątki Ameryki i spotykają mniej lub bardziej interesujących ludzi. Raz pomaga im ranczer, który stara się związać koniec z końcem, kiedy indziej podwożą autostopowicza (Luke Askew), który prowadzi ich do hippisowskiej komuny wypełnionej nieźle wygrzanymi o dragów i idei ludźmi. Zaprzyjaźniają się z alkoholikiem i prawnikiem zajmującym się prawami obywatelskimi o imieniu George, granym przez młodziutkiego Jacka Nicholsona. Są aresztowani przez policjantów z małego miasteczka i nękani przez nietolerancyjnych mieszkańców prowincji.

Po tym, jak film stał się hitem, Hopper i Fonda spędzili resztę swojego wspólnego życia na kłótniach, zarówno twarzą w twarz, jak i w sądzie, o to, kto wymyślił historię do filmu. Według Petera, oboje wspólnie nakreślili większość filmu, siedząc na korcie tenisowym Fondy, podczas gdy jego córka, Bridget, pedałowała wokół nich swoim trójkołowcem. Hopper lubił za to twierdzić, że sam napisał całość w 10 dni. Biorąc pod uwagę, jak prosta jest fabuła, trudno zrozumieć, o co tak naprawdę toczyły się te zacięte boje. Co ciekawe, ten lakoniczny konspekt zyskał zainteresowanie powieściopisarza-scenarzysty Terry’ego Southerna, który – albo z hojności, albo z potrzeby rozrywki – zgodził się przepisać go scenariusz za jedyne 350 dolarów tygodniowo!

Pomijając prywatne animozje, ja cenię sobie film duetu przede wszystkim za to, że jest fantastycznym autoportretem ruchu hipisowskiego i patrzy na wszystko właśnie z tej perspektywy. Dziś oglądanie tego dzieła jest jak otwieranie po latach pełnej zawartości kapsuły czasu. Oczywiście, pod tym kątem film najmocniej będzie rezonował z tą częścią widowni, która albo pamięta tamte lata, albo mocno sympatyzuje z kulturą hipisowską. Boję się jednak, że dla wielu młodych widzów film ten może okazać się nieco przestarzały i czasami przypomina napędzaną narkotykami improwizację. Dlatego też Andrzej Kownacki w swojej wyliczance filmów, które warto nakręcić na nowo, umieścił właśnie Easy Rider. 

Przestarzała dla młodych ludzi może być też płynąca z filmu chęć przeciwstawienia się przeciwko opresyjnym rządom. Jednak krytyka konserwatywnego prawa nosi jeszcze znamiona kina spod ręki Rogera Cormana, który miał pierwotnie produkować ten tytuł. A pamiętajmy, że było to już po innym, kontrowersyjnym filmie w tematyce motocyklowej, powstałym właśnie w wytwórni Cormana, Dzikich aniołach (1966). Choć film porusza realne problemy amerykańskiego południa, czuć nieco tę eksploatacyjną nutę mającą na celu proste zaszokowanie widowni. Nie będę już mówił o finale filmu, ale cudownie niepokojąca scena zarzucenia kwasu na starym cmentarzu wygląda tak, jakby wyrwana została z jakiegoś niskobudżetowego horroru.

Denis Hopper powiedział kiedyś „skoro ja mogłem nakręcić film, każdy może”. I Easy Rider z rykiem silników wyważył drzwi Hollywood, pozwalając kolejnym młodym twórcom na spełnienie swojego marzenia o karierze w przemyśle filmowym. Może Wyatt i Billy nigdy nie doczekali się spełnienia swojej wizji amerykańskiego snu, ale ich dziedzictwo pozwoliło zaspokoić pragnienia innych. Po narkotycznej jeździe, poza i przeciwko prawu, nic w Hollywood nie było już wystarczająco skandaliczne.

Oryginalny tytuł: Easy Rider

Produkcja: USA, 1969

Dystrybucja w Polsce: megogo.net

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *