Krwawy okręt (2015)

To, że Coś z 2011 roku, będące prequelem genialnego filmu Carpentera, było co najwyżej „takie sobie” wie chyba każdy. Większość też świadoma jest tego, że wynika to głównie z konfliktu między ludźmi od efektów specjalnych a produkcją filmu. Jakoś deformacje, replikacje, degradacje ludzkiego ciała o wiele lepiej działają na ekranie, gdy mamy świadomość, że były również obecne w sposób namacalny na filmowym planie. Komputer nie odda nam tej faktury, wagi czy momentu kontaktu z żywym aktorem. No nie ma opcji.

Opisywany tutaj Krwawy okręt z 2015 roku był debiutem reżyserskim Aleca Gillisa, gościa znanego lepiej jako speca od makijażu i efektów specjalnych dla kina. Rozpoczął karierę pod okiem legendy, Stana Winstona, a w swoim CV ma pracę przy tak klasycznych dziełach, jak Terminator (1984), Obcy – decydujące starcie (1986) i Predator (1987). Później utworzył własne studio Amalgamated Dynamics z partnerem Tomem Woodruffem Jr. Pod sztandarem Amalgamated Dynamics, Gillis i Woodruff pracowali nad filmami takimi jak Wstrząsy (1990), Ze śmiercią jej do twarzy (1992), Mortal Kombat (1995) czy przy kolejnych filmach z serii Obcy czy X-Men.

Obaj panowie zostali zatrudnieni do wykonania pracy przy efektach we wspomnianym remaku Coś z 2011, ale byli podirytowani decyzją producentów o zastąpieniu większości ich starań CGI. W rezultacie Gillis odszedł i postanowił nakręcić swój własny hołd dla Johna Carpentera, zbierając fundusze poprzez kampanię na Kickstarterze. Determinacja była oczywiście jedna, wytworzyć wszystkie potworne efekty środkami tradycyjnymi.

Wraz ze swoim profesorem i koleżanką z klasy, absolwentka Sadie rezerwuje podróż na pokładzie statku do połowu krabów dowodzonego przez jej dziadka Graffa. Celem jest zbadanie arktycznych wielorybów. Zamiast ogromnych ssaków odkrywają dawno zaginiony lądownik księżycowy, który rozbił się w 1982 roku z obcym organizmem na pokładzie. Gdy ten zostaje przypadkowo uwolniony, naukowcy i rybacy na pokładzie łodzi zmuszeni zostają do walki z czującym pasożytem zdolnym do przekształcenia zarażonych w przerażające monstra.

Gillis, działając przy skromnym budżecie, wyprodukował film, który lepiej oddaje istotę The Thing Carpentera niż jakikolwiek inny dotychczasowy ku temu pretendent. Oczywiście, można powiedzieć, że film zbyt dużo czerpie z Wirusa (1999), innego filmu o inwazji kosmitów osadzony na pokładzie statku rybackiego, który również swoje zagrożenie zamroził w szczątkach radzieckiego programu kosmicznego. Fabuła Krwawego okrętu ślepo podąża za standardową formułą filmu o potworach, w której Gillis trzyma akcję w jednym miejscu, a obsada stopniowo topnieje pod kłem kosmicznego pasożyta.

Niech to nie będzie jednak zarzut, bo film jest dokładnie tym, czy chciał być od początku. Nie ma też na celu protekcjonalnego traktowania tych, którzy mają inne zdanie co do wyższości efektów praktycznych nad tymi komputerowymi. To po prostu taki trochę pokaz „ej, my jednak umiemy!„, pod który dołożono prostą fabułkę i kilka dość schematycznych postaci. Ale jak już wspomniałem, wszystko jest tutaj takie… hm… sprawiedliwe? Sprawiedliwe wobec widza, wobec ekipy twórczej i pewnie byłych współpracowników.

Jak na niskobudżetowy bądź co bądź film jednak zaskoczony jestem aktorstwem. Na plus! Wszyscy wykonali naprawdę dobrą robotę ze swoim warsztatem. Specjalne brawa dla Lance Henriksen, który był świetny jako zgorzkniały, doświadczony kapitan. Wiarygodne bez zbędnego zagalopowania się. Milla Bjorn jako tajemnicza Rosjanka, bardzo dobrze łączy w sobie kobiecą niewinność z KGB-owską pewnością siebie. Ostatnim, ale nie mniej ważnym, był występ Winstona Jamesa Francisa jako Big G. Gość okazał się onieśmielający, pokazując swoje łagodniejsze oblicze.

Krwawy okręt jest naprawdę wartościową trampoliną dla Gillisa i Woodruffa, aby zmoczyć swoje stopy w lodowatej wodzie społeczności niezależnego horroru. Film jest solidnie nakręcony i dobrze wystylizowany, a efekty specjalne wychodzą obronną ręką. Mimo poczucia ich prawdziwości są tak dynamiczne, jak od nich oczekiwano. Tylko ten płytki jak brodzik scenariusz może być przeszkodą, której żaden efekt specjalny, praktyczny lub cyfrowy, nie może przeskoczy bez wcześniejszego wyłożenia się prosto na twarz. Ale to już musicie sami stwierdzić, co w tego typu filmach jest dla Was ważne, historia czy widowisko.

Oryginalny tytuł: Harbinger Down

Produkcja: USA, 2015

Dystrybucja w Polsce: megogo.net

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *