Mogę streścić niniejszą recenzję do słów, że Andor to najlepsze, co dał nam Disney, jeśli chodzi o markę Star Wars. Koniec kropka. Mówię to ja i mówi to większość widzów, którzy mieli zaszczyt z dziełem Tony’ego Gilroy’a obcować. W czasach żerowania na naszej nostalgii seriale takie jak ten stanowią spory powiew świeżości, oferując uniwersalną przypowieść o miłości, nadziei i walce z przeciwnościami losu, oderwaną od wielkich bohaterów Odległej Galaktyki.
Na przestrzeni tych dwóch sezonów nie tylko obserwujemy trudy życia Cassiana Andora (Diego Luna), ale także wielu innych postaci, które zostały wprowadzone specjalnie na potrzeby tego serialu. Znając film Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie (2016) i tak nie wiemy zatem, jaki będzie los większości z nich. I to stanowi ogromną siłę serialu, bo tworzy on swój własny, mały wszechświat (heh), w pełni autonomiczny względem całej marki.
Jest bezwzględny szpieg Luthen Rael (Stellan Skarsgård) i jego tajemnicza asystentka Kleya (Elizabeth Dulau). Andor spotyka na swojej innych szpiegów na usługach Rebelii, takich jak Vel (Faye Marsay) i Cinta (Varada Sethu). Ma też bliskich przyjaciół jak Bix (Adria Arjona) i Brasso (Joplin Sibtain). Po drugiej stronie rewolucyjnego podziału serial prezentuje nam wspaniałych, całkiem nowych złoczyńców. Dedra Meero (Denise Gough) jest prawdopodobnie najbardziej złożoną i fascynującą postacią kobiecą, jaką kiedykolwiek napisano na potrzeby Gwiezdnych Wojen. Syril (Kyle Soller) jest kolejnym nowicjuszem, imperialnym agentem, którego ambicje przewyższają jego możliwości.
Bardzo podoba mi się to założenie skrupulatnie prowadzone od samego początku przez Disney, że Imperium rządzi się prawami typowej korporacji, w której kapitał polityczny zależny jest od machiny terroru i pozyskanych surowców. A jak dobrze wiemy z historii i niestety naszej dzisiejszej rzeczywistości, faszyzm idzie pod rękę z kapitalizmem, finalnie doprowadzając do implozji i pożarcie własnych dzieci. Wątek ten stanowi spory kawałek drugiego sezonu Andora, pokazując, że ambicja zawsze kroczy przed upadkiem i choć możemy stawać na rzęsach, w kapitalizmie wszystko i wszystkich można zastąpić.
Jedynym zarzutem wobec serialu z mojej strony będzie to, że chciałbym, aby trwał on dłużej i miał więcej czasu, aby pozwolić na oddech po niektórych naprawdę ciężkich momentach. A tych jest tutaj naprawdę sporo i nie raz z oczu lały mi się rzewne łzy! Oczywiście, to wciąż serial popularnej marki, więc musi mieć swoje tempo, ale mam wrażenie, że w tych czterech trzyodcinkowych rzutach oddzielonych od siebie dość sporym kawałkiem czasu, tracimy nieco historii, zwłaszcza tych osobistych. Dużo zatem dowiadujemy się z ekspozycji, dialogów streszczających nam to, co działo się poza ekranem. Rozumiem jednak, że pokazanie nam tych wszystkich rzeczy sprawiłoby, że Andor miast 12 miałby z 30 odcinków.
Mam też wrażenie, że sezon ten jest bardziej aktualny i oddający ducha naszych czasów, niż twórca serialu Tony Gilroy i inni scenarzyści prawdopodobnie zamierzali. Kiedy był kręcony, niewielu mogło przewidzieć, że Stany Zjednoczone będą w miejscu, w którym są dzisiaj. A jest to miejsce blisko granicy totalitarnej, odczłowieczonej i wolnorynkowej fantazji o faszyzmie. Ale pomimo okropności, które widzimy w mediach, Andor przypomina, że nadzieja nie jest głupia ani trywialna, to siła, która utrzymuje nas bez względu na to, co dzieje się wokoło. Imperium nie stoi tak daleko od administracji Trumpa, ale miejmy nadzieję, że i ona skończy w gruzach wewnętrznych intryg.
Wspomniana struktura narracyjna wybrzmiewa najlepiej w takich momentach, jak masakra na planecie Ghorman. Te tragiczne wydarzenia były wielokrotnie wspominane na przestrzeni różnych mediów ze świata Gwiezdnych Wojen, szczególnie jako katalizator dla Mon Mothmy, która publicznie rzuca rękawice Imperatorowi Palpatine. Było więc nieuniknione, że Tony Gilroy w jakiś sposób będzie zmuszony nam przedstawić te wydarzenia w swoim serialu. Ale sposób, w jaki Gilroy ukazuje Ghorman przed, w trakcie i po masakrze, nie ma sobie równych i jest najmocniejszą rzeczą, jakie marka ta dała nam kiedykolwiek!
Andor może oczywiście być i rozczarowaniem, bo z takimi głosami też się spotkałem. To serial będący w opozycji do współczesnego prezentowania nam tego medium, skupiony na postaciach i starający się dać im tyle czasu, ile potrzebują. Nic więc dziwnego, że dla kogoś bardziej energicznego może się okazać zwyczajnie nudny. Nigdy nie sądziłem, że najbardziej dosadna, zniuansowana i przerażająca wiwisekcja współczesnej rzeczywistości nawiedzi nas z Odległej Galaktyki. Smutno jednak, że pewnie nie dostaniemy już nic tak dobrego ze świata Gwiezdnych Wojen, jak obydwa sezony Andora. Choć nadzieja umiera ostatnia…
Oryginalny tytuł: Andor
Produkcja: USA, 2025
Dystrybucja w Polsce: disneyplus.com

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.