Zombie – pożeracze mięsa (1979)

Włochy to kraj płynący winem, sosem do makaronu i taśmą filmową. Nie tylko sukcesem jest tam kino amerykańskie, ale również i rodzime, co może stanowić kulturowy przykład dla wielu innych narodów, które ten segment wciąż traktują po macoszemu. Tak, patrzę na Ciebie moja Polska. O całym rynku włoskiego kina eksploatacji można zorganizować całe seminarium, więc do rzeczy. Świt żywych trupów (1978) George’a Romero wyszedł w Italii pod wszystko mówiącym tytułem Zombi, więc chcąc uszczknąć trochę z tortu jego popularności, producenci wpadli na cwany pomysł.

Wydany zaledwie kilka miesięcy po filmie Romero i recenzowany tutaj obraz Zombie – pożeracze mięsa przemianowano we Włoszech na Zombi 2. Choć wspólnym mianownikiem obu tytułów były tylko gnijące zwłoki powstające zza grobu, by żerować na żywych, nie przeszkodziło to tamtejszej branży bezczelnie podpiąć się pod sukces amerykańskiego arcydzieła kina grozy. Potem przyszły Zombi 3, Zombi 4 czy takie, z morderczymi ptakami w tytule. Ale to już inna historia.

Po tym, jak nowojorscy policjanci znajdują zombie na pokładzie łodzi jej ojca, Anne (Tisa Farrow) udaje się w podróż na Karaiby wraz z dziennikarzem Peterem Westem (Ian McCulloch). Ich celem jest wyspa Matul, ostatnie znane miejsce pobytu jej ojca. Tam, Dr. Menard (Richard Johnson) i jego żona, Paola (Olga Karlatos) prowadzą lokalny szpital, w którym wybuchła epidemia wirusa przywracającego zmarłych do życia w formie złaknionych mięsa zombie.

Mieszkańcy wioski uważają, że winny jest rytuał Voodoo, natomiast dr. Menard twierdzi, że źródło całego koszmaru tkwi raczej w biologii. Anne i Peter łączą się z Brianem (Al Cliver) i Susan (Auretta Gay), młodą parą pływającą po wyspach i szukająca egzotycznej przygody. Ta ostatnia oczywiście znajduje ich dość szybko, jednak nie tak, jakby pewnie sobie tego sami życzyli. Wyspa zaczyna roić się od nieumarłych i nie zajmie zbyt wiele czasu, zanim zombie przejmą ją całkowicie. To, co zaczyna się jako misja ratunkowa, szybko staje się szaloną próbą ucieczki z piekła. Ponadto zobaczymy, jak zombie walczy z rekinem.

Zombie – pożeracze mięsa to zdecydowanie mój ulubiony film traktujący o ikonicznej figurze żywego trupa jako mięsożernego potwora. Filmy Romero może i mają pogłębioną warstwę społeczno-polityczną, ale to właśnie dzieło Fulciego robi to, co horror jako gatunek filmowy robić powinien, starszy i wzbudza niepokój swoim specyficznym, przypominającym senny koszmar klimatem. Taki charakter opowieści pozwala jej też na porzucenie logicznych systemów zachowań, traktując swoich bohaterów jako ludzi wrzuconych w sam środek wydarzeń, które wymykają się dalece również poza ich pojmowanie rzeczywistości.

Nie można mówić o kinie Fulciego bez zwrócenia uwagi na makabryczną charakteryzację i wszystkie efekty gore, jakie dominują jego późną filmografię. W końcu reżyser ten nosił przydomek włoskiego ojca kina gore! Dlatego też zapomnijcie o zombie wyglądających jak świeże trupy prosto z kostnicy, to gnijące ciała w różnym stopniu rozkładu, trawione żywcem przez larwy i odczłowieczone w sposób ostateczny. Glina, syf, zgnilizna i smród, którymi emanują, są wręcz namacalne i zdecydowanie niezapomniane. Można się śmiać, że zombie w kinie dzielimy na te szybkie i powolne, ja natomiast wolę rozróżniać te amerykańskie (tradycyjne) i te włoskie (apoteoza rozkładu).

Ale żeby nie było, że film Fulciego to tylko festiwal gore i wylewająca się z ekranu atmosfera grozy. Nie trzeba być historykiem, by zrozumieć, że Pożeracze mięsa to również bardzo dosadna krytyka kolonializmu, tragedii, jaką biały człowiek sprowadził na oceaniczne tereny Ameryki Południowej. Najeźdźcy z tak zwanego cywilizowanego świata – nie bez powodu Nowy Jork z początku prezentowany jest majestatycznie i pocztówkowo – odbierają bądź co bądź małą przestrzeń ludów tubylczych karaibskiej wyspy. Obroną okazuje się Voodoo (mieszanka katolicyzmu i starożytnych afrykańskich tradycji), symbol historycznej przemocy, która do dziś zbiera żniwo w postaci ludzkich ofiar.

Zombie Fulciego jest kinem wielkim, choć oczywiście wymaga spojrzenia na niego z odpowiedniej perspektywy. To nie wymuskana, przemyślana pod każdym względem amerykańska produkcja z wielkie pieniądze, a raczej filmowy przejaw buty pokazującej środkowy palec wszystkim wkoło i zdający się krzyczeć „patrzcie, da się jeszcze mocniej!”. Dla fanów kina grozy i wszystkich tych, których jarają namacalne efekty specjalne seans obowiązkowy, choć ja poszedłbym jeszcze dalej i powiedział, że być może jest to jeden z najważniejszych filmów w historii kina europejskiego. Smacznego!

Oryginalny tytuł: Zombi 2

Produkcja: Włochy, 1979

Dystrybucja w Polsce: flixclassic.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *