The Dead Thing (2024)

Jako osoba samotna, bez perspektyw na udany związek, mam jakieś doświadczenie z aplikacjami randkowymi. Chodzi mi głównie o popularnego Tindera, na którym pojawiałem się od czasu do czasu po przerwach spowodowanych moją frustracją. Ale nie będę się tutaj ani żalił, ani wymądrzał, bo nie wyszedłem raczej poza poziom pisania, a spotkania na żywo z moją szkaradną gębą i zjebaną osobowością raczej nie miały sensu. Wiem natomiast, że takie swobodne randkowanie z przypadkowymi typami może skończyć się dla kobiet tragicznie.

Nic więc dziwnego, że współczesny horror, mocno opierający się na ciągle zmieniającej się dynamice społecznej, pochylił się również i nad tym problemem. Co ciekawe jednak, tematyki osób kobiecych szukających szczęścia na aplikacjach randkowych podjął się mężczyzna, Elric Kane. Wraz ze scenarzystą, również facetem, Webbem Wilcoxenem, obaj panowie mieli ambitny plan naświetlenia współczesnego trendu i płynących z niego zagrożeń opierając się na estetyce ustanowionej przez Mario Bavę czy jego popularniejszego następcę, Dario Aregento. Czy się udało?

Noc po nocy Alex (Blu Hunt) dryfuje po meandrach ulotnych randek internetowych. Każde kolejne spotkanie jest tak szybkie i puste jak poprzednie. Te efemeryczne chwile kontaktu są jedynymi iskrami w pogrążającej rutynie, pracy we współczesnej, mocno zhierarchizowanej i trącącej patriarchatem korporacji. Czas po pracy, prócz wspomnianych randek, spędza na śnieniu psychodelicznych obrazów i terapiach. W zasadzie w skrócie opisałem życie wielu osób ze zblazowanego pokolenia milenialsów, do którego sam należę.

Wszystko zmienia się jednak gdy na scenę wchodzi tajemniczy, ale ponętny Kyle (Ben Smith-Petersen). Dla Alex jest on jak iskra, która przecina monotonię i rozpala ukryte w niej głęboko pragnienia, o których na przestrzeni czasu wydawać by się mogło zapomniała. Niemal instynktownie zostają oboje uwikłani w sieć surowych emocji, obnażając swoje dusze. O co w tym wszystkim chodzi? Tutaj nie będę spoilerował, powiem tylko, żebyście mieli na uwadze, że to w końcu gatunkowo czysty horror…

Od razu powiem, że The Dead Thing jest filmem olśniewającym pod względem plastyki. Elric Kane uchwycił tę wizualną poetykę wspomnianych Argento i Bavy za pomocą ostrej i bogatej palety kolorów oraz głębokich cieni. Całemu poczuciu obcowania z czymś pięknym pomaga fakt, że historia opowiedziana w filmie rozgrywa się głównie nocą, w oświetlonych drobnymi lampkami knajpach i kipiących od neonów ulicach. Pojawienie się charakterystycznej dla tamtych twórców ekranowej przemocy co prawda wymaga czasu, ale kiedy w końcu wybucha, jest równie wstrząsająca, co dezorientująca. A ten kontrast krwi ze sztuką wizualną zawsze był czymś, co mnie kręciło.

Jednak dla przeciętego widza horror starający się o jakiś głębszy komentarz społeczny i mocno skręcający w stronę eksploatacyjnej przemocy The Dead Thing może okazać się dziełem niezbyt przekonującym, w końcu zrodził się ze sceny indie i dla niej wydaje się przeznaczony. Choć Elric Kane epatuje buńczuczną bezczelnością, której zbyt często brakuje na niezależnej scenie horroru, łączenie ze sobą taniego eskapizmu z czymś aspirującym do miana sztuki zawsze jest usypianiem sobie górki. Seks i krew są mile widzianymi elementami w kinie grozy, zwłaszcza jeśli twórcy używają ich w służbie większej, bardziej zaangażowanej tematyki. I The Dead Thing tego wszystkie w zupełności wystarczającą ilość.

To, co wyróżnia film Kane’a na tle innych filmów z worka tak zwanych „niezależnych” jest naprawdę solidna obsada aktorska. Blu Hunt idealnie wręcz odgrywa zblazowaną Alex, dystansującą się od otaczającego ją świata. Kiedy zakochuje się w Kyle’u, następuje wyraźna zmiana w postawie dziewczyny. Jej warsztat aktorski pozwala nam stwierdzić, że bohaterka cierpi na depresję, bez konieczności wyraźnego wskazania nam na to palcem. Szukanie miłości zatem jest dla niej ekwiwalentem szczęścia. Ben Smith-Petersen jest świetny w ukazywaniu dwóch bardzo różnych stron jego postaci. Na początku jest uroczy i opiekuńczy, ale w końcu pokazuje ciemniejszą, wręcz obsesyjną stronę swojej osobowości. Oboje mają prawdziwie elektryczną chemię, łatwo wymieniając namiętności między swoimi bohaterami.

Jestem przekonany, że dla wielu współczesnych hipsterów The Dead Thing będzie ukrytą w odmętach serwisu Shudder perłą. Nawet ja, osoba tak oporna, jeśli chodzi o docenienie estetyki czy wyłapanie pewnych niuansów zachwyciła się dziełem Kane’a. Do wspomnianych włoskich mistrzów grozy dorzuciłbym jeszcze Nicolasa Winding Refna jako plastyczny i narracyjny kierunkowskaz dla omawianego tutaj filmu. Więc jeśli to nie brzmi dla Was jak rekomendacja, to nawet nie sięgajcie po film. Być może będzie w tej większości, która uzna go za nudne, niezrozumiałe badziewie, jakich współczesny horror oferuje wiele.

Oryginalny tytuł: The Dead Thing

Produkcja: USA, 2024

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *