Z dziećmi nie ma łatwo. Stanowią duże obciążenie i nie można sobie swobodnie grać w gry komputerowe. Stare porzekadło mówi „małe dziecko, mały problem, duże dziecko, duży problem”. I tak zaiste jest. Duże dzieci mają większe ubrania i większe wymagania. Co gorsza, potrafią mówić i mają nieraz własne zdanie, z którym bądź co bądź trzeba się liczyć.
Przekonał się o tym dobitnie bohater niemiecko-kanadyjskiej produkcji Julie Darling z 1982 roku. Film, ów znany jest także pod tytułem Daughter of death zalicza się do dzieł spod znaku dziwnych relacji na linii rodzic-dziecko. W tym przypadku mamy do czynienia z opcją ojciec i jego fanatycznie na nim zafiksowana córka.
Julie mieszka wraz z ojcem oraz matką w domu jednorodzinnym. Córka nie dogaduje się z rodzicielką, lecz ma świetne relacje z tatą, który na wszystko jej pozwala. Nawet na trzymanie sporych rozmiarów węża, który jest często zarzewiem sporów Julie z matką. Pewnego dnia domostwo odwiedza dostawca zakupów, który w niewybredny sposób zaczyna zalecać się do matki.
Wywiązuje się szamotanina, w której efekcie kobieta ginie. Świadkiem wszystkiego jest Julie, która jednak nie przyznaje się do niczego, jako że potajemnie marzyła o śmierci matki. Po jej usunięciu będzie miała ojca tylko dla siebie. Niestety dla niej okazuje się, że on ma już przygotowaną na boku kolejną partnerkę, którą jest niejaka Susan. Na domiar złego ma też małego syna i oboje niedługo wprowadzają się do Julie i jej ojca.
Prawdziwą gwiazdą produkcji jest odgrywająca główna rolę Isabelle Mejias. To ona właśnie wciela się w tytułową Julie, czyli napaloną na własnego ojca małolatę. Aktorka odegrała swoją rolę w sposób ujmujący i dość wiarygodny. W sporej mierze to ona ciągnie ten wózek, chociaż nie tylko. Inni członkowie obsady także wnoszą na ekran sporo jakości oraz kolorytu.
Ojciec, w którego wciela się Anthony Franciosa, wygląda nieco jak latynoski amant, ale może to i dobrze, bo ma przynajmniej jakiś tam swój urok. Grający mordercę Paul Hubbard też nie jest go pozbawiony. Pasuje do roli nieokrzesanego i niezbyt rozgarniętego osiłka. Mamy w końcu najbardziej znane nazwisko, czyli Sybil Danning. Ta austriacko-amerykańska aktorka tym razem nie wcieliła się w żadną złą królową, lecz nie ominęła jej mimo to scena rozbierana.
Julie Darling to film, który łączy udanie różne motywy. Przede wszystkim eksploruje kwestie kompleksu Elektry. Jak tak bliżej przyjrzeć się tematowi, to znajdzie się parę podobnych pozycji, ale nie każda posuwa się w tak ekstremalne klimaty, jak obraz Paula Nicholasa. Jego wizja niezdrowej fascynacji córki rodzicem przyjmuje tutaj formę brutalnej rywalizacji bohaterki z całym, można powiedzieć, rodzajem żeńskim. Manipuluje ona i wykorzystuje ludzi jak wytrawna socjopatka.
Fakt ten reżyser wykorzystuje, by stworzyć przy okazji całkiem niezłą mieszankę kryminału i thrillera. Prosta fabuła w pewnym momencie gmatwa się, a losy bohaterów umiejętnie się mieszają. Również nieliczne sceny akcji czy kaskaderskie popisy prezentują tu odpowiedni poziom. Produkcja stanowi zatem ciekawą opcję, dla poszukiwaczy nieco obskurnej akcji, która z wyczuciem balansuje na granicy kina B-klasowego.
Oryginalny tytuł: Julie Darling
Produkcja: Kanada/RFN, 1983
Dystrybucja w Polsce: BRAK
