Po rozczarowaniu, jakim okazał się serial Akolita (2024-), dostałem jakiegoś rodzaju wstrętu do marki Star Wars. Wciąż kochałem to uniwersum, ale zrozumiałem, że drenująca go polityka Disneya, nastawiona na zalew marnej jakości półproduktów, zwyczajnie nie jest dla mnie. Dlatego też premiera Załogi rozbitków, kolejnej, aktorskiej serii z uniwersum obeszła mnie totalnie bokiem. Zwłaszcza że był to serial kierowany otwarcie do najmłodszego widza.
A jednak Załoga rozbitków okazała się dokładnie tym, czego widocznie moje serce fana Gwiezdnych wojen potrzebowało. Ba! Nawet po obejrzeniu ostatniego odcinkiem spojrzałem na moją kurzącą się nieco biblioteczkę dedykowaną literaturze gwiezdno wojennej i sięgnąłem po jakąś losową książkę. To są właśnie te chwile, w których mija mi zupełnie żal do Disneya i dziękuję mu szczerze, że potrafi oddać markę w dłonie naprawdę sprawnych rzemieślników.
Jeśli ktoś nie wiem, serial ten to takie Goonies (1985) lub Stranger Things (2016-), tylko że w świecie wykreowanym przez George’a Lucasa. Mamy więc czwórkę dzieciaków – Fern, KB, Wim i Neel – które na swojej rodzimej, odciętej od reszty galaktyki planecie At Attin odnajdują stary, ale działający statek kosmiczny. Wiadomo, by serial mógł iść przed siebie, nasi mali bohaterowie wbrew swoim rodzicom i zarządowi planety znikają w nadprzestrzeni.
Jak się okazuje, statek należał przed laty do pewnego legendarnego pirata. Przez serię mniej lub bardziej śmiesznych zbiegów okoliczności, nasi bohaterowie trafią do swoistej zatoki piratów, gdzie poznają tajemniczego użytkownika Mocy o imieniu Jod (Jude Law). Jak się okazuje, będące mennicą Republiki planeta At Attin, jest nie tylko legendą wśród piratów, ale także łakomym kąskiem, gdy dzieciaki okazują się jedynym kluczem do skarbca. Komu ufać? Kto jest kim? Jaka historia stoi za Jodem? Odpowiedzi na te pytania oczywiście znajdziecie w serialu.
Jeśli chodzi o znaczenie Załogi rozbitków dla całego uniwersum Star Wars, to jest ono znikome. Nie znajdziemy tutaj znajomych twarzy, a wspomnienia ważnych wydarzeń przefiltrowane zostają przez dziecięcą wyobraźnię. I bardzo dobrze! Bo przecież Odległa Galaktyka jest na tyle duża, że nie trzeba na każdym kroku odbijać się od tych samych osób. To po prostu konkretna grupa dzieciaków i ich mała w skali wszechświata przygoda, którą jednak ogląda się z niekrytą przyjemnością.
Duża w tym zasługa faktu, że serial wraca do założeń z pierwszych filmów Lucasa, będących w zasadzie patchworkiem kulturowych tropów złożonych w atrakcyjny dla młodszego widza moralitet. Dlatego też dużo tutaj łatwej do przyswojenia uniwersalnej nauki o nas samych, o środowisku, o zaufaniu, która ma stanowić niejako materiał do socjalizacji najmłodszych widzów. Tylko że wszystko jest tutaj podane w głębokim duchu Star Wars, że nawet taki stary koń, jak ja, potrafił rozczulić się, widząc, że przyjaźń zwycięża wszystko. Tak, jak wciąż łzy lecą mi na zakończeniu Powrotu Jedi (1983).
No i podoba mi się mega estetyczna oprawa serialu. Ta jest bardziej w duchu starej trylogii, więc dużo tutaj fantazyjnych kosmitów (Wilkołak z Nowej nadziei (1977), wykonanej w tradycyjny sposób scenografii, posmaku „wysłużonego uniwersum” i majestatycznych widoków. Widać, że niektóre odcinki zwyczajnie wybijają się plastycznie ponad resztę, zwłaszcza widać po drugim epizodzie, za którymi sterami siedział ceniony przeze mnie David Lowery – twórca pięknych A Ghost Story (2017) i Zielonego Rycerza. Green Knight (2021).
Jak widać, dla mnie taka mieszanka jest wystarczającą, by na nowo rozpalić w sercu miłość do fikcyjnego uniwersum. Załoga rozbitków może okazać się dla wielu zbyt prosta, zbyt infantylna czy naiwna, ale kurde, przecież takie były właśnie założenia od samego twórcy tego wszystkiego. Ja też cenię sobie dojrzalsze podejście do tematu w stylu takiego Andora (2022-), ale od czasu do czasu po prostu muszę chwycić kij od miotły, czyniąc z niego w wyobraźni miecz świetlny i ruszyć na niezobowiązującą przygodę gdzieś w kosmos. Dziecko w sobie trzeba pielęgnować, a to jest naprawdę wartościowy ku temu produkt.
Oryginalny tytuł: Skeleton Crew
Produkcja: USA, 2024
Dystrybucja w Polsce: disneyplus.com

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.