Nie byłem fanem już pierwszego sezonu serialowej adaptacji The Last of Us od HBO. Gdy wszyscy przekrzywiali się swoimi zachwytami, ja miałem poczucie obejrzenia uboższej, bardzo po łepkach skondensowanej wersji wybitnej gry. Drugi sezon jednak leżał w obrębie moich zainteresowań, ponieważ również druga gra jest dla mnie o wiele lepsza, bardziej zniuansowana i głębsza niż część pierwsza. Niestety, w świecie seriali popularnym jest fakt, że mając wybitne źródło, można spuścić ściek.
Drugi sezon serialu w ostatecznym rozrachunku wypada jeszcze słabej niż pierwszy. To przede wszystkim pokaz nieumiejętności związanych z pisaniem postaci, których po prostu autorzy skryptu nie rozumieją. A przecież mieli się czym inspirować! Nic więc dziwnego, że najlepiej w serialu wypadają sceny, które są jeden do jeden przekopiowane z gry. Ale po co wtedy oglądać serial, skoro widzieliśmy to już w domyślnym dla tej historii medium.
Serial jest przypowieścią o upadku więzi społecznych, które w pierwszym sezonie spajały się ostrożnie na gruzach postpandemicznych Stanów Zjednoczonych. W jej centrum znajdowała się czuła relacja między Joelem (Pedro Pascal), bezwzględnym przemytnikiem, który stracił córkę, a Ellie (Bella Ramsey), odpornej na zombifikującego grzyba 14-latką, która została przejęta przez prodemokratyczną frakcję zwaną Świetlikami. Gdy w ostatnim akcie Joel zdał sobie sprawę, że naukowcy będą musieli zabić Ellie, aby przeprowadzić swoje badania, uratował ją, nie tylko mordując kilku bojowników, ale i lekarzy.
Sezon numer dwa stanowi naturalne rozwinięcie tej historii, która uderza w bohaterów ponownie konsekwencjami ich wyborów. Teraz nasi bohaterowie żyją sobie w miarę spokojnie w Jackson. Tymczasem wśród generowanych komputerowo żyraf w Salt Lake City, młoda kobieta o imieniu Abby – nowa postać grana przez Kaitlyn Dever – przyrzeka pomścić zamordowane Świetliki, w tym swojego ojca, lekarza szukającego szczepionki dla całej ludzkości.
Coś, co zaczyna się jak klasyczna opowieść z Pogranicza, w stylu najlepszych westernów w historii, z czasem przeradza się w prawdziwe Jądro ciemności, pełną nihilizmu przypowieść o mrokach ludzkiej duszy, której owocem jest istny holocaust dokonany na określonej grupie ludzi. Tak przynajmniej było w grze, bo serial sprowadza te wszystkie niuanse do roli bycia widocznymi dla każdego sloganami, hasłami. Scenarzyści traktują nas, widzów, jako idiotów, którym trzeba tłumaczyć wszystko i wszędzie językiem uniwersalnym. Nie ma tu miejsca na jakąś refleksję, konfrontacje z własnym doświadczeniem. Ma być łatwo, szybko i w miarę bezboleśnie.
Bezboleśnie to w sumie dobre słowo, bo serial widocznie stara się złagodzić zarówno brutalność świata przedstawionego, jak i jego bohaterów z Ellie na czele. Gra z każdym momentem popadała coraz mocniej w bagno mniej lub bardziej bezsensownej przemocy, nakręcając spiralę wzajemnej nienawiści. Serial czyni z naszej bohaterki raczej zidiociałe dziecko na wycieczce z dziewczyną, nie zaś kogoś, kto przyjechał do miasta zrobić krzywdę. Ale o tym mówią wszyscy, więc nie zostaje mi nic innego, jak tylko się podpisać pod tym obiema dłońmi.
No i mam problem z samym grzybem, a raczej pomysłem na niego, jaki mają twórcy serialu. W grze był on po prostu niepowstrzymaną siłą natury, nie kalkującą, nie planującą, po prostu nastawioną na ekspansję poprzez rozsiewanie zarodników. W serialu cały pierwszy sezon grzyb sprzedawany był nam jako inteligentne, połączone grzybnią stworzenie, które ma własną jaźń, potrafi planować i reaguje na bodźce. Zarażenie polegało na transporcie bardzo rozrosłej grzybni na kolejnego nosiciela, ustnie. Teraz nagle okazuje się, że grzyb jednak potrafi wystrzelić w niebo zarodniki, co totalnie zmienia jego pozycję na mapie świata. A jak było naprawdę? Wydaje mi się, że motyw ten pojawił się tylko po to, by można było skopiować jeden do jeden kolejną sceną z gry.
Ostatecznie nie mogę powiedzieć, że drugi sezon The Last of Us jest dziełem udany pod innym względem, niż te techniczne sprawy jak scenografia czy charakteryzacja zakażonych zombicznym grzybem. To rozrywka pozbawiona głębi, pusty dzban, który wypełniony został marnej jakości aktorstwem, kuriozalnymi dialogami, głupimi posunięciami scenariuszowymi czy ciągłym poczuciem pośpieszania akcji. Czekam na trzeci sezon, bo zapowiada się, że dostaniemy w końcu więcej uroczej Kaitlyn Dever. Tylko dla niej czekałem tydzień w tydzień na kolejny odcinek.
Oryginalny tytuł: The Last of Us
Produkcja: USA/Kanada, 2025
Dystrybucja w Polsce: max.com

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.