Ulica Strachu: Królowa balu (2025)

Nie trzeba być certyfikowanym filmoznawcą, by wiedzieć, że slasher to najbardziej prymitywny nurt kina. To wręcz apoteoza pozbawionej głębi, opartej o najprostsze stereotypy papki, która ma na celu chyba otępiać zmysły fanów horroru, których potem będzie można zadowolić półproduktem wygenerowanym dzięki sztucznej inteligencji.

Znacie mnie jednak, wiece dobrze, że reprezentuję ten nurt myślowy, który przekłada techniczną stronę kina ponad humanistyczną i nie sądzę wcale, że dawanie twórcom całkowicie wolnej ręki jest dla całego przemysłu czymś dobrym. W większości przypadków to tak zwane „kino autorskie” okazywało się jedynie pompką służącą do podbicia własnego ego przez „artystę” i nakarmienia podążających za nim widzów-akolitów.

Netflix potrafi jednak cuda, skoro nawet ktoś taki, jak ja, czyli zagorzały przeciwnik pełnej wolności twórczej w kinie, klnie się na Boga, że film jednak wymaga minimalnej przestrzeni dla osoby, która ma na niego konkretną wizję. Tymczasem najnowsza odsłona serii kierowanych do najmłodszego odbiorcy horrorów Ulica Strachu wygląda jak coś, w czym na każdym etapie produkcji swe wirtualne palce maczało AI.

Fabuła? Slasher jej nie potrzebuje, bo kto zwraca na nią uwagę? Więc „twórcy” owego dzieła wzięli sobie tę popularną myśl tak bardzo do siebie, że uczynili Królową balu filmem wręcz antyfabularnym, nakręconym na bazie scen wyplutych z generatora slasherów i mocno pretekstowych w ujęciu całościowym. Niby jest tutaj jakaś trauma sprzed lat, nakreślony grubą kreską konflikt klasowy będący w duchu rozważań Marksa czy queerowy wątek o odkrywaniu własnej tożsamości. Tyle tylko, że wszystko to jedynie sklecona z regipsu fasada.

Wiadomo, kapitalizm działa tak, że próbuje napchać nasze brzuchy tym, co nam już smakuje, ale nie mamy pojęcia, że zmieścimy w sobie tego jeszcze więcej. Najwyraźniej specom od Excela z siedziby Netflixa wyszło ładnie w tabelce, że współczesny widz potrzebuje mocno retroaktywnego, niezbyt wymagającego intelektualnie i kipiącego od znanej wszystkim ikonografii. Dlatego lata 80. w filmie Ulica Strachu wyglądają bardziej jak parodia tamtego okresu, wyolbrzymiona i zdecydowanie idealizowana. Tylko że w swym sztucznym przepychu tak fałszywa, że zagra jedynie na strunie tego już najmniej wymagającego widza.

Fajnie jest posłuchać Billego Idola, Roxette czy Duran Duran. Problem polega na tym, że to nic innego, jak tylko puszczanie odpowiedniej playlisty na Spotify, która ma połechtać poczucie nostalgii takich starych dziadów jak ja, którzy być może pamiętają jeszcze te konkretne utwory z bujania się po Vice City. Co takie znajdzie w tym dzieciak, do którego film ten jest przecież kierowany? No właśnie nic. To tytuł za dziecinny dla boomerów, zbyt boomerski dla dzisiejszych dzieciaków.

No dobrze, wymierzone tutaj przeze mnie ciosy można zadać przecież wszystkim filmom nurtu slasher, więc nic nowego nie napisałem. To jak broni się chociaż to, po co wielu widzów sięga, oglądając Podpalenie (1981), Piątek trzynastego (1980) czy inną tam Teksańską masakrę piłą mechaniczną (1974), czyli sceny śmierci? Są, jak reszta tego filmu, jałowe. Nie mamy tutaj do czynienia z jakimiś bardziej wymyślnymi patentami na pozbycie się ekranowych postaci, choć i tak twórcy postawili głównie na efekty komputerowe. Ja rozumiem, to horror młodzieżowy, więc wszystko musi być ubrane w ramy jakiejś konwencji. Tylko kurde, lejąca się krew ewidentnie wygenerowana w komputerze obdziera film z jakiejkolwiek tekstury, czyniąc go płaskim jak kartka papieru.

Ulica Strachu: Królowa balu to półprodukt i jeśli byłby to tylko jednorazowy wybryk, zapomniałbym o nim zaraz po obejrzeniu. Problem tkwi jednak w tym, że jest to jaskółka zwiastująca pewne zmiany, a raczej czarny łabędź. Najlepiej widać je po kinie grozy właśnie, które wydaje się skrupulatnie obniżać intelektualną poprzeczkę swojej widowni, z długotrwałym planem wyhodowania sobie w pełni poddanego, otępiałego widza. A potem dziwicie się, że tak często hejtuję współczesne kino grozy?

Oryginalny tytuł: Fear Street: Prom Queen

Produkcja: USA, 2025

Dystrybucja w Polsce: netflix.com

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *