Jestem już tak stary, że mogę o sobie śmiało powiedzieć jako o osobie, która wychowała się na oryginalnym Predatorze z 1987 roku. I choć nie toksyczna męskość jest mi daleka, moje ciało nie posiada praktycznie żadnych mięśni, a przemoc nie jest tym, czego szukam w kinie, tytuł ten stanowi dla mnie niejako definicję kina lat 80. i arcydzieło gatunku, który zawładnął umysłami całego pokolenia ludzi.
Dlatego też staram się łykać wszystko, co ta franczyza puszcza w popkulturową przestrzeń i prócz dwóch filmowych wycieczek na pojedynek z innym, ikonicznym monstrum z kosmosu oraz filmem Shane’a Blacka, jestem jak najbardziej ukontentowany tym, co dostałem. Jestem więc w tej większości, która jednogłośnie uważa, że Predator jako marka w rękach Dana Trachtenberga jest na właściwym miejscu. Pokazał to Predator: Prey (2022), pokazał to również Killer of Killers.
Omawiany tutaj film nie jest żadną rewolucją dla tej marki. I całe szczęście! To po prostu prosta eksploatacja innych okresów historycznych, w których wojownicy muszą stawić czoła pozaziemskiemu łowcy. Wojowniczka z czasów Wikingów, Ursa (Lindsay LaVanchy), bliźniacy-samurajowie Kenji i Kiyoshi Kamakami (Louis Ozawa) oraz amerykański pilot z okresu II Wojny Światowej Torres (Rick Gonzalez) mają ze sobą na pierwszy rzut oka niewiele wspólnego.
Ale w każdym z nich różni przedstawiciele gatunku Yautja widzą ucieleśnienie technologicznej sprawności i ducha walki. Obcy szanują swoją ofiarę i badają różne sposoby, w jakie ludzie nauczyli się prowadzić ze sobą wojny. Oczywiście Yautja nadal postrzegają ludzi jako zwierzęta przeznaczone do sportowego zabijania, a ich ofiary nie mają pojęcia, z czym się mierzą. Klasyka, ale po co poprawiać to, co wszak działa już od tylu lat?
Zwrócić uwagę należy na pewno na animację i plastykę filmu, bo te są fenomenalne! Powiedzieć, że film wygląda wspaniale, to jak nie powiedzieć w zasadzie nic. Obrany przez twórców styl graficzny idealnie łapie specyfikę świata przedstawionego, z jednej strony brudnego i brutalnego, z drugiej zaś pięknego, wyrafinowanego wręcz. Przemoc jest bardzo graficzna, szczegółowa, więc każda plamka krwi wydaje się zaprojektowana z wyjątkową dbałością. Wszystko, co dzieje się na ekranie, jest bardzo kinetyczne i nie tracimy w zupełności z oczu żadnego szczegółu. Dodatkowo, postacie mają głębię i osobowość dzięki swojej animacji, więc mamy wrażenie, jakbyśmy obcowali z żywymi, oddychającymi aktorami, nie zaś czymś wykreowanym w komputerze.
Chociaż historie przedstawione w filmie nie są przełomowe, Killer of Killers przedstawia po prostu pięknie i z całą wagą pompującej adrenalinę akcji, która po prostu nie działałaby tak dobrze, gdyby był to projekt aktorski. Ci mocno stylizowani Yautja są więksi, dziwni i potworniejsi niż którykolwiek z ich kuzynów na srebrnym ekranie. Poruszają się z niesamowitą szybkością, która sprawia, że czujesz, jak przerażające byłoby widzieć, gdy któryś materializuje się właśnie przed Tobą. Niuansu dodaje również fakt, że kosmici przyjęli pewne ludzkie zwyczaje ludowe, a jeden z nich w zasadzie stylizuje się na Shinobi.
Jeśli miałbym stwierdzić, że film ten cierpi z jakiegoś powodu, to pewnie wskazałbym problem, z którym borykają się wszystkie takie projekty antologiczne. Niektóre przedstawione w nich historie są po prostu przyjemniejsze niż inne. W tym przypadku najbardziej do gustu przypadła mi historia z ery Wikingów i Ninja, pozostałe są też bardzo udane, ale widać, że stoją nieco w cieniu swoich poprzedników. Ale no, to tylko moja optyka i osoba wypowiadająca się po mnie może mieć zupełnie na odwrót.
Nie mogę powiedzieć, że Killer of Killers to dla mnie jakieś mega zaskoczenie. W końcu o projekt ten byłem duchowo spokojny od momentu, kiedy go ogłoszono. Po prostu jaram się, że tak bliskie mi uniwersum wciąż dostarcza tak emocjonujących na wielu płaszczyznach produktów, które nie są tylko tandetnym zapychaczem czy sposobem, na utrzymanie praw do marki w jednych rękach. Bardzo bym sobie tego życzył, bo historia zapoczątkowana tutaj znalazła swoje rozwinięcie w kolejnym projekcie, kto wie, może czekające tuż za rogiem Badlands popchnie to wszystko dalej?
Oryginalny tytuł: Predator: Killer of Killers
Produkcja: USA, 2025
Dystrybucja w Polsce: disneyplus.com

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.