Ulisses być może jest po prostu kolejnym, z pozoru niewyróżniającym się przedstawicielem nurtu peplum, włoskiego kina miecza i sandałów. Byłby, gdyby nie pewien bardzo intrygujący mnie osobiście fakt, maczał w nim palce sam maestro Mario Bava! Obecność ojca gatunku giallo i prawdziwy mistrz ekranowej grozy co prawda nie jest potwierdzona na piśmie, jednak w kilku momentach czuć ją aż nadto. Poza tym należy pamiętać, że ówczesny włoski przemysł filmowy przypominał taką komunę artystyczną, gdzie różni twórcy odwiedzali się w pracy, czasami kręcąc całe fragmenty filmów „po koleżeńsku”, bez odznaczania się w napisach końcowych.
Zasiadający na reżyserskim stołku Mario Camerini wziął sobie za temat przewodni Odyseję Homera, czyli kanon absolutny. Jak wiemy z lekcji języka polskiego w podstawówce, opowiada ona historię króla Odyseusza, jednego z bohaterów wojny o Troję, i jego dziesięcioletniej podróży do domu, podczas której przeżywa wiele magicznych przygód, spotykając kilka mitologicznych postaci. A, żeby nie było, Ulisses to imię, które zostało nadane Odyseuszowi, gdy Rzymianie przywłaszczyli sobie greckie mity.
Królowa Penelope (przepiękna Silvana Mangano) jest pod presją, ponieważ zmuszona jest poślubić jednego z wielu ubiegających się o jej względy zalotników. Co gorsza, wszyscy oni zamieszkali w jej pałacu. Minęło wiele lat, odkąd jej mąż, Ulysses (Kirk Douglas), wypłynął, aby walczyć o Troję. Jego nieobecność przeciąga się, a napalanie wśród potencjalnych partnerów rośnie…
Tymczasem będący ocalały z katastrofy statku Ulysses budzi się na brzegach wyspy Scheria. Straciwszy pamięć, nie mając pojęcia, kim jest ani jak się tutaj dostał, zostaje przyjęty przez lokalnego króla. Jak to jednak natura ma w zwyczaju, niemający pojęcia o czekającej żonie bohater zakochuje się w księżniczce Nauzyce. Później jest tylko lepiej, a na ekranie pojawiają się mityczne cyklopy i antyczne wiedźmy.
Zobacz cały film poniżej:
Nie jestem ekspertem od kina peplum, ale spotkałem się z opiniami, że Ulisses reprezentuje raczej tę średnią półkę nurtu. Czy tak jest? Nie wiem. Jestem natomiast pewny tego, że mi się film podobał i niósł ze sobą taką energię nieskrępowanej przygody, kina, które dobrze znamy z rodzinnych obiadów w niedzielne popołudnie. Wykiwanie cyklopa i śpiewu syren czy ucieczka przed czarownicą ekscytują, mimo faktu, że na dzisiejsze standardy raczej nie mają wiele wspólnego z terminem epickość. Ale to znak czasów, który musimy zaakceptować, siadając do tego typu kina.
Pogadajmy jednak o tym, dlaczego po Ulissesa w ogóle sięgnąłem. Obecność Mario Bavy nie jest zaznaczona w żadnych napisach ani końcowych, ani początkowych, jednak jego ręka, a raczej poczucie estetyki, widać gołym okiem. W pewnym momencie, gdy nasz bohater trafia na wyspę nimfy Kirke, ekran rozświetla ferie barw, które są zamierzonym efektem uwielbianego przez Bavę wykorzystania żelowych filtrów na lampy. W zasadzie ten konkretny kawałek wygląda jak w pełni autorskie dzieło Mario Bavy! Nie zrozumcie mnie jednak źle, cały film jest kolorowy i naprawdę nieźle nakręcony, a zabawa perspektywą w ukazywaniu interakcji z olbrzymim cyklopem jest na swój sposób bardzo urocza.
Kirk Douglas ujawnił się jako aktor w latach 40. po tym, jak służył podczas II Wojny Światowej. Szybko stał się gwiazdą i przed Ulissesem zdobył dwie nominacje do Oscara. Jako mityczny heros bawi się jego archetypiczną energią i nadaje tej postaci więcej charakteru, niż w zasadzie tego wymagała. W roli żony Ulissesa i czarodziejki Kirke występuje Silvana Mangano. Aktorka jest iście piękna i zmysłowa, ale w obu rolach prezentuje się jako królowa lodu. Jej oczy wydają się niespokojne i nigdy się nie uśmiecha. Pasuje to do roli Kirke, ale sprawia, że Penelope wydaje się nieco sztywną kukłą.
Myślę, że Ulissesa polecić mogę tylko ludziom, którzy albo naprawdę chcą zgłębić filmografię Mario Bavy, albo kręci ich archaiczne już dzisiaj dla współczesnego widza kino peplum. Cała reszta zna tę historię bardzo dobrze ze wczesnych etapów swojej edukacji i może potraktować film jako przyjemną, acz mało odkrywczą powtórkę na kartkówkę. Dobra, nie pamiętam tylko, czy Odyseusz po powrocie do domu wymordował brutalnie wszystkich zalotników… Ale od czego są filmy.
Oryginalny tytuł: Ulisse
Produkcja: Włochy/USA, 1954
Dystrybucja w Polsce: BRAK

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.