Małpa (2025)

Znacie moje podejście do kina i wiecie dobrze, że nie wyklucza ono tak zwane „kino autorskie”. Film jako produkt przemysłu rozrywkowego zawsze jest dziełem kolektywnym, więc nie wierzę w te bajki o „artystach” czy właśnie „autorskim podejściu”. I choć na co dzień nie zawracam sobie głowy nazwiskami i po prostu chłonę już gotowe produkcje, tak jest kilka postaci, które jeszcze potrafią elektryzować moje ograniczone tłuszczem ciało. Osgood Perkins jest jednym z nich.

Jego poprzednie filmy, a widziałem kilka, były dla mnie potrzebnym oddechem świeżości w umierającym dziś śmiercią naturalnym gatunku, jakim jest horror. Może czasami brały nad nimi górę artystyczne ciągoty Perkinsa, ale takie Zło we mnie (2015) czy Małgosia i Jaś (2020) potrafiły wzbudzić we mnie najważniejsze dla gatunku uczucie – strach. Paradoksalnie jednak i na całe szczęście, Osgood wyszedł poza swoją bańkę kręcenia filmów na poważnie i dał nam jedną z najlepszych, czarnych komedii ostatnich lat!

Do Małpy nie można podchodzić jako do czegoś kręconego w stu procentach na serio. Nie znam literackiego pierwowzoru Stephena Kinga, ale rozumiem, że bliżej tej opowieści do takiej baśni dla starszych dzieciaków niźli kina poważnego, zaangażowanego czy właśnie dającego pole do quasi-artystycznych wybryków. Tutaj liczy się czysta frajda, przegięta do granic brutalność i banalna przypowieść o braterskiej miłości. Na całą resztę należy przymknąć oko, bo służy ona tylko tym trzem podstawowym założeniom.

Perkins na nasze szczęście nie bawi się w subtelności również na poziomie scenariusza, bo już wprowadzająca sekwencja dokładnie tłumaczy nam, o czym będzie jego film. W tym świecie istnieje zabawkowa małpka, która po nakręceniu kluczykiem i odegraniu marszu na swoich bębenkach sprowadza na kogoś losowego śmierć. Czasami zgon wygląda na w miarę naturalny, częściej jednak jest skutkiem podejrzanego, kuriozalnego zbiegu wypadków. Takie trochę Oszukać przeznaczenie tylko z dosłowną magią na pierwszym planie.

Naszymi przewodnikami po tym absurdalnym świecie jest dwójka bliźniaków grana przez Theo Jamesa, Hal i Bill. To właśnie w ich ręce trafia przeklęta zabawka, która zaczyna kolejno eliminować ludzi z ich otoczenia, najbliższych i tych zupełnie przypadkowych. Sama małpa wydaje się emanować wręcz boską aurą, która miesza w głowach ludzi mających z nią bezpośredni kontakt. Hal jako ten „dobry dzieciak” zmuszony jest wrócić do swojego dzieciństwa, by nie tylko powstrzymać morderczą falę, ale również pojednać się zarówno ze swoim bratem, jak i dorastającym synem.

Żaden z bohaterów nie jest szczególnie pogłębiony, a scenariusz traktuje ich trochę po macoszemu. Nie jest to jednak wada, bo historia jest na tyle prostacka, że jakieś dopisywanie postaciom kolejnych den ich osobowości zwyczajnie burzyłoby poczucie obcowania z czymś nieco infantylnym, ale szalonym i mrocznym. A ciemność emanuje nad Małpą w sposób wręcz namacalny. Każdy, kto widział Kod zła (2024) wie, że Perkins jak mało kto potrafi budować napięcie w oparciu o swoją oszczędną, wręcz liminalną estetykę i zabawę kadrem. Choć śmiechu jest tutaj zdecydowanie więcej, tak czasami można nabrać się, że oglądamy naprawdę porządny horror zrealizowany całkowicie na serio.

Jednak ja w Małpie widzę pewną warstwę, która ukryta jest pod zdartym od pałeczek materiałem okalających bębenki tytułowej zabawki. Dla mnie film w pewien sposób oddaje stan współczesnego społeczeństwa amerykańskiego, które pogrążone w szaleństwie, zrezygnowaniu i strachu zaczyna toczyć choroba znieczulicy. Wiecie, z jednej strony można wywłaszczać piękne przemowy pogrzebowe, zalewać się łzami, ale nic też nie stoi na przeszkodzie, by z uśmiechem tańczyć nad świeżym jeszcze grobem.

No mnie nowy Perkins kupił z całym dobrodziejstwem pluszowego inwentarza, bo po prostu potrafił rozbawić mnie do łez swoim filmem. I jak wspomniałem, mega cieszy mnie fakt, że jako twórca (już oddajmy mu to miano) nie spoczął na laurach bezpiecznej strefy komfortu i nie rzuca w nas kolejnymi, konformistycznymi produktami. Bawiłem się jak to przysłowiowe prosię, bo to właśnie tytuł, który nadaje się do tego idealnie. Jak ja czekam na kolejny projekt spod jego ręki, niech będzie kolejnym odejściem od narzuconych sobie wcześniej schematów!

Oryginalny tytuł: The Monkey

Produkcja: USA/2024

Dystrybucja w Polsce: kinoswiat.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *